Książka zagadka. Książka, która najpierw wciąga, odurza, oplątuje swoje macki wokół wszystkich myśli, żeby po pewnym momencie zmęczyć, znużyć i zmusić, jak głównego bohatera, do jakiegoś zakończenia tej opowieści..
Bohater - Narrator, bezimienny mężczyzna, wprowadza nas w świat przedziwnego Domu, domu rodziny Chochołów. Jest to Dom piękny i ogromny, pod swoim dachem skrywa całą rodzinę, a zatem wszystkich wujków, ciotki, kuzynów, dziadków, babcie.. Wszystkich. Znajdujący się w ogromnej kamienicy, przez lata odkupywanej przez ród Chochołów, staje się jednym wielkim domem, choć z oddzielnymi mieszkaniami każdej z rodzin. Ale te oddzielne mieszkania to pozór, rodzina żyje w dziwnej symbiozie, wspólnie sobie gotując, spędzając święta, podejmując rodzinne decyzje. Wspólnota idzie tak dalece, że mieszkańcy Domu nie czują potrzeby by zamykać drzwi swoich mieszkań, dzięki czemu nasz Bohater może odwiedzać ich w nocy, kiedy sam nie może spać. Podgląda ich sny, nagie, bezbronne ciała, przy okazji snując historię powstania domu, historię każdego z członków rodziny.
Dom jest dziwny nie tylko z powodu pomysłu, by cała rodzina zamieszkała pod jednym dachem. W swojej dziwności idzie dalece dalej - Dom posiada własną kaplicę, oraz własny grobowiec. Tworzy własny mit, własne arterie życia biegnące między mieszkaniami, między mieszkańcami. Tworzy swoistą utopię, gdzie nie ma niesnasek, gdzie każdy wita każdego z uśmiechem i pyta "co słychać?". Czy taka utopia może przetrwać? Nie może. Z czasem jesteśmy świadkami rozpadu tej utopii, którą jak się okazało podtrzymywała jedna osoba, rozpadu, który pociąga za sobą również rozpad miasta, w którym Dom się znajduje - miasta pełnego rożnych odcieni, miasta mieniącego się kanałami weneckimi, wojennymi nastrojami, podziałami, miasta widma: Krakowa.
Arcydziełem są mity rodzinne, które łączą się z mitami Krakowa, mitami, jakie tworzy na własny użytek Bohater - Narrator. I tak pogrążony w wieloletniej śpiączce ojciec pojawia się w micie o Królu Śpiącym, którym Chochoł Narrator uczynił Kazimierza Wielkiego, ostatniego Piasta. Brat zaginiony pojawia się w miejskiej legendzie. Rozpad Domu wiąże się z rozpadem Krakowa. Dom to Kraków, Kraków to Dom. Jedno i drugie musi ulec rozpadowi, podtrzymywane przez mity, podsycane mitami przez kolejne pokolenia, w końcu traci zasadność bytu.
Kiczowate i psujące efekt są regionalizmy autora. Jakkolwiek uznaję je w mowie potocznej, czy w notatkach blogowych, tak nie potrafię przyjąć ich w narracji, w narracji zmysłowej, pięknej, obdarzonej mocą słowa, którą nagle przerywa przeglądnięcie, poglądnięcie, rozglądnięcie.. To, że wydawca nie zadbał o korektę powieści widać od pierwszych jej stron (błędy składniowe, brak przyimków, literówki itd.), ale regionalizmy autor.. musiał pozostawić już sam. I tak w pięknej narracji pojawiają się zgrzyty. Dla mnie szczególnie uderzające, bo do pewnego czasu nie miałam pojęcia, że w ogóle istnieją takie słowa..
Z jednej strony jest to genialna powieść, pełna metafor, symboliki, a jednocześnie trudno mi do końca jednoznacznie powiedzieć, że jest taką w całości. Jest w niej coś, co uwiera, co sprawia, że trudno mi ocenić tak wprost. Może kwestię rozwikła kolejne wydanie, bez błędów? Może te błędy za bardzo zakrzywiły mój osąd? Jedno wiem na pewno - do połowy swojej powieści Wit Szostak porwał mnie niesamowicie. Byłam skłonna już wtedy uznać go za kolejne odkrycie 2012 roku. Druga połowa jednak zaczęła kuleć. Co nie oznacza, że nie sięgnę po kolejne tomy trylogii krakowskiej. Mimo wszystko nadal czuję ten zachwyt z pierwszych stron powieści.. Mam nadzieję, że zostanie podtrzymany kolejnymi tomami - Dumanowskim i Fugą.
Inspiracją do przeczytania tej książki był fenomenalny wpis u Pauli - jej recenzja tutaj.
Chochoły, Wit Szostak, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2010
Błędny i mnie dobijały, ale zupełnie nie przeszkadzały mi regionalizmy, które Ciebie akurat uwierały. Cieszę się w każdym bądź razie, że po Szostaka jeszcze sięgniesz :)
OdpowiedzUsuńWiesz, może gdybym pochodziła z Małopolski..;) Dla mnie, gdy pierwszy raz przeczytałam formę "oglądnąć" to był rażący błąd językowy, jak np. dla Ciebie rażący błąd ortograficzny. Raz powtórzony może zdziwić, ok, zdarza się. Ale powielany w wielu akapitach.. A już dla filologa ;) to jak uwieranie bolącego zęba ;)
UsuńA po Szostaka na pewno sięgnę, co więcej bardzo mnie zainteresował historią oberków, wiem, że sam napisał książkę w 2008r właśnie o oberkach (nomen omen o rodzinie Wichrów ;D) i jestem jej ogromnie ciekawa. Na you tubie można znaleźć film z jego wypowiedzią na ten temat.
No właśnie, ja jestem z Podkarpacia i chyba te regionalizmy obecne w prozie Szostaka i u mnie są podobne, bo nie zwróciłam na nie uwagi, ale rozumiem o czym piszesz. Ja sama mam podobny problem gdy czytam książki, których akcja toczy się np. na Śląsku czy w innych regionach Polski i nie mogę się odnaleźć w zastosowanych skrótach językowych czy zmianach w sposobie wymawiania wyrazów. Cóż, taka specyfika każdego większego, a nawet mniejszego (w malutkiej Danii ludzie mają większe problemy z wzajemnym zrozumieniem niż u nas:P) kraju :)
UsuńI ja do tej specyfiki nic nie mam ogólnie rzecz biorąc. Sama jestem z Mazur i często słyszałam, że mam inny akcent ;) (Choć podobno już nie mam) :) Nawet nie mam nic przeciwko pisaniu w gwarze, czy w samych regionalizmach. Jedynie zgrzyta mi fałszywa nuta w pięknym utworze ;)
UsuńJestem pod wrażeniem sposobu w jaki czytasz książki. Wprost czuje się, jak owe arterie życia łączące poszczególne mieszkania łączą się z Twoimi:) O książce jeszcze nie słyszałam, warto się rozglądnąć...
OdpowiedzUsuńMoże bardziej Cię skusi recenzja Pauli :
Usuńhttp://zasiedzisko.blogspot.fr/2011/02/chochoy-wita-szostaka.html
Dziękuję za linka, świetna recenzja, wiem już, że na pewno muszę ją przeczytać:)
UsuńDokładnie to samo pomyślałam po wpisie Pauli :D
UsuńMiło mi Kasiu, że poleciłaś moją recenzję i Olu, że ją polubiłaś:) Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
UsuńA ze mnie jest małpa przebrzydła i już edytuję wpis..
Usuń