To co podoba mi się w blogach książkowych to nie tylko to, że za ich pomocą można odkryć ciekawe pozycje literackie, ale także to, że za ich pomocą można odkrywać kolejne blogi. Tak właśnie trafiłam na blog Patrycji Barczyńskiej o ślicznej nazwie Bezszmer, który zainspirował mnie do poznania twórczości Iris Murdoch. Zatem gdy zobaczyłam w bibliotece tytuł Morze, morze.. wybór pierwszej książki tej autorki był przesądzony ;)
Mielno, 2007 |
Morze, morze
Dotąd raz mi się zdarzyło spotkać tak antypatycznego bohatera literackiego, że niemalże zacierałam ręce z uciechy, gdy coś mu groziło. Był to Simonini wykreowany przez Umberto Eco w Cmentarzu w Pradze. W książce Iris Murdoch, przyznaję, sytuacja się powtórzyła. Bo choć Chalres Arrowby nie jest wściekle zapalonym antysemitą, to jednak jest potwornym megalomanem, któremu wydaje się, że wszystko się mu należy. Nabzdyczony, pompatyczny i podobnie jak Simonini, nękający mnie częstymi wstawkami z informacją co zjadł i w jakiej ilości. Obaj obrzydliwie się obżerają, co we mnie, ciągle na dietach wszelkiego typu, może wywoływać tylko zawiść ;) Ale z drugiej strony Charles Arrowby skojarzył mi się z tą szaloną zmianą jaka zaszła wtedy nad morzem. Ze spokoju prosto w niepokój związany z piorunami i hukiem burzy. Tak samo Charles z pozornego spokojnego emeryta zamienia się w człowieka pełnego zaślepienia i obsesji.
Ale po kolei.
Charles Arrowby to emerytowany aktor teatralny, scenarzysta i reżyser. Po latach współpracy z londyńskim teatrem postanawia odejść na emeryturę. Kupuje więc domek w spokojnej nadmorskiej osadzie i tam postanawia mieszkać sam w spokoju i ciszy, przerywanej szumem fal. Początki tej emerytury są niemalże sielankowe. Kąpiele w morzu, obfite posiłki, samotność, spokój i wspomnienia, które Charles spisuje w swoim dzienniku, być może docelowo autobiografii? Wspomina swoje dzieciństwo, kuzyna Jamesa, kobiety, które odegrały ważną rolę w jego życiu, jak Klementyna, wspaniała aktorka, która go niejako odkryła i stworzyła. Ale potem pojawiają się kolejno kobiety, które Charles w jakiś sposób niszczył - rozbijał im małżeństwa, nie odwzajemniał ich uczuć, a przynajmniej tak twierdził, aż w końcu znudzony porzucał na rzecz kolejnej zdobyczy. Nigdy się nie ożenił, ponieważ w ogóle nie rozumiał idei małżeństwa. Zresztą, tak naprawdę na całe jego życie miało wpływ zdarzenie z dzieciństwa, kiedy to pierwsza jego miłość, Hartley, po prostu od niego odeszła. Ta pierwsza miłość we wspomnieniach Charlesa jawi się jako ideał najczystszej, najpiękniejszej miłości. Wspomnienia o niej w tej samotni w jakiej znalazł się na własne życzenie Charles, ożywają i stają się mu jeszcze droższe. Jakie więc jest jego zdumienie, gdy pewnego dnia odkrywa, że Hartley mieszka wraz z mężem w tej samej wsi co on.. I właśnie to odkrycie jest niczym uderzenie pioruna. Nagle Charles jest nie tylko przekonany o tym, że jego miłość do Hartley jest nadal tak mocno jak dawno temu w ich dzieciństwie, ale że ona, Hartley, na pewno czuje to samo. I tak powoli rodzi się obsesja, która prowadzi Charlesa do coraz bardziej dziwnych działań, łącznie z porwaniem samej Hartley i przetrzymywaniem jej przez kilka dni w domu. Jego przekonanie o słuszności swoich działań jest tak ogromne, że ignoruje prośby kobiety o powrót do domu, do męża. Dalsze wydarzenia są równie dziwnie i pewne swoistego obłąkania. Oczekiwanie na jakieś takie przywrócenie rozsądku głównemu bohaterowi trwa w zasadzie do ostatnich stron powieści.
Jest w tej powieści dużo dziwnych rzeczy. Opisy morza barwne i plastyczne. Dialogi chwilami miałam wrażenie, teatralne - pełne ekspresji i mocy. Rozmowy refleksyjne, głębokie. Narracja nieśpieszna. Upodobałam sobie postać Jamesa, kuzyna, którego w powieści nie ma za wiele, ale to jego mogę nazwać głosem rozsądku w całej historii. Całość najlepiej czytać powoli, najlepiej poświęcić tej książce więcej czasu. Bez odrywania się, jak czasami musiałam to uczynić wysiadając z pociągu. Teraz, gdy mogłam na chwilę utonąć w pościelowej szalupie i oddać się jej treści, cieszę się, że mogłam jej poświęcić ten spokojniejszy czas. Polecam bez dwóch zdań.
Morze, morze, Iris Murdoch, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986
Bardzo lubię Iris Murdoch, choć nie była to sympatia od pierwszego wejrzenia. Po przeczytaniu pierwszej książki odniosłam wrażenie, że bohaterowie zachowują się w sposób sztuczny. Ale kiedy po roku ponownie sięgnęłam po książki tej pisarki, zostałam oczarowana.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam około 5-6 książek Murdoch. Najmniej spodobała mi się "W sieci", najbardziej zaś "Henryk i Kato", "Zacny uczeń" oraz właśnie "Morze, morze". Zauroczyły mnie przepiękne opisy morza oraz opis miłości Charlesa do Hartley.
Jedynie początek mi się trochę dłużył. Na początku prawie nic się nie dzieje, są tylko wspomnienia Charlesa, opisy jego posiłków, itd. Dopiero około setnej strony powieść staje się fascynująca.
Właśnie dlatego napisałam "teatralnie dialogi" bo faktycznie wrażenie niejakiej sztuczności się pojawiło. Dla mnie to jest pierwsze spotkanie z Iris Murdoch i jak sądzę nie ostatnie.
UsuńPoczątek tej powieści jest faktycznie bardzo powolny, ale wydaje mi się, że cała ta powieść jest ogółem powolna, mimo niejednokrotnie dramatycznych zdarzeń. Miłość Charlesa do Hartley dla mnie była raczej próbą zniewolenia, obsesją, ślepą i pazerną i nie przypadła mi do gustu..
Bardzo sztuczne dialogi są w "Machinie miłości czystej i wszetecznej" tej samej autorki.
UsuńTak, miłość Charlesa do Hartley nie była piękną miłością. To próba zniewolenia, obsesja. Ale jakże to przepięknie opisane! :)
To wiem, którą powieść omijać :)
UsuńA z tym nie sposób się nie zgodzić. Opisy Murdoch są przepiękne! :)
Nie znam tej autorki od strony książkowej. Widziałam jedynie film "Iris" opowiadający o życiu autorki z niesamowitą Judi Dench w roli głównej. Ale już niedługo będę mogła się zapisać do osiedlowej biblioteki i może będzie łatwiej o uzupełnienie pewnych braków :) Taką mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńA ja tradycyjnie nie znam filmu ;) a z autorką też dopiero rozpoczęłam znajomość :)
UsuńCzytałam kilka książek Iris Murdoch i z tego, co pamiętam, były to ciekawe i interesujące lektury. Twój wpis przypomniał mi tę pisarkę, więc zapewne w bliższej lub dalszej perspektywie postaram się odnowić tę znajomość. :)
OdpowiedzUsuńi to też jest fajne w blogach książkowych - przypominają o autorach, których się lubi :)
Usuńach! Charlesa to miałam nieraz ochotę złapać za kołnierz i porządnie nim potrząsnąć! James podobnie był moim ulubionym bohaterem tej książki, mimo że go tam tak niewiele było.
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Ci się jednak podobało, i że się nie zraziłaś, książka faktycznie może wydawać się nieco teatralna, mnie samej się ją chwilami ciężko czytało, i uważam, że Iris napisała wiele lepszych. tak jak poleca koczowniczka, "Henryk i Kato" oraz "Zacny uczeń", albo ja bym poleciła jeszcze "Sen Brunona" - autorem tłumaczenia jest bodajże Tomasz Lem :) nie wiem, czy "Czarny książę" został przetłumaczony na polski, ale moim zdaniem jest to jedna z jej najlepszych książek!
Tytuły zanotowałam, będę przeszukiwać zasoby biblioteczne i kierować się już konkretniej :) Na początku nie wiedziałam co wziąć więc morski tytuł trochę zadziałał :) Ale spodobało mi się pisarstwo Murdoch i jak najbardziej nabrałam ochoty na więcej :)
UsuńBezszmer, tak, "Czarny książę" został przetłumaczony na polski i wydany w serii Nike! :)
UsuńNo już jasne, co będzie następne w kolejności :D
Usuńkoczowniczka: dziękuję za informację :) teraz będę już mogła bez wyrzutów sumienia polecać wszystkim "Czarnego księcia" :)
Usuń