Czasami... Nie, przepraszam, nie czasami - bardzo często. Otóż bardzo często słyszę - "Ale fajny ten twój książkowy nałóg. Taki zdrowy!". W takich chwilach myślę, czy aby na pewno zdrowy? Proszę, oto parę samokrytycznych przykładów z mojego zwichrowanego życia codziennego:
Przykład nr 1 - książki mnie kiedyś zabiją. Na przykład spektakularnie spadając mi na głowę w środku nocy. Trzymane na ramie łóżka, tuż nad głową, żeby było wygodniej sięgać, stoją w ilości niesprecyzowanej, gabarytów różnorodnych, od tych niedużych po grube tomiszcza. Na przykład w twardej oprawie. I niech się przytrafi jakiś koszmar, gwałtowniejsze poruszenie we śnie i ta cała konstrukcja się zawali? Prosto na moją śpiącą i śniącą łepetynę? Zapewniam, że sprzątam ją (stertę, nie łepetynę) cyklicznie, a ona i tak się tam pojawia, niczym wyrzucony bumerang. Nie mam pojęcia jak. Po prostu to się dzieje, tak jak się dzieje to, że nie wiem kiedy i jak sięgam po następną książkę, choć zaklinałam się na wszelkie możliwe dla siebie motywatory, że nie czytam, tylko sprzątam/zmywam/wychodzę z Potworami/ czy co tam właśnie w danym momencie powinnam zrobić. A po chwili już spokojnie tonę w kolejnej powieści..
Przykład nr 2 - książki wykończą mój kręgosłup. Tak, tak, powinnam kupić sobie czytnik e- booków. A skoro już mam taki wstręt do czytników to chociaż powinnam ograniczyć noszenie książek do jednego egzemplarza na raz. Tu też zagadkowo, często odnajduję w swojej torbie pięć lub więcej książek. I tak na przykład dźwigam od tygodnia trzy przeczytane już książki (czemu u licha nie odłożyłam ich na półkę..?), jedną którą czytam aktualnie i ostatnią, której nawet nie mam pewności, czy w ogóle będę miała ochotę czytać w następnej kolejności..A plecy bolą! że już nie wspomnę o stronie czysto finansowej przedsięwzięcia - nie, nie chodzi o ceny książek, tylko toreb, które muszą te książki dźwigać. Ileż to razy wracając w pośpiechu musiałam łapać w ostatniej chwili zawartość mojej torby, w której coś nagle trzasnęło i pasek/ramiączko pękało z bólem? A potem albo naprawa, która jest doraźna i na dłuższą metę nie przynosi efektów, bo incydenty z łapaniem zawartości zdarzają się coraz częściej, albo zakup kolejnej torby, która wytrzyma znowu tylko jakiś czas, do zasłużonej emerytury. A że to zawsze musi być duża torba to i wydatek większy..
Przykład nr 3. - książki doprowadzą mnie do jakiegoś zaburzenia psychicznego. Ano tak. Kiedyś w końcu zgubię tę cienką granicę pomiędzy rzeczywistością, a fabułą fikcyjną. Już konfabuluję i gubię wątek, a co będzie dalej? Jak Krzysztof z Obłędu zacznę widzieć na ulicach postacie fikcyjne, albo stanę się współczesną Alicją w kranie czarów, tylko owe czary będą miały swoje źródło w mojej zaburzonej psychice. Zresztą, już jest kiepsko, bo mam obsesję na punkcie swoich książek, mogę godzinami patrzeć na półki, a na wyświetlaczu telefonu mam - tak, tak, zdjęcie mojej biblioteki.
I podejrzewam, że gdyby nie mąż, na którego mogę zawsze liczyć, umarłabym z głodu, bo ostatnie pieniądze i tak wydałabym na książkę..
Zatem? Czy to aby na pewno zdrowy nałóg?
Taki wózeczek na kółkach sobie kup, szalenie praktyczna rzecz:)
OdpowiedzUsuńświetna myśl! ;)
Usuńnałóg? ee, po prostu szaleńczo zakochana, ot co :) wózeczek może się sprawdzić :) ostatnio moje dziecko przechodzi etap fascynacji książkami.. na wieczorną bajkę biegnie tak szybko jak po jedzenie :) oby mu nie minęło wraz z pierwszymi lekturami ;)
OdpowiedzUsuń:* trzymam kciuki by nie minęło ;)
UsuńHehe :D Ja na telefonie mam zdjęcie synka, tzn. miałam, bo mi dzisiaj zmienił na jakieś domki (ma roczek). Stosy wokół głowy i w torbie to jeszcze, ale to zdjęcie chyba faktycznie świadczy o zaburzeniu jakimś ;)
OdpowiedzUsuńmówiłam, no mówiłam..;) syndrom bibliotekarski to pewnie się nazywa..albo coś w tym stylu ;)
UsuńImponujaca kolekcja, a to pewnie tylko niewielka jej część ;)
OdpowiedzUsuńwycinek ledwie ;)
UsuńNo się pośmiałyśmy. Ja wprawdzie mam stosy obok łóżka, ale tak wysokie bywają, że też mnie mogą przywalić kiedyś. To jest chyba nieuleczalne, niech nasi mężowie pracują nad ograniczaniem skutków. Mój tak robi. Odwraca moją uwagę od kolejnej księgarni, kiedy gdzies jedziemy. A kiedy chce mi sie przypodobać albo mnie się pozbyć na chwilę, to mi ją właśnie pokazuje, żebym tam utonęła
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że nie jestem sama z tymi stosami ;) Z tym odwracaniem uwagi to mój też tak robi :) i podobnie z przypodobaniem ;)
UsuńCzy zdrowy ten nałóg to nie wiem, choć mimo twoich przykładów nadal jestem zdania, że dla rozwoju umysłu jest to bardzo dobre uzależnienie. Ale ja nie o tym chciałam. Wstrzeliłaś się tą notką w moje dzisiejsze myśli o tym, że twój nałóg jest zaraźliwy... Bo cóż weekendowy zjazd rodzinny zaowocował nie najgorszym wzbogaceniem się dzięki prezentom urodzinowym ;) I co mi głowę zaprząta... że kupię ten cykl książek, dokupię brakującą do innego cyklu i może starczy na jeszcze jakieś dwie ciekawe... I już mało ważne, że na półce stoi i czeka na przeczytanie 5 sztuk, że cały czas tej jednej cegły skończyć nie mogę. Co z tego? Przecież w końcu doczekają się przeczytania, a tymczasem w ciągu dnia lubię podejść do tych oczekujących i pogłaskać, powąchać, powiedzieć im, że o nich pamiętam :D
OdpowiedzUsuńTo mnie teraz pogłaskałaś po sercu..:***
UsuńTo nie jest zdrowy nałóg :) przynajmniej dla zdrowia, u mnie jeszcze dochodzą piekące oczy od czytania po nocach i bolący kark, ale to dlatego, że mam kiepskie warunki do czytania, co już się powoli zmienia, bo czekam na nowe krzesełko w stylu art deco ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, zdrowie można nadwyrężyć takim czytaniem ;) ciekawa jestem krzesełka ;)
UsuńTata robi :) znaleźliśmy kiedyś, jak była na osiedlu akcja wywożenia śmieci o dużych gabarytach, ale się doczekam tego mojego krzesełka chyba dopiero po urlopie rodziców :P
UsuńAaaale fajnie mieć takiego tatę :) Mój był stolarzem, więc pierwsze biurko i pierwszą, jeszcze taką dziecinną biblioteczkę, zrobił dla mnie właśnie on :) Ważne że się doczekasz, pamiętam z dzieciństwa, że też czekałam na to biurko strasznie długo ;)
Usuńps. nie to żebym Cię porównywała do siebie z czasów dzieciństwa, tylko niestety tatę miałam tylko w dzieciństwie
UsuńTeż bardzo dłuuugo czekałam aż mi tata łóżko zrobi, bo miałam swoje już za krótkie, kiedyś tata przyszedł do domu i patrzy a ja łóżka nie mam i pytam się z rozbrajającym uśmiechem: Tato, przydadzą Ci się na coś te deski z łóżka?
UsuńPo prostu porozkręcałam całe łóżko i tata musiał szybciutko zrobić nowe :P dobrze, że już wszystko było daaawno kupione :P
Sprytem można sobie z tatą poradzić :)
Usuń