To jest moje pierwsze spotkanie z Nicholasem Evansem i zaliczam je do bardzo udanych. Do tej pory unikałam Zaklinacza koni, o którym jakoś nabrałam przekonania, że musi być tanim wyciskaczem łez, ale jednak teraz myślę, czy to aby nie był błąd i czy nie warto tego nadrobić. W każdym razie przeczytałam świetną powieść. Właśnie taką, przy której herbata wystygła..;)
Fabuła powieści prowadzi nas nierównomiernie jeśli chodzi o chronologię oraz miejsce wydarzeń. Akcja powieści rozgrywa się w późnych latach 60 -tych w Anglii, potem w Ameryce, by podryfować na fali czasu fabularnego do czasów nam bardziej współczesnych i wojny w Iraku. Teraźniejsze wydarzenia przeplatają się z przeszłością, by w ten sposób odsłonić wszystkie zaszłe wydarzenia, które doprowadziły głównego bohatera, Toma, do takiego a nie innego miejsca i punktu w życiu.. A zaczyna się dramatycznie, od spotkania trzynastoletniego syna, Tommiego, z jego matką. Z matką, która właśnie przebywa w celi śmierci, na której zostanie wykonany wkrótce wyrok śmierci na skutek rozprawy sądowej, podczas której została uznana winną zabójstwa pierwszego stopnia. Ich rozmowa nie przebiega tak jak by sobie tego życzył chłopiec, który nie może pogodzić się z rzeczywistością. Będzie przez resztę życia sobie wyrzucać, że nie był dla niej tego dnia milszy..
Następnie cofamy się w czasie. Tommy ma 8 lat, jest wielbicielem westernów, oglądając je co wieczór oddaje się ulubionej rozrywce, dzięki której ucieka od rzeczywistości. A jakoś nie jest ona najlepsza. Rodzice właśnie postanowili wysłać go do elitarnej szkoły z internatem, czego chłopiec bardzo się obawia. W jego żołądku rośnie gula strachu, nie pomaga to co słyszy od swojej starszej siostry, która podobne "zesłanie" wspomina bardzo źle. Tommiemu jednak nie udaje się uniknąć wyjazdu do szkoły, ani zaznanych tam przykrości, bicia i znęcania się jakie uprawiają nie tylko nauczyciele, ale i uczniowie.
A potem autor wrzuca nas do czasów współczesnych. Dorosły Tom jest rozwodnikiem, jego jedyny syn Danny postanawia wstąpić do wojska i wziąć udział w działaniach wojennych w Iraku. Wywołuje to protest u Toma, którego nie potrafił powstrzymać i ostatnia rozmowa z synem, z którym relacje już nie należały do najłatwiejszych, poszła w złym kierunku i zakończyła się zerwaniem kontaktów. Jednak sytuacja ulega dramatycznej zmianie, gdy okazuje się, że Danny ma ogromne kłopoty na skutek nieudanej akcji w Iraku.
Przeplatane wątki z przeszłości wrzucają czytelnika do Hollywood w latach 60-tych. Hollywood z tego okresu, już odmalowane w Blondynce przez Joyce Carol Oates, wydaje się być naprawdę fatalnym miejscem (nie wiem jakim miejscem jest w tej chwili, ale jakoś nie mam mocno optymistycznych pomysłów co do zmiany). Wyścig szczurów, układy i znajomości, sypianie z producentami w celu zdobycia kariery. Blichtr, kawior i zepsucie. Z jakiegoś powodu to miejsce niektórych ludzi przyprawia o żywsze bicie serca. Przyciąga jak magnes. Tak było z Diane Reed, chociaż w jej przypadku duży wpływ na jej pojawienie się właśnie tam miał jej talent, który zaskarbił jej ostatecznie również i znajomości. Ale nie przyjaciół, bo w Hollywood nie ma czegoś takiego jak przyjaźń, a w każdym razie nic nie trwa tak krótko jak to co człowiek za przyjaźń uważał. Gdy zatem Diane zostaje skazana na karę śmierci tak naprawdę niewiele osób się za nią ujmuje...
Nie, nie zdradzę więcej. Ta książka, choć napisana prostym językiem, choć momentami czułam co tak naprawdę się zdarzyło, ma w sobie jakiś niepowtarzalny urok. Była trochę jak układanie puzzli. Niektóre elementy znajduje się dużo szybciej od pozostałych. Niektórych szuka się bardzo długo, ale za to ich odnalezienie daje dużo satysfakcji. Ale na pewno są takie, które zaskakują - czy to kolorem, czy fakturą. Tak bywało z niektórymi wydarzeniami w tej książce. Była jak układanka, którą z przyjemnością ułożyłam do ostatniej strony. Niewątpliwie parę elementów może być doskonałym materiałem na dyskusję. Niewątpliwie parę można było spokojnie pominąć. Ale i tak czuję, że to pisarz po którego książki będę chętnie sięgać.
Odważni, Nicholas Evans, Albatros, Warszawa 2011
A u nas w ten weekend w Katowicach Targi Książki. Coś mi się wydaje, że mimo niewielu stoisk, Ty i tak byś znalazła coś ciekawego ;)
OdpowiedzUsuńMoja mama zawsze pyta, jak ja znajduję te wszystkie książki. Ale Ty to dopiero jesteś Mistrzynią dobierania lektury :)
Tam zaraz mistrzynią ..;) dzięki :D
UsuńSzkoda, że to nie zawsze działa, wiesz. Czasami jednak złapię jakieś nieciekawe książki i potem pluję sobie w brodę ;) No ale nie może być idealnie..
A targi powinnam omijać z daleka. Kupuję książki już nałogowo i obawiam się, że masz rację, pewnie i tak bym coś znalazła.. To już się klasyfikuje do zaburzeń ;)
Czytałam kiedyś "Zaklinacza koni" i nie powiem, żeby to była lektura mojego życia ;) Może to dlatego, że nie przepadam za zwierzętami... W każdym razie nie zapisała się jakoś w moich myślach na dłużej.
OdpowiedzUsuńja sobie życia bez zwierząt nie wyobrażam :) tym chętniej więc sięgnę po "Zaklinacza.." :)
UsuńZaklinacza warto przeczytać, tak jak W petli, Serce w ogniu, Przepaść.Uwaga! działanie identyczne jak przy czytaniu Odważnych...Mniam. Z ciekawości sprawdziłam jak wygląda facet, który TAAAAK pisze...niestety...przystojny...
OdpowiedzUsuńW tej sytuacji tym bardziej muszę po nie sięgnąć :-) Dzięki Ci za ten komentarz, właśnie szukałam inspiracji do jakiejś fajnej lektury. Jakbyś czytała mi w myślach ;-)
Usuń