Naszą bibliotekę miejską mogłabym zachwalać bez końca. Niby nieduża, niby tylko trzy pomieszczenia zajmuje, które w całości pewnie są wielkości naszego mieszkania (choć znowuż małego mieszkania nie mamy, dumne 65,5 m kwadratowego to nasza powierzchnia mieszkalna, którą powoli wypełniamy książkami..), niby nie wszystkie działy rozbudowane (część literatury obcej wrzucona do jednego "wora") a jednak.. Złego słowa nie dam powiedzieć, peany pochwalne mogę pisać. Wybór jest ogromny, na dodatek nasza biblioteka stara się nadążać za nowościami, nie ujmując nic klasyce. Panie bibliotekarki - cudowne. Nie tylko poratują człowieka wolną reklamówką, gdy jak ten głupek rzuci się na sześć książek i nawet nie zabrał ze sobą żadnej torby, nie tylko pomogą szukać w przepastnych półkach, gdy człowiek ślepy czasami opisu nie zauważy, ale jeszcze biorą pod uwagę sugestie czytelnika (a ma ten czytelnik sugestii bez liku ;D) co ewentualnie można do biblioteki dokupić. Na dodatek jeśli ktoś nie ma sumienia wyrzucić książki może ją zostawić na półce na półpiętrze, przed wejściem do biblioteki. Stamtąd jeśli ktoś ma życzenie, może ową porzuconą zabrać. I tak właśnie trafiła do mnie książka Adama Bahdaja Gdzie twój dom Telemachu?. Stan - jak wyciągnięta z piwnicy, w której mogła przeżyć parę kataklizmów, a przynajmniej zalanie wodą. Sugeruje to zgrubienie kartek, dziwna ich sztywność i zapach. Ale jest cała! Strony są wszystkie, a ja nie wybrzydzam, o ile książka jest w całości. Poza tym ma dokładnie 30 lat od momentu wydania, więc jest mi bliska wiekowo. Radość więc miałam niesamowitą unosząc ją z biblioteki razem z innymi wypożyczonymi powieściami.
Już na okładce widnieje krótka notka biograficzna Bahdaja, która sugeruje, że niestety ta powieść jest kontynuacją Telemacha w dżinsach. Nic jednak straconego, ponieważ autor tak ładnie wprowadza a fabułę, że można łatwo się domyślić, co wydarzyło się w tej wcześniejszej powieści. Czyli nie gubiąc wątku (ale z myślą, że nadrobić można) czytałam dalsze przygody Maćka Łańko, który dostał bardzo ciekawą propozycję, a za nią jak się okazało, kryło się zadanie niemalże syzyfowe. Które z kolei niczym po nitce do kłębka doprowadziło do prawdziwej górskiej przygody. Ale nie uprzedzając faktów..
Telemach był synem Odyseusza, który razem z matką czekał na jego powrót. Nasz Telemach, czyli Maciek Łańko, został porzucony przez ojca, na którego pewnie również czekał (nie znam niestety szczegółowo pierwszej części) razem z matką. Niestety matka wkrótce umarła i chłopiec otrzymał sądową opiekę. W pierwszej części są opisane jego zmagania z trudną rzeczywistością i próbą odnalezienia ojca. Próba się nie powiodła, spowodowała jakieś przykrości, przez które w zamieszkiwanym dotąd Jarzembinie Maciek przestał czuć się dobrze. Dlatego gdy pojawia się w jego życiu stryj Waldek chłopiec przyjmuje jego dziwną propozycję. A propozycją tą jest zamieszkanie wraz ze stryjem i jego świeżo poślubioną żoną, oraz zajęcie się jej synem, Krzysiem, bo wiadomo jedynaka zawsze gorzej wychowywać, a dwójka dzieci, to co innego. To, że na Maćka zrzucono pedagogiczny obowiązek pilnowania chłopaka, nasz Telemach uświadamia sobie trochę za późno, gdy już zgodził się na przeprowadzkę do Błażejowa. I cóż, obowiązek ten doprowadzi do wielu przykrych sytuacji, do matactw i w końcu świństwa, jakiego ofiarą padnie Maciek i które to świństwo wygna go właśnie w bieszczadzkie góry. Do Jojo, przyjaciela poznanego właśnie w części pierwszej. Czy Telemach odnajdzie w końcu swoje miejsce, swój dom?
To nie jest powieść naszych czasów. Nie ma komórek, laptopów, nie ma nadprzyrodzonych zdolności, ani wampirów czy wilkołaków. Jest to powieść czasów odległych, gdy internet był pieśnią przyszłości. Dla naszej dzisiejszej młodzieży, zapewne czasów bez mała przedpotopowych, gdy ludzie pisali do siebie listy a wiadomości z innych regionów kraju przychodziły z kilkutygodniowym opóźnieniem. A jednak jest to niezwykła książka. Pełna mądrości i ciepła. Ale nie ma tu roztkliwiania się nad sobą, załamywania rąk. Jest dzielny chłopak, który choć w życiu utracił to co najważniejsze, czyli dom, rodzinę, poczucie stabilizacji, to jednak ma w sobie hart ducha, dzielność i siłę by walczyć dalej. I szukać swojej piątej strony świata. "Czemu ja wcześniej nie czytałam Bahdaja?" zadałam sobie to pytanie, gdy utonęłam w tej powieści i wynurzyłam się dopiero po jej zakończeniu. Przecież to genialny pisarz!
Gdzie twój dom Telemachu? Adam Bahdaj, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1982
Chyba jeszcze.. ;) Tydzień bez nowości
To przeczytaj inne książki o Telemachu:) Świetne są.
OdpowiedzUsuńJuż o tym myślę :) niedługo kolejna wizyta w bibliotece, będę szukać :)
UsuńInne Bahdaje raczej lżejsze, chociaż takie "Do przerwy 0:1" mocno życiowe:)
OdpowiedzUsuńInnych też jestem ciekawa :) A życiowych książek.. Jakoś nigdy za wiele :)
UsuńBierz bez zastanowienia, chociaż spora część jest dla młodszych czytelników. Tolek Banan i Podróż za jeden uśmiech rządzą:))
UsuńAleż ja mam ciągle w duszy 15 lat! Jak to było..? To tylko ten kostium mi się starzeje :D
UsuńDo niektórych powieści należałoby mieć ze 3 lata mniej:P Ale dasz radę:D Kostium się marszczył :D
UsuńOj 15 czy 12.. ;P niewielka różnica :D o! no właśnie, marszczył! :D Się marszczy powoli. Ale co tam, ważne co w duszy gra :D
UsuńNo to po Bahdaja marsz:)) A jak już przeczytasz, to polecam seriale wg jego książek:)
UsuńJest w planach :) A przez Ciebie to ja teraz Wiecheckiego szukam :) Bo jakoś tak fragment to mi mało :)
UsuńSzukaj, to jest słuszna koncepcja:) Chyba zarzucę jakiś następny kawałek:)
UsuńSzukam, a w międzyczasie chętnie..kolejny kawałek u Ciebie :)
UsuńBędzie na pewno.
UsuńUwielbiałam książki Bahdaja. "Telemach" jakoś mi umknął, ale czule wspominam "Tolka Banana", "Kapelusz za 100 tysięcy", "Uwaga! Czarny parasol", "Podróż za jeden uśmiech"... Ach :D A biblioteki zazdroszczę bardzo, bardzo, zwłaszcza tych miłych pań bibliotekarek.
OdpowiedzUsuńNo i widzisz kto tu ma braki? ;) To moja pierwsza książka Bahdaja! Ale lepiej późno niż później :)
UsuńA co do biblioteki.. Zawsze możecie się przeprowadzić :D
Ja też zazdroszczę Ci biblioteki. U mnie panie nie są zbyt pomocne, nie pożyczają reklamówek, nie pozwalają wziąć więcej książek niż 4. Ale za to nie naliczają kar, gdy ktoś zbyt długo przetrzymuje książki.
UsuńA Bahdaja czytałam w dzieciństwie. Bardzo go lubiłam :)
Czyli też nie jest źle :) A że rzadko się trafiają pomocne panie..to wiem, z innych bibliotek.
Usuńech, ile ja straciłam.. ;)
Zajrzałam do swojego katalogu (bo już się trochę gubię w tym co mam, a czego nie mam) i hura! jest "Telemach w dżinsach"! A na pewno go nie czytałam... więc będzie jak znalazł :)
OdpowiedzUsuńNatomiast jedną z ulubionych lektur mojego dzieciństwa był "Kapelusz za 100 tysięcy", do dziś lubię do niego wracać.
Ja ze swoich bibliotek też jestem kontenta. Staram się teraz czytać tylko własne książki, ale od czasu do czasu coś przychodzi uzupełnić i wtedy jak w dym! Jedno mi się tylko nie podoba w bibliotece wojewódzkiej: że z działu młodzieżowego może korzystać tylko młodzież :) Niedługo mi już stamtąd córkę wyrzucą jako za starą i nie będę miała dostępu. A jest tam sporo książek nieobecnych w innych agendach...
A! Zazdroszczę tego "Telemacha w dżinsach"! Ja dopiero zacznę na niego polowanie :D I "Kapelusz.." zanotowałam już :)
UsuńTak sobie myślę.. A może posyłać potem jakiegoś nastolatka jako umyślnego ;) Co by na swoje konto wypożyczał za miły uśmiech starszej czytelniczki ;) Trzeba sobie jakoś radzić :) Jako dziecko wypożyczałam książki na konto dziadka, bo mi nie pozwalano korzystać z biblioteki dla dorosłych. Ileż się czytelnik musi nakombinować ;)
Szczerze powiedziawszy nigdy nie zaglądałam do książek Bahdaja, bo... wydawało mi się, że to "dziecinniada" a tu taka dyskusja rozgorzała na temat jego książek... i to wśród dorosłych kobiet :) ale fajnie, może też się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ale czemu dziecinada? Książka dla młodzieży? Rozumiem te dla dzieci, ale te młodzieżowe, oj często i gęsto są bardziej życiowe niż te dla dorosłych :) Skuś się, skuś :)
UsuńPozdrawiam :D
A ja chyba z Telemachem się przeoczyłam... Pamiętam "Czarne sombrero", pamiętam "Wakacje z duchami", "Podróż za jeden uśmiech"... No i tę książkę, a raczej jej okładkę, też pamiętam. Leży na mojej półce tuż obok szafy. Jednak o czym?... Muszę do niej zajrzeć:)
OdpowiedzUsuńZajrzyj :) to naprawdę przyjemna książka :)
UsuńCzytam sobie Twoją recenzję i czytam i w pewnym momencie zadałam sobie dokładnie to samo pytanie - czemu nigdy nie czytałam tego autora? Nie mam pojęcia. Bardzo lubię takie "osobiste" recenzje, przepływ myśli. My mamy niezbyt fajną bibliotekę, uwielbiam klimat bibliotek, ale nowości jest malutko i ciągle krążą. Tu trzeba liczyć tylko na siebie. Ale starsze są, więc i Bahdaj będzie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie ja tak samo nie wiedziałam czemu.. :)
UsuńDziękuję za miłe słowa :D
Co do biblioteki - starsze pozycje też mają swoje plusy, można na przykład nadrobić braki w znajomości takiego Bahdaja :D