Taka niepozorna jest ta książeczka, że w zasadzie pewnie bym ją przeoczyła na półkach rodziców Marcina, skąd ją porwałam z krzykiem do mamy Marcina "pożyczam!", gdyby nie znajoma szata graficzna:
Książki dla młodzieży z tego cyklu dotąd mnie nie zawiodły i na ogół okazywały się całkiem przyjemną lekturą. Niektóre pochłaniałam w zawrotnym tempie (jak Koniec wakacji Janusza Domagalika), niektóre może nieco wolniej smakowałam, ale też wywierały pozytywne wrażenie (jak Romeo, Julia i błąd Szeryfa Ewy Lach), jednak każda przywodziła dość skuteczne wspomnienia własne z dzieciństwa. A ta powieść jeszcze mocniej, ponieważ miejsce akcji, Suwalszczyzna, kanał Augustowski, to w końcu moje rodzinne klimaty, wśród jezior i lasów, gdy każde wakacje to było moczenie się w wodzie, co nigdy, przenigdy nie mogło się znudzić. Do dziś pływanie jest dla mnie jedyną możliwą formą ruchu, która zawsze, ale to zawsze mnie pociąga. Bo tak poza tym to jestem leń patentowany. Ale pływać mogę godzinami.
I nie tylko jeziora i lasy, ale i pływanie właśnie jest motywem przewodnim powieści Zofii Chądzyńskiej. Nadal jednak ta niepozorność jest wyjątkowo w tym przypadku złudna, bowiem podczas lektury zagryzałam paluchy z niepokoju o los głównych bohaterów i naprawdę bałam się zawierzyć serii, że w końcu dla młodzieży, toteż i zakończenie powinno być łagodne. Szczęśliwie - było, ale treść wciągnęła mnie niczym fabuła kina akcji i jej skromne sto czterdzieści stron przeczytałam w mgnieniu oka. Zaskoczona! Bardzo pozytywnie.
Głównym bohaterem jest podobnie jak u Domagalika, chłopiec, niespełna czternastoletni podobnie mamy okres wakacji, podobnie, poznaje dziewczynę, a właściwie dziewczynkę Helenę. Ale na tym kończą się podobieństwa, bo Marek ma znacznie trudniejszą sytuację, osierocony przez ojca jeszcze gdy był kilkulatkiem, pozostawiony samemu sobie przez matkę, która pogrążyła się w rozpaczy po stracie męża, próbuje radzić sobie najlepiej jak umie. Nauczony głównie szorstkości i nieuprzejmości również w ten sposób traktuje swoje otoczenie. W klasie jednak imponuje jego styl bycia i Marek staje się jej niepisanym hersztem, z nauczycielami wojuje głupimi żartami i wagarami, jednak gdy objawia się jego talent pływacki, wszystko to uchodzi mu na sucho. Nauczyciele przeciągają go za uszy z klasy do klasy, byle tylko pływał nadal i reprezentował szkołę. W końcu to taki talent, taki prestiż.. Jednak gdy przychodzi nowa wychowawczyni, bardzo zasadnicza i surowa w ocenie Marek w końcu otrzymuje bezcenną lekcję od życia, ale również traci szansę na udział w zawodach. Co jest największą przyczyną jego smutku i niepokoju. Jednak chłopiec nie umie uczyć się na swoich błędach, a przynajmniej nie potrafi tego od razu, dopiero gdy poznaje drobniutką Helenkę, dopiero gdy trener podsuwa mu w żartach pewien pomysł, wszystko się zmieni, a to co wymyślą dzieciaki, żeby jednak uratować pozycję pływacką Marka.. No właśnie spowodowało, że się mocno zdenerwowałam i ostatnie strony pochłaniałam bardzo emocjonalnie.
Szybka lekcja dorastania i dojrzałości. Bardzo szybka, dziejąca się w mgnieniu oka, ale tak potężna w swym działaniu, że nie trzeba będzie nawet jej powtarzać. Nauczyła Marka nie tylko większej odpowiedzialności, ale też rozumienia i docenienia czegoś tak ważnego jak przyjaźń. Ta lekcja również stała się dobrą lekcją dla matki Marka, która nareszcie obudziła się z wieloletniego letargu i zaczęła dostrzegać nie tylko syna, ale i swoje błędy. Świetna pozycja dla młodzieży! Absolutnie nie poddająca się sile czasu, aktualna, na dodatek przekazująca ważne wartości bez moralizowania na siłę. Raczej opowiadająca historię chłopca, który popełnia błędy, a ich konsekwencje odbierają mu ważną dla niego rzecz. Ucząca czegoś, czego jak zaobserwowałam, nawet niektórzy dorośli nadal nie rozumieją, że wiele wydarzeń w życiu człowieka, jest konsekwencją jego czynów, a nie jak lubią sobie to wmawiać, pecha, czy złego losu. Warto przypominać takie książki. Nawet gdy korekta nieco kuleje, a język używany przez autorkę nie jest najwyższej próby, to nadal - warto. Polecam!
Życie za życie, Zofia Chądzyńska, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1979
Ja też bardzo lubiłam książki z tej serii :-) tę także czytałam, nie pamiętam już treści za bardzo...
OdpowiedzUsuńJest tak krótka, że zawsze można sobie przypomnieć :)
UsuńI ja lubiłam książki z tej serii, ale "Życia za życie" nie znałam. Z książek Chądzyńskiej bardzo podobały mi się "Statki, które mijają się nocą", czytałaś może? To o tym, jak student psychologii stara się pomóc zagubionej dziewczynie. Kilka lat temu odświeżyłam sobie tę książkę i doszłam do wniosku, że upływ czasu jej nie zaszkodził i że mogą ją czytać także osoby dorosłe :-)
OdpowiedzUsuńOoo, nie znam! Już dopisuję do listy. Jesteś jedną z osób, które notorycznie zwiększają mi listę "do przeczytania" ;) Ale to jest akurat fajne :)
UsuńNiemożliwe, ale nie znam, zgroza:)
OdpowiedzUsuńNo proszę.. Chociaż raz! :)
UsuńTo już kolejny raz:D Zresztą Końca wakacji Domagalika nie zmogłem, chyba tylko film pamiętam.
UsuńMuszę zacząć notować chyba..;) A powiadają, że kobiety są pamiętliwe..;)
UsuńDomagalika czytałam jako dzieciak jeszcze toteż nie wiem jakbym teraz odebrała.. A że ostatnio mam niechęć do odbierania sobie miłych wspomnień to niektórych lektur nie czuję potrzeby żeby przypominać ;) niech zostanie miłym wspomnieniem :)
A ja sobie tego Domagalika przeczytam, zwłaszcza że stoi na półce, w przeciwieństwie do Chądzyńskiej.
UsuńAż jestem ciekawa jak go teraz odbierzesz :)
UsuńPewnie mgła sentymentu zaćmi mój zjadliwy krytycyzm:P
UsuńTak, niech ta mgła zaćmi ;P w końcu bardziej zjadliwego krytyka blogosfera nie poznała..;P
UsuńTaa, i z tekstu na tekst robię się coraz bardziej zjadliwy :P
UsuńNo nie da się ukryć..Co więcej ja idę Twoim śladem..;P już dawno tak nie krytykowałam jak ostatnio..;)
UsuńSłusznie, w blogosferze potrzeba nieco krwi i kopniaków w piszczel, żeby się nudno nie zrobiło:P
UsuńTak, nic tak nie zabija jak nuda ;P
UsuńStanowczo:) A mnie się od dawna nie trafił żaden przyzwoity gniot :(
UsuńHa, bo to już tak bywa, że jak człowiek zaczyna mieć wyczucie, to trudniej o gniota... Ale trzymam za Ciebie kciuki! Coś na pewno znajdziesz :)
UsuńNie wiem, czy mi się chce czas tracić:P Jedną chałę mam zaczętą.
UsuńNo i co z Ciebie za zjadliwy krytyk, jak Ci się czasu nie chce poświęcać..;P
UsuńBędę bardziej zjadliwy przy książkach, które mi się podobały:P
UsuńNo aż jestem ciekawa.. ;P
UsuńSam też jestem :)
UsuńNie ma to jak zaskakiwać samego siebie :D
UsuńPrzynajmniej się człowiek sam ze sobą nie nudzi :D
UsuńI przy okazji innych nie nudzi :D
UsuńNie znam, doprawdy masz oko do tych lekturek...
OdpowiedzUsuńPrzypadki! :) ale jakie fajne :)
UsuńMiło wspominam tę serię z nastoletnich lat :)
OdpowiedzUsuńTeż miło wspominam, ale też i odkrywam nadal ;) co i Tobie polecam ;) W końcu kto powiedział, że można być dłużej "młodzieżą" ;)
UsuńKurczę, jak ja lubiłam takie książki! Tej chyba nie czytałam, bo z Twojego opisu fabuły nic mi nie świta, ale chętnie bym przeczytała. Prawdziwa perełka Ci się trafiła.
OdpowiedzUsuńO fakt, prawdziwa perełka, co więcej spowodowała, że jakoś tak mam ochotę na więcej książek autorki :) Jak uda Ci się gdzieś znaleźć, to polecam, myślę, że można ją czytać niezależnie od wieku :)
UsuńTa seria to chyba już dość wiekowa :) Ja kiedyś jeszcze w czasach podstawówkowych wygrzebałam na półce u babci 2 książki pozostałe po nastoletnich czasach taty - "Zapałka na zakręcie" i "Jezioro osobliwości" Siesickiej wydane jakoś w latach 70-tych :)
OdpowiedzUsuńTam zaraz wiekowa.. Parę ledwie lat starsza ode mnie.. ;) A jak już zostało ustalone, jestem młodzież do odwołania ;)
UsuńNo niby tylko parę lat, ale te co u babci wynalazłam to były tak '73, '74 :P Więc do czasu aż miałaś naście lat to więcej jak parę lat musiało minąć, no chyba że o czymś nie wiem i czytałaś od razu jak przyszłaś na świat ;) Wiekowa wydała mi się dlatego, że znalazłam książki z tej serii, które mój tata czytał będąc nastolatkiem, a on jednak sporo starszy od Ciebie ;)
UsuńHm.. no ja raczej myślałam w kontekście ich wydania i mojego wieku, a nie wieku kiedy mogłam potencjalnie je czytać.. Bo w wieku naście to akurat z tego cyklu czytałam niewiele ;)
UsuńOj, masz to oko, masz. Tytuł zaraz zapiszę i popytam w bibliotece, bo w moich zbiorach nie widać tej książki. Ale reakcja na widok tych charakterystycznych okładek widzę u nas podobna.
OdpowiedzUsuń(A Domagalika "Koniec wakacji" czytałam, jednak pamiętam jak przez mgłę... Może dlatego, że mam w innym wydaniu? :p Tylko ogródki jakieś pod koniec pamiętam i szosę na początku. I dziewczynę... I (nie wiem jakim cudem) myli mi się z "Grubym" Minkowskiego. Nie wiem, czy za dużo nie ryzykuję, jednak chyba sobie obydwie przypomnę...)
fajnie, że podobnie reagujemy na ten cykl :)
UsuńSzczerze Ci powiem, że z "Końca wakacji" pamiętam sporo scen, ale jak próbuję je ułożyć w całość to już jakoś mniej.. Ale szosy nie pamiętam. Pamiętam ojca dłubiącego w radiu. I pocałunek w deszczu.. Ale to może być kwestia właśnie braku pamięci o całości. A "Grubego" z kolei nie jestem pewna czy czytałam.. Coś mi jakby chodzi po głowie, ale.. pewności z kolei ja nie mam ;)
Uwielbiałam w dzieciństwie tę książkę, a także drugą tej Autorki: "Przez Ciebie, Drabie". Ale dziwi mnie to co piszesz o języku nie najwyższej próby, bo ja zapamiętałam Chądzyńską jako jedną z lepiej piszących Autorek, która potrafiła nie tylko opowiadać, ale też bawić się językiem. Zresztą Chądzyńska była uznaną tłumaczką literatury iberoamerykańskiej - uznaną właśnie ze względu na kunszt językowy. Może w tym przypadku to kwestia nie najlepszej redakcji lub korekty?
OdpowiedzUsuńBardzo być może ze korekta mogła zepsuć efekt - nie byłam pewna czy przedłużenia typu "norrrmalnie" były celowe czy efektem wadliwej korekty. Literówki pomijam, to oczywiste, autora nie obarczam takim błędem. Ale było sporo dziwnych zdań, takich bardzo hm..łopatologicznych. Ale nie ukrywam, że przemknęło mi przez głowę, że Chądzyńskiej mogło chodzić o to, by przedstawić to z perspektywy głównego bohatera, czyli taki zabieg mógłby to wyjaśniać. Tyle, że tego nie wiem. Stąd tak ogólnie o języku. A nie najwyższej próby, bo po lekturze Parandowskiego to pewnie każdy pisarz wypadłby tak blado :)
UsuńNie znam tej autorki, książki z tej serii zdobywało się za moich czasów z wielki trudem i po prostu niektórych nie można było dorwać, ani w sklepie, ani w bibliotece. Swoją drogą jakie to życie dziwne, kiedys w salonach MPiK, tak to się nazywało (Międzynarodowej Prasy i Książki), były rosyjskie (radzieckie) powieści i cały Lenin, a resztę tylko rzucali i wyprzedawało się w mig. Tych ruszczydeł nikt nie chciał. A teraz wszystko leży i czeka na klienta, a ja walczyłam na Allegro o książkę Trifonowa Dom nad rzeką Moskwą. Paradoks.
OdpowiedzUsuńWracając do literatury młodzieżowej - wielki na mnie wpływ miały te książki, nie tylko minimalizowały moją samotność, ale przede wszystkim towarzyszyły w rozwiązywaniu dylematów młodzieńczych. Czy w ogóle jest możliwe, zeby książka miała taki wpływ na młodego człowieka teraz? Te wszystkie wampiry?
To pytanie o wpływ jest dobre, ale mi się wydaje, że te książki o wampirach to czyta już trochę starsza młodzież, której azymut jest włączony na przeżycia związane z pierwszymi randkami i wyglądem zewnętrznym. Lektury zaś z tej serii dotyczą jeszcze tego okresu sprzed.. Przynajmniej, ja tak to odbieram. I właśnie mam wrażenie, że sporo współczesnych powieści jakby omijało ten moment.. Jakby młodzież od razu z przedszkola wpadała w okres lat nastu i w fazę pierwszych miłości i rozczarowań z nią związanych.. A może za mało znam tej współczesnej literatury..
UsuńA tu masz rację, nie ma nic pomiędzy Misiem Paddingtonem, a tymi wampirami
UsuńNo, to i owo jest, ale bez rewelacji. My mieliśmy lepiej:)
UsuńNo właśnie też mi się tak wydaje.. Choć może trzeba by bardziej zgłębić temat :) i przetrzebić półki dla młodzieży bardziej wnikliwie :)
Usuń