Czyli dużo Klaudyny i mało Paryża :)
Klaudyna w szkole jakoś specjalnie mnie nie zauroczyła - ani bohaterką, ani samą powieścią, dlatego kontynuację Klaudyna w Paryżu odłożyłam na bok. Czekała parę miesięcy i w końcu, gdy tak zachciało mi się czegoś lżejszego nareszcie i nieco zabawnego, pomyślałam, że może warto jednak wrócić do Klaudyny. Nie żebym pierwszą część zaliczała do szczególnie zabawnych. Jakoś alergicznie podchodzę do panienek robiących głupie dowcipy swoim koleżankom. Na szczęście Klaudyna, która wyjeżdża z ojcem do Paryża jest nieco bardziej stonowana, choć bez wątpienia nadal przemądrzała i niekoniecznie tak zabawna jak jej się wydaje. Ale czyta się Colette lekko i bez jakichś specjalnych zadyszek, więc ogółem uznaję to za przyjemny przerywnik.
Siedemnastoletnia Klaudyna opuszcza rodzinne i swojskie Montigny by udać się wraz z ojcem, wielbicielem ślimaków, do Paryża. Przeprowadzka wcale nie jest po jej myśli, choć woli udawać wszem i wobec, głównie przed koleżankami, że jest z niej zadowolona. Jak bardzo jednak była niezadowolona może potwierdzić ponad trzytygodniowe chorowanie, utrata włosów i wagi, która sprawiła, że z Klaudyny został cień przypominający bardziej chłopca niż dziewczynę. Gdy powoli jednak udaje się jej z choroby wykaraskać, tęsknota za Montigny jest już świadoma i oczywista, stąd nawet listy od głupiutkiej Łusi cieszą Klaudynę ku jej własnemu zaskoczeniu. Po rekonwalescencji Klaudyna odwiedza nareszcie ciotkę, siostrę ojca, gdzie poznaje swojego kuzyna, Marcela, z którym jak się wydaje zawiązuje bliższą znajomość. Marcel zwierza się kuzynce z uczuć do Charliego, w zamian za co Klaudyna karmi go kłamliwą historyjką o sobie i o Łusi. Ale mimo to przyjaźń kwitnie, dopóki nie zburzy jej ojciec Marcela, Renaud, w którym Klaudyna po prostu się zakochuje.
Chwilami trudno mi się było opanować. Musiałam sobie usilnie przypominać, że to jednak powieść, której akcja dzieje się ponad 100 lat temu, a więc nikogo absolutnie nie dziwiło, że siedemnastolatka wychodzi za mąż, a na pewno nie dziwiło, że wychodzi za mąż za mężczyznę dwa razy od siebie starszego. Niby nic takiego, jeśli można było wydawać za mąż dwunastolatkę, to siedemnastolatka to już w zasadzie stara panna..;) Dlatego pozwoliłam sobie nieco zdystansować się do fabuły i cieszyć się zabawnym, a chwilami naprawdę czarującym, słownikiem Colette. Czego jak czego, ale przyjemności czytania nie można jej odmówić. Dlatego mimo chwilowego zgrzytania zębami całkiem przyjemne to czytadło. Ale czy sięgnę po kolejne części.. pozostaje pod znakiem zapytania.
Klaudyna w Paryżu, Sidonie Gabrielle Colette, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2011
No następna sprawia, że jeszcze częściej się zgrzyta zębami i nawet ciężko się zdystansować biorąc poprawkę czasową, bo i teraz takie zagrywki jak w kolejnych częściach budziłyby mój niesmak. Ale Klaudynę lubię, właśnie chyba dlatego, że taka wredna zołza z niej bywa, zupełnie jak ja ;)
OdpowiedzUsuńO nie, nie, nie - protestuję :) Taka z Ciebie zołza jak ze mnie, ale na pewno nie jak z Klaudyny ;P
UsuńNo nie będę się wykłócać, bo to i tak nic nie da :p O tak spojrzałam na ikonkę "Teraz czytam" i czekam na recenzje "Jeźdźca" niecierpliwie już :D
Usuńhm..nie wiem czy doczytam ;) ale się staram..
UsuńMam ogromny sentyment do tej serii - tata nadał mi imię na cześć tej bohaterki i odnajduję między nami wiele (zbyt wiele) podobieństw. Mimo że nie jesteś przekonana do kolejnych części - zachęcam, spróbuj.
OdpowiedzUsuńJa takie zachęty zawsze przyjmuję z przyjemnością, więc nie wykluczam, że kiedyś przeczytam pozostałe dwie części ;)
UsuńPrzed sięgnięciem po cykl o Klaudynie wiedziałam o nim mniej więcej tyle, że jest o wyjątkowej kobiecie i że zbulwersował opinię publiczną ponad 100 lat temu. Szczerze mówiąc, czytając pierwsze dwa tomy, ciężko mi było dokładnie zrozumieć, czym wzbudziły aż takie kontrowersje. Oczywiście trudno jest przyłożyć dzisiejszą miarę, ale mimo wszystko, szczególnie właśnie "Klaudyna w Paryżu", była taka raczej spokojna. Ale rzeczywiście kolejny tom już mógł wywołać nie lada sensację! Z kolei w tomie IV zupełnie zabrakło mi... Klaudyny. Więc jeśli jesteś trochę ciekawa co było z bohaterską dalej, to spróbuj jeszcze sięgnąć po "Małżeństwo".
OdpowiedzUsuńWiesz, relacje homoseksualne w powieści z początku XX wieku musiały emocjonować opinię publiczną, bo to był baaardzo temat tabu. Ba, nawet teraz mam wrażenie, że jeszcze sporo osób by się zbulwersowało ;) Przyznaję, że trochę mnie zaciekawiłaś tym "Małżeństwem Klaudyny" ;)
Usuń