Życie, które mi dano jest tylko opowieścią; ale jak ja ją opowiem, to już moja sprawa. *
Gdyby mi ktoś powiedział jeszcze jakiś czas temu, że podczas lektury książek Hłaski będę nie tylko czerpać przyjemność z czytania, ale jeszcze się zachwycać tym co Hłasko napisał, to naprawdę pomyślałabym, że albo ten ktoś zna mnie za słabo, albo przecenia Hłaskę. Albo jedno i drugie. A tu proszę. Czytając Pięknych dwudziestoletnich miałam olbrzymią ochotę po prostu żywcem przepisywać kolejne akapity. Bo choć to proza pełna rozgoryczenia, żalu i tęsknoty, bo choć wspomnienia dotyczą szarej polskiej rzeczywistości powojennej, to jednak Hłasko ma celne uwagi odnośnie życia, korzysta z ciekawej i pięknej symboliki, a między akapitami dużo mówi o przeżyciach, z których pozornie cynicznie kpiąc, tak naprawdę oddaje swój ból i ogrom doświadczeń.
Piękni dwudziestoletni powstało jako zbiór wspomnień związanych z emigracją i brakiem możliwości powrotu do kraju. Jest próbą rozrachunku dotyczącego pierwotnie decyzji własnej o przedłużeniu emigracji, a potem już związanej z utrudnieniami i niemożliwością tego powrotu w związku z decyzjami władz. Przy okazji jest formą autobiografii, krytyki literackiej, oceny kondycji polskiej literatury, historii oraz aktualnej sytuacji społeczno - politycznej. Jest zbiorem anegdot i wspomnień związanych z różnymi ludźmi. Jest ciągłym opowiadaniem, tak jak mu poradził Newerly.
Wątki autobiograficzne są przeplatane z anegdotami. Wyłuskiwanie ich jest wbrew pozorom przyjemną częścią lektury. Hłasko jako dziecko nie radził sobie w szkole, której ostatecznie nie udało mu się zakończyć. Że tak było, przyznaje bez żadnych skrupułów i upiększania rzeczywistości:
Zacząłem pisać mając lat osiemnaście; winna jest moja matka, która dawała mi książki do czytania - tak, że stało się to moim drugim nałogiem. Szkoły nie ukończyłem; częściowo na skutek komplikacji rodzinnych, częściowo na skutek idiotyzmu, stwierdzonego przez nauczycieli. Nie jestem pewien do dzisiaj, czy między fizyką, algebrą, matematyką i chemią zachodzi jakakolwiek różnica i nigdy się tego nie dowiem. Nie wiem, czy czterdzieści dziewięć da się w ogóle podzielić przez jakąkolwiek cyfrę; jeśli to się w ogóle jakimś cudem uda, to na pewno nie mnie. Przez szkołę powszechną przepchałem się tylko dzięki temu, że nauczycielem matematyki był ten sam nauczyciel, który uczył języka polskiego.**
Zresztą, do całego swojego życia ma bardzo zdystansowane podejście Gdy szkoły nie ukończył obowiązek państwowy zmusił go do podjęcia pracy. Zaczął już w wieku 16 lat. Imał się różnych zawodów i poznał specyfikę pracy w powojennej Polsce. A zatem po pierwsze wielkie krętactwo, mataczenia, oszustwa i przekupstwo. Uczy się cynicznego, brutalnego życia, które wymaga ciągłego przepychania się łokciami. Ale chce pisać. Pracę traktuje jako życiową konieczność, cel jaki widzi dla siebie jednak ma związek z twórczością. Dlatego nawet gdy UB go zgarnia i postanawia zrobić z niego szpicla (każde przedsiębiorstwo miało komórkę Urzędu Bezpieczeństwa, a jego referent miał swoich kapusiów wśród pracowników), on to wykorzystuje na swój sposób. Informuje o tym kolegów, ci przekierowują go do samodzielnej pracy, tak by nie miał możliwości nic widzieć, a zatem nic zaraportować i zaczyna się pisanie kreatywnych raportów. Jak stwierdził sam autor tychże lipnych donosów, zawdzięczał im całkiem sporo, ponieważ rozwijało to jego fantazję i podnietę twórczą***. Pisanie jednak w powojennej Polsce jest mocno utrudnione. Działa cenzura, nie można swobodnie się wypowiadać i choć opowiadania Hłaski są filmowane, to nie są wydawane (!). Takiej Polski jak on widzi, twierdzą jego przeciwnicy, po prostu nie ma. To uczucie, że patrzy na świat innymi oczami niż reszta ludzkości jeszcze nie raz się powtórzy.
Pomimo rozgoryczenia Polską Hłasko do tej Polski tęskni cały czas. O sobie, że jest Polakiem, mówi z nieukrywaną dumą. Rozmyśla nad tym co aktualnie się w kraju dzieje, chociaż nie może do niego wrócić. Zostawia gorzką pigułkę o tym jak dzisiejsi piękni dwudziestoletni nie przejmują się losem swojego kraju:
Ci wszyscy chłopcy, z którymi ja zaczynałem, wiedzieli, że jest fatalnie, ale czekali przez lata, aby móc napisać jeden wiersz, jedno opowiadanie; aby móc namalować jeden surrealistyczny obraz czy też wystawić rzeźbę niepodobną do niczego. Ale to byli wszystko ludzie, którzy wbrew faktom i
wbrew wszystkiemu co działo się dokoła, usiłowali zachować wiarę, że nadejdzie chwila, w której wolno będzie powiedzieć: nie. My, łysiejący już i nie piękni, i nie dwudziestoletni, mieliśmy tych parę kroków w słońcu; jedni z nas robili to gorzej, drudzy lepiej, nie powstały w tym czasie dzieła o wielkiej wartości, ale być może przydadzą się one przyszłym kronikarzom jako dowody nędzy i nieudolności i jako dowody niemocy człowieka żyjącego w koszmarze, nie znajdującego w sobie siły, aby to wyznać. Ale jak powiedziałem: byli to ludzie, którzy wierzyli, że wolno im będzie powtarzać tylko to jedno najważniejsze w życiu każdego człowieka słowo: nie.
Kiedy dzisiaj spotykam ludzi pięknych, dwudziestoletnich i rozmawiam z nimi, przeraża mnie jedno: wszyscy oni wiedzą, że w Polsce jest źle; wszyscy nie mają złudzeń co do tego, że Polska jest krajem okupowanym ; natomiast nikogo to z nich specjalnie nie interesuje.****
Chęć by spisać całość tekstu ciągle we mnie tkwi. To jest niesłychane jak jego lektura objaśnia czemu Hłasko był taki, jaki był. Skąd ten cynizm i świat bez skrupułów w jego utworach. Dopiero teraz rozumiem, że trzeba go czytać między wierszami. Wtedy wyłania się zupełnie inny obraz, obraz człowieka, któremu przypadło w udziale żyć w okropnych czasach, z którymi próbował zmagać się na swój sposób, z postawą, że ma to wszystko gdzieś, chociaż tak naprawdę, to wszystko to go strasznie bolało.
Wydawca książki pisze, że długo Pięknych dwudziestoletnich nie można było wydać w Polsce - daty to pięknie dokumentują: Hłasko ukończył książkę w 1966, moje wydanie pochodzi z 1989 roku. Jednocześnie w krótkim wstępie ów wydawca dyplomatycznie umywa ręce od poglądów głoszonych przez Hłaskę, ciesząc się tylko tym, że nareszcie mógł książkę dostarczyć czytelnikowi. Czasami Hłasko jest istotnie dosadny. Czasami zbyt cyniczny. Czasami zbyt mroczny. Ale szczerze mówiąc w takiej sytuacji w jakiej się znalazł trudno o lepszy sposób ekspresji swojej opowieści.
Piękni dwudziestoletni, Marek Hłasko, Czytelnik, Warszawa 1989
*. str. 13
** str. 8
*** str. 46
**** str. 158
Hłasko, Mrożek, Witakacy, Stachura, to pisarze mojej młodości. Namiętnie ich czytałam będąc w liceum. Bardzo zbuntowana byłam :)
OdpowiedzUsuńJa tylko Stachurę z tej listy wtedy czytałam :)
UsuńMoże byłam mnie zbuntowana ode mnie :) Do kina chodziłam tylko na starocie i do tego ambitne, na jakieś dziwne wystawy alternatyne itp :) To były czasy...
OdpowiedzUsuńwiesz, w sumie to ja nie wiem o jaki bunt Ci dokładnie chodzi ;) mój bunt dotyczył mojej sytuacji życiowej, ale to już zdarta płyta i nie ma co tracić czasu ;) w każdym razie nie miałam czasu buntować się przeciwko systemowi czy władzy.. zresztą, urodziłam się w roku 1980 więc jak dorastałam to powoli nie było się przeciwko czemu buntować..
UsuńJak to jaki bunt? Kochana, bunt przeciwko wszystkiemu i wszystkim: ustrojowi ( ja rocznik 77 jestem), polityce, społeczeństwu i narzuconym normom,systemowi szkolnictwa, okowom społecznym. Szukanie samego siebie, swojej drogi...Dużo można mówić :)
UsuńAaa.. rozumiem :) ja miałam za duży syf w domu, żeby się przejmować ustrojem, czy systemowi szkolnictwa. Pewnie dlatego nie załapałam o jaki bunt Ci chodziło :)
UsuńAz sie lza w oku kreci. Tyle zarwanych nocy mialam z powodu Hlaski.
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze wrocic do lektury jego ksiazek, ale najpierw jednak jego biografia:)
Ja się czuję rozdarta między biografią a całą resztą jego utworów! :)
UsuńŚwietna recenzja
OdpowiedzUsuń