W literaturze kobiecej ten motyw bije rekordy popularności. Główna bohaterka, na ogół raczej samotna, raczej niespecjalnie szczęśliwa, otrzymuje nagły i niespodziewany spadek po zmarłej ciotce/kuzynce/przyjaciółce/niewłaściwe skreślić. Oczywiście tym spadkiem nie jest byle co, żaden obraz wielkiego malarza współczesnego wyglądający jakby rozlano na nim farbę, zabytkowy żyrandol w kształcie krokodyla czy gotówka, a przeważnie domek/pensjonat/klinika weterynaryjna/niewłaściwe skreślić znajdujący się w pięknych okolicznościach przyrody. Stan spadku na ogół bliski jest ruinie, ale dzielna heroina nie tylko pięknie sobie poradzi z jego odnowieniem i wznowieniem działalności mimo oczywistych problemów finansowych, ale także zaprzyjaźni się z okolicznymi sąsiadami, którzy gromadnie pomogą jej w tym ważnym przedsięwzięciu oraz, co jest punktem głównym całego wątku, znajdzie miłość. I tak mamy prosty przepis na bestseller. Marta Kisiel wyszydziła ładnie ten motyw, zmieniła najważniejsze składowe i dała światu o wiele lepszy kawałek prozy, jednocześnie wskazując literaturze obyczajowej należne jej miejsce, co najwyżej pod podium. A i też nie wiem, czy znalazłby się tam dla niej kawałek wolnej przestrzeni.
Egzemplarz jakiegoś szczęściarza (chlip, chlip), źródło |
Gdy Konrad Romańczuk otrzymał swój spadek był w podobnej sytuacji, co bohaterki obyczajówek. Choć nie, wróć, sam do tej sytuacji doprowadził. Bo przecież dopóki się nie dowiedział o spadku nie miał jeszcze wszystkiego za złe swojej byłej dziewczynie, jeszcze układało się w ich związku (no dobrze, może Majka za mocno naciskała na stabilizację, odpowiedzialność i inne babskie fanaberie, co się nie uśmiechało Konradowi), a sam spadek spowodował istotne perturbacje w ich relacjach i ostateczne zerwanie. Które, to trzeba przyznać w ogóle bez żadnych wątpliwości, wyszło Konradowi tylko na zdrowie. Kobiety jak wszyscy panowie dobrze wiedzą, tylko dekoncentrują, chcą by się nimi zajmowano, zakładano z nimi rodziny i inne tego typu nudne sprawy, a Konrad miał w końcu za zadanie napisać bestseller, w czym otrzymany w spadku dom na odludziu miał ewidentnie być pomocny. Nie czepiajmy się, że ostatecznie nie był. Wraz z domem bowiem Konrad otrzymał również, niejako w pakiecie, jego mieszkańców. W zasadzie nie można do końca nazwać ich mieszkańcami, a bardziej opiekunami, którymi co prawda też się trzeba było niejako zaopiekować. Bo zasmarkane Licho, anioł stróż, alleluja, uczulone na swoje własne pierze, osóbka rodzaju nijakiego o usposobieniu dziecka, która uwielbia mieć czystość dookoła siebie, w sposób niemalże obsesyjny jest również istotą przydatną w domu jaki nikt inny. Krakers zresztą, pochodzący co prawda z głębin odwiecznego zła, ale to doprawdy uwaga na marginesie, jest najlepszym kucharzem świata i zaklinaczem irytujących małych piesków znanych jako yorki w związku z czym nieodzownie jest potrzebny w kuchni. Gdyby kiedyś Krakers szukał wygodnej piwnicy to zapewniam, że wywalę wszystko ze swojej i urządzę mu naprawdę wygodną miejscówkę! Ups, przepraszam za dygresję. Kolejnym rezydentem Lichotki, jak nazywała się nowa siedziba Konrada, jest zjawa pewnego romantycznego panicza. Panicz pochodzi rodem z epoki Mickiewiczów i Słowackich i zginął w sposób iście werterowski. I wyraża się równie kwieciście czym doprowadza do mdłości nawet najbardziej wytrwałe wielbicielki romantyzmu. O utopcach nie wspominam, bo po wysiedleniu z łazienki i tak wiecznie przesiadują w wodzie. Niemniej, Konradowi dostał się dość intrygujący i niestety mało intratny spadek. Podupadająca ruina, mieszkańcy wyrwani jak z jakiegoś kiepskiego filmu w stylu rodziny Adamsów, plus problemy z tworzeniem twórczości własnej. Innymi słowy nie zapowiadało się wcale łurzowo. I nie było! Chociażby dlatego, że Konrad nie umiał zaskarbić sobie sympatii sąsiadów, którzy w związku z tym absolutnie nie zamierzali mu pomóc ani w remoncie Lichotki, ani w spokojnym życiu, a także nie znalazł miłości jakiej by można oczekiwać, choć niewątpliwie przywiązanie Licha jest bezcenne. A ja się śmiałam jak norka, zakochałam w Lichotce i jej mieszkańcach i nie wiem już ile razy przeczytałam Dożywocie, ale na pewno mam syndrom ostrego uzależnienia.
Lubię twórczość Marty Kisiel. Potrafi mnie wciągnąć swoją fabułą, nawet gdy tej wcale nie ma, potrafi rozbawić i zauroczyć Lichem, rozumie co to ironia, wie jak nie poddawać się patosowi nawet najbardziej wzruszających momentów, zna swój język ojczysty i nie gubi przecinków, co mnie się zdarza nagminnie. I nawet jeśli, jak każdy debiut, Dożywocie wymagałoby kilku poprawek, to nadal jest to po prostu świetna lektura dla każdego. Myślę, że nawet najbardziej wymagający czytelnik znajdzie tu coś dla siebie. Generalnie jestem w tej chwili na fazie i chciałabym niczym poganiacz niewolników, albo agentka Konrada, zagonić autorkę do pisania kolejnego bestsellera. Przepis już jest, a Marta Kisiel Nomen Omen udowodniła, że wie jak zmieniać i udoskonalać składniki. Czekam niecierpliwie na następny tytuł! Tfu, tytuły!
Lubię twórczość Marty Kisiel. Potrafi mnie wciągnąć swoją fabułą, nawet gdy tej wcale nie ma, potrafi rozbawić i zauroczyć Lichem, rozumie co to ironia, wie jak nie poddawać się patosowi nawet najbardziej wzruszających momentów, zna swój język ojczysty i nie gubi przecinków, co mnie się zdarza nagminnie. I nawet jeśli, jak każdy debiut, Dożywocie wymagałoby kilku poprawek, to nadal jest to po prostu świetna lektura dla każdego. Myślę, że nawet najbardziej wymagający czytelnik znajdzie tu coś dla siebie. Generalnie jestem w tej chwili na fazie i chciałabym niczym poganiacz niewolników, albo agentka Konrada, zagonić autorkę do pisania kolejnego bestsellera. Przepis już jest, a Marta Kisiel Nomen Omen udowodniła, że wie jak zmieniać i udoskonalać składniki. Czekam niecierpliwie na następny tytuł! Tfu, tytuły!
Za uprzejmość wypożyczenia swojego drogocennego egzemplarza dziękuję nieocenionemu
Dożywocie, Marta Kisiel, Fabryka Słów, Lublin 2010
Jak ja chcę tę książkę przeczytać. W księgarniach niedostępna, na allegro cena obłędna, a jedyny egzemplarz biblioteczny został wypożyczony w 2011 roku i ślad po nim zaginął. Pozostaje przeczytać e-booka, ale nie mam czytnika, a gapienie się w ekran monitora to żadna frajda.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, książka osiągnęła szaloną cenę, a u mnie w bibliotece też jej nie było! Gdyby nie ZWL to pewnie bym musiała tak samo sięgać po e-booka, czego tak samo serdecznie nie znoszę. Gdybym miała swój egzemplarz to chętnie bym Ci pożyczyła..
UsuńCzyli powinnam sie cieszyc, ze kiedys zapobiegawczo ksiazke kupilam i mam u siebie na polce?
OdpowiedzUsuńDawki dobrego smiechu sa mi ostatnio niezbedne do zycia, a ze nie potrafie ich jakos znalezc w zyciu, to moze w tej ksiazce znajde?
Szczęściaro! Masz "Dożywocie" na półce! :-) Oczywiście, że znajdziesz w tej książce :-) Polecam na niepogodę szczególnie :)
UsuńJakos zaraz po debiucie przeczytalam tyle zachwytow, a ze wtedy wszystkim jeszcze blogerom wierzylam;), to i ta ksiazke kupilam :)
UsuńW tym przypadku chyba dobrze, ale ile ja mam gniotow, nawet nie zlicze.
Ha, to dobrze, że wtedy jeszcze wierzyłaś, bo tu mówili prawdę :D w innych przypadkach bywa, że się nieco pomylą, ale jak wiadomo, każdy ma inny gust :)
UsuńZ tym ile ja mam gniotów.. to też przemilczę.. :)
Dolączam do piania z zachwytu. Uwielbiam i chcę więcej, a to oznacza uzaleznienie... Jestem wlascicielką ebooka, którym sluzę zainteresowanym, bo czyta się bardzo dobrze. Swietna recenzja.
OdpowiedzUsuńIm więcej nas tym lepiej :) Trzeba wspierać autorkę w stresie tworzenia kolejnych książek :D Dzięki za ofertę, może ktoś skorzysta :) I dzięki za miłe słowo! :)
UsuńCzytaj sobie na zdrowie, ja czytałem trzy razy i chwilowo mi wystarczy:P
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam! W pracy bezczelnie sobie właśnie czytam :D
UsuńFarciara :)
UsuńPowiedzmy..:)
UsuńRęce do góry! Apsik!! Alleluja!!!
OdpowiedzUsuńJa obie książki mam w postaci ebooków i mam nadzieję, że jak kiedyś spotkam Ałtorkę, to ta będzie zaopatrzona w jakiś jasny, niezmywalny marker, żeby mogła się nabazgrać na pleckach mojego kindla :)
A! Stwórzmy fanklub Licha! :-)
UsuńAłtorka jest zmyślna i da sobie radę nawet z pisaniem ałtografu na kindlu ;)