Książkę prosto z mroźnej, XVIII-wiecznej Norwegii polecała niegdyś Padma u siebie na blogu, wymieniając lektury na lato. Dla mnie lato jest porą taką samą jak każda inna w ciągu roku, to znaczy, że nie mam wakacji (ech, nostalgia) i jak większość pracujących mam tylko 26 dni urlopu (chlip, chlip) toteż latem z racji dobrej aury raczej nadrabiam trudniejszą literaturę (co nie oznacza, że czytam tylko taką), a lżejszą tradycyjnie zostawiam na okres jesienno -zimowy. I tak listę lektur spisałam i zostawiłam sobie na ten okres. I o tak, przyjemnie się czyta o lasach targanych śnieżycą w ciepłym domku, u boku jednego z ciepłych Potworów (jakoś tak siadają przy mnie zmianowo, a czasami osacza mnie cała trójka), powoli, może czasami ze znużeniem, ale ogółem dość przyjemnie.
A lasy wiecznie śpiewają to saga rodzinna, która opisuje los kilku pokoleń rodziny Bjorndal, której klamrami spinającymi całość jest niestety śmierć. Początkiem jest śmierć protoplasty rodu, ojca dwóch synów Tore i Daga, którą to śmierć poniósł w ramionach niedźwiedzia, a koniec jest śmiercią syna Daga, nazwanego również Dagiem, którą poniósł gdy próbował ratować tonące dziecko. Początek sagi, dotyczący losów dwóch synów Tore i Daga, sprawia wrażenie powierzchownego podejścia do całej historii. Życie trwa jakoś wyjątkowo krótko, śmierć pojawia się wyjątkowo brutalnie, wszystko przemija niczym w kalejdoskopie, niczym burza. Za szybko. Jakby można było czyjeś życie skrócić do stu stron i powiedzieć - no i umarli. Umarła. Zginął. Dużo jest śmierci w tej powieści, pojawia się jako mściwa reakcja znieważonego młodzika, jako przypadek losowy na oblodzonej rzece, w której pęka lód, jako wreszcie rezultat rozpaczy po ukochanym dziecku. Dopiero w następnym pokoleniu autor bardziej pochyla się nad swoimi postaciami, przybliża je czytelnikowi razem z ich uczuciami, niepokojami i myślami, pokazuje jak rodzi się miłość. A narodziła się od jednego spojrzenia między Dagiem, synem Daga, a Adelajdą, dumną i wyniosłą dziewczyną, którą właśnie owa miłość odmienia. Gdy po trudnym roku pełnym niepokojów i pewności, że jej miłość jest nieszczęśliwa, jej życie odmienia się zupełnie po poślubieniu ukochanego, wydaje się, że wszystko powoli zmierza ku stabilizacji i szczęściu. Autor jednak wymyślił to sobie inaczej i ponownie każe cierpieć swoim bohaterom..
To co najpiękniejsze w tej książce to zdecydowanie opisy przyrody. Szczerze mówiąc w ogóle wywaliłabym z niej człowieka i zostawiła w niej tylko ten śpiewający las, śnieżycę, bądź wiosenne budzenie się do życia. Te fragmenty sprawiały, że chciałam czytać ją dalej, że czekałam na kolejne, w których znowu posłucham o przyrodzie. Pięknej, bezlitosnej i wiecznej. Niezapomniane wrażenia.. A fabuła.. Cóż, chwilami była zbyt przewidywalna, chwilami nieco nużąca, czasami za dużo było śmierci. Chociaż wiem, że autor ma rację, życie to śmierć. Ale czytanie o takiej ilości śmierci, niemalże jednej po drugiej, osób w różnych wieku, bo i dzieci i starców.. Jakoś tak nie nastraja optymistycznie. Muszę przyznać, że to jednak bardziej lektura na lato, bo przez takie fragmenty zbyt przytłaczająca. Gdy do tego spojrzeć za okno, za którym ciemno i ciągle pada.. To jakoś tak smutno się robi. Dlatego polecam jak Padma, na lato :)
A lasy wiecznie śpiewają, Trygve Gulbranssen, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1987
Tydzień bez nowości
Uwielbiam piękne opisy.Dzięki nim jedną z moich ulubionych książek są Chłopi.
OdpowiedzUsuńA o "A lasy wiecznie śpiewają" czytam już kolejną pozytywną recenzję. Aż w końcu sama ja przeczytam :)
Tylko może wiosną :D
UsuńPopatrz, ja do "Chłopów" podchodzę od kilku lat i jakoś nie mogę przeczytać.. Ale przeczytam pewnego dnia, muszę tylko dojrzeć (skruszeć, jak mawiał mój dziadek ;D)
Ja w liceum czytałam wszystkie lektury, nawt jeśłi miłąm opory, bo wiedziłam że potem już po nie po nie nie dam rady sięgnąć :) No i nie mysliłam się. Dzięki temu mam bazę wiedzy, na jakiej oceniam teraz ksiązki.No i trafiłam na perełki typu "Chłopi" czy "Sklepy cynamonowe" też z przecudownymi opisami.
UsuńMoże wiosną :)
Widzisz, ja powinnam podwójnie się wstydzić, bo przecież filologię polską studiowałam.. Stąd takie silne postanowienie, że muszę nadrobić. A co do oceny literatury - to jakoś u mnie samo się działo :) nie miałam konkretnego wzoru, na początku było to na zasadzie, że albo coś porywa, albo nie, z czasem zaczęło się zmieniać, wraz ze mną.. Ale chyba nadal to czy porywa ma największe znaczenie. A że kryteria się z wiekiem zmieniają..;)
UsuńJa też zauważyłam tę książkę w rankingach letnich i się bardzo zdziwiłam, bo pamiętałam z dzieciństwa, jak walała się po domu (nawet w dwóch egzemplarzach!) i zawsze byłam przekonana, że to nic specjalnego. Od tamtej pory mam ją w planach, tylko regularnie trafiam na recenzje na blogach, a ja nie lubię tak czytać od razu po innych :p Więc przekładam lekturę i przekładam. Może do następnego lata ;)
OdpowiedzUsuńA Chłopi są świetni!
A ja jej w ogóle nie znałam :) więc dla mnie w ogóle tytuł był interesujący (ach, te lasy) :D
UsuńOooo.. Chyba przeszereguję listę książek w kolejce i wypchnę "Chłopów" trochę bardziej na czołówkę..;)
Ach, uwielbiam skandynawskie klimaty, więc zapiszę książkę do swojej ciut przydługiej kolejki ;) A mnie z kolei "Chłopi" się nie podobali, dałam radę tylko 1 porę roku przerobić...
OdpowiedzUsuńI jeszcze chciałam na temat wyglądu, bo widzę, że zimowy klimat tu wprowadziłaś ;) Jeśli to możliwe, to czy czcionka, którą piszesz notkę mogłaby być ciut większa, bo ta jakaś przymała dla mnie i ciężko mi się czyta w porównaniu z tą z wersji jesiennej ;)
OdpowiedzUsuńTeż lubię skandynawskie klimaty :)
UsuńA o czcionce już wiesz :D hi hi
Kasiu... jak tu ładnie u Ciebie. Czy mnie wzrok myli, czy jakieś zmiany zaszły? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) nie myli, zaszły jak najbardziej, tylko nie wiem czy na tym poprzestanę :) pozdrawiam serdecznie :)
UsuńMnie się także bardzo podobała książka, ale ludzi bym zostawiła, wszystko mi pasowało: surowy klimat, surowa natura, surowi ludzie...
OdpowiedzUsuńSurowy klimat, surowa natura - o mi również :) a człowiek.. nie w każdej scenie był potrzebny, o tak to ujmę :)
UsuńTo moja ukochana książka. Ją trzeba czytać drugi raz, za drugim razem zaczęłam lepiej rozumieć Adelajdę. Ale mam ochotę przeczytać ja jeszcze raz mimo, że tyle w niej śmierci, ale pociąga mnie w niej surowość natury i ludzi a na tym tle trudna miłość bez happy endu.
OdpowiedzUsuńMoże więc ponowna lektura zmieni moje zdanie na jej temat :) Nie była zła, ale też nie odczuwałam jakiegoś zachwytu w trakcie lektury. Bolała mnie też walka z niedźwiedziem, polowanie na niego. Może to też zaważyło na ogólnym odczuciu..
UsuńA w takim razie jak odbierałaś to polowanie w Krzyżakach?
UsuńCzytałam "Krzyżaków" 20 lat temu i pamiętam, że to była jedyna powieść Sienkiewicza, której nie lubiłam i do której nigdy nie wracałam ;) I pewnie to polowanie wyjaśnia dlaczego ;) choć postać Jagienki dość mocno wdrukowała mi się w pamięć.. Unikam książek gdzie jest opisywana krzywda zwierząt. Nie zawsze się to udaje, nie zawsze wiem wcześniej a potem spać nie mogę ;/ ot, stare a głupie ;)
UsuńMnie też zawsze boli krzywda robiona czy ludziom czy zwierzętom. I nie rozumiem ludzi, którzy to celowo robią. Natomiast nie mam aż tak rozwiniętej empatii jak Ty w stosunku do zwierząt chociaż jako dziecko nie tolerowałam zabijania świń. Byłam raz świadkiem i jej kwik długo mnie prześladował. Wegetarianka nie jestem ale nigdy nie przepadałam za mięsem i jem go minimalnie a prawie, że wcale chociaż nie z powodu zabijania, jakoś mi się to nigdy nie nasuwało. Jednak uważam, że nie powinno się prowadzić chowu przemysłowego zwierząt i jestem za ograniczaniem spożywania mięsa.
UsuńO, to naprawdę wiesz miło czytać takie wyznanie od kogoś, kto jednak mięso czasami jada. Ja nie jem od lat, marzeniem jest nie jeść w ogóle nic pochodzenia zwierzęcego.. Ech.
Usuń