Dukla to rzecz niebywała.
Niby treści niewielkiej, tekstu krótkiego, a jednak mam poczucie spotkania z czymś wielkim. Poetycko.
Dukla jest niczym dobry trunek, który najlepiej sączyć powoli. Dawkować małymi łykami, niespiesznie, nawet gdy kusi, żeby jednym haustem, żeby pochłonąć całość, teraz, zaraz, natychmiast.
Dukla to parę opowiadań. Właściwie niektóre z nich można nazwać notatkami. Wariacjami na temat.
Dukla to obrazy. Malowane prozą.
Gdy się ją czyta, jest się jakby poza czasem.
Czas zamierał między sobotami. Tracił swoją lekką, przejrzystą postać. Puchł, gęstniał, obezwładniał, czepiał się ciała i może życie stawało się podobne do marszu pod wiatr. Czułem się tak, jakbym próbował biec w wodzie sięgającej piersi. Gesty snuły się za mną jeszcze długo potem, jak je wykonałem. Byłem pewien, że zostawiam ślady w powietrzu. Bo wtedy czas bardzo przypominał powietrze. Albo w wodę. Za to w sobotnie wieczory czas odzyskiwał swoją właściwą postać. Płynął tak prędko, że mnie wyprzedzał. Widziałem, jak umyka. Tak uciekają pejzaże za oknem pociągu. Nic nie można zrobić. Niby zostają w tyle, lecz ma się poczucie, że to one nas porzucają, a nie odwrotnie.*
Dukla to zbiór wspomnień o nieistniejącym czasie i zmieniającej się pod jego wpływem Dukli. Małej miejscowości w województwie podkarpackim. Banał? Ot wspomnienia z dzieciństwa? Pewnie tak. Ale Dukla to nie tylko mała mieścina..
No więc Dukla jak memento, jak mentalna dziura w duszy, klucz nie do podrobienia i duch porośnięty migotliwymi piórkami realności. Dukla warta litanii, Dukla ze spróchniałym ciałem Amalii zamiast serca, Dukla wypełniona przestrzenią, w której lęgną się obrazy i dopada przeszłość, a przyszłość przestaje obchodzić (..)**
Tak naprawdę, gdyby próbować zebrać tematykę tego tomiku, to wydaje się dość uboga. Czerń nocy na styku wschodzącego słońca. Wspomnienia z dzieciństwa, z pewnego lata pełnego słońca i spowalniającego czasu, którego bieg zmieniał się jedynie w soboty, fascynacji piękną dziewczyną, wspomnienia o dziadku. Obrazki z życia flory i fauny. Tyle, że te skromne obrazy oddane są w taki sposób, że mimo swej powszedniości, ba, banalności, przykuwają uwagę, spowalniają tempo lektury, wciągają. Mam świadomość, że nie każdego może pociągać taki typ lektury. Dla mnie jednak Stasiuk tworzy niezwykłą poezję. Choć pisaną prozą.
Dukla, Andrzej Stasiuk, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011
*str.. 34
** str. 66
Mnie już przekonałaś. Przypomniał mi się Warunek Rylskiego. Gdyby z tego zrobić sztukę, mielibyśmy raptem 2 akty, ale ten język! styl!
OdpowiedzUsuńJak czytam Twoje komentarze to mi uśmiech z ust nie schodzi :D
UsuńA! To ja teraz muszę Rylskiego dorwać! :D Jak ten język, ten styl, to koniecznie trzeba przeczytać :D
Świetny wpis, bardzo fajnie tę poetyckość Stasiuka oddałaś, aż chce się biec do półki i Stasiuka czytać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) chyba mogę powiedzieć, że ma to bezpośredni związek z Twoim wpisem ;) I tak pobiegłam do półki i czytałam :)
Usuń