A zatem przenosimy się do Francji z początku XIX wieku.
I wtedy zaczęła działać magia narracji Balzaka. Nie bohaterowie, nie fabuła, a narracyjne dygresje o naturze człowieka, o powstawaniu papieru, o machinach rządzących literaturą i dziennikarstwem w wielkim, miejskim świecie, o namiętnościach równie ulotnych, co szybko wybuchających. I przepadam z kretesem. I smakuję niczym wyborny trunek. I w końcu wpadam w fabułę już całą sobą. Szkoda mi Ewy. Serce mi się ściska na myśl o Dawidzie. Rzucam kalumniami w ich wrogów. Nie mogę ścierpieć jak potraktowano Lucjana w Paryżu, choć, to prawda, sam sobie winien, ze miotany niczym chorągiewka wiatrem, często zmieniał sposób działania, słuchając nie tych podszeptów, które powinien. Chwilami wpadam tak bardzo w lekturę, że zapominam, gdzie jestem. Chwilami, przysypiam, gdy dygresje o wekslach, spłatach, funkcjonowaniu ówczesnej bankowości są nadto rozległe. Chwilami ilość nazwisk przekracza moją zdolność do rozróżniania postaci. Robię notatki. Cofam się o całe sto stron, żeby wrócić do jakiegoś momentu, bo czuję, ważny, coś mi umknęło. I nie wiem czy mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że przeczytałam tę powieść, bo czytam ją nadal, choć ostatnia strona za mną, a dalszych losów Lucjana mam szukać w innej powieści.
Historia składa się z trzech części i ich podział ma wyraźny związek z głownią postacią, czyli Lucjanem Chardon, choć tytuł ostatniej może sugerować coś innego. Część pierwsza nosi tytuł Dwaj poeci i opiewa okres gdy Lucjan próbuje wybić się w Angouleme, jednak nie o własnych siłach, ale na nadwątlonych barkach utrudzonego już Dawida, na biednej rozkochanej w braciszku Ewie, oraz protekcji starszej i zamężnej Anais de Bargeton. Część druga Wielki człowiek z prowincji w Paryżu mówi zgodnie z tytułem o okresie paryskim w życiu poety, gdzie porzucony przez kochankę Lucjan bardzo szybko zapomina o poświęceniach siostry i szwagra, łatwo się dorabia i szybko wszystko traci, a trzecia Cierpienia wynalazcy przybliża losy porzuconej rodziny, oraz wpływ Lucjana na jej nieszczęścia. Do tego trzeba dodać wszystkie te mikro - historie, mówiące kolejno o następnych bohaterach, ich zmaganiach z rzeczywistością, tłem, całym kontekstem, zanim życie doprowadziło ich do tego właśnie momentu, w którym ich zastajemy, które potęgują wrażenie przeczytania nie jednej, a co najmniej kilku powieści.
Wiek XIX okazuje się mieć bardzo wiele wspólnego z wiekiem XXI. W zasadzie, gdyby odjąć te dziwne stroje, powozy konne i parę detali związanych z samą epoką, ta historia mogłaby naprawdę dziać się w naszych czasach. Jest to tak aktualne, tak jednocześnie przenikliwe, jeśli chodzi o ludzkie charaktery, style zachowania, że trudno nie zauważyć, jakim genialnym był Balzak psychologiem. Obserwatorem. Sama fabuła - naprawdę - wieje nudą. Ot poeta z prowincji, próbuje wybić się w wielkomiejskim świecie literatury i dziennikarstwa. Kompletnie nieprzygotowany, pełen nadmuchanych przez rodzinę ambicji, niesiony falą kolejnych namiętności, za którymi bez zastanowienia podąża, człowiek bez charakteru, musi ponieść fiasko, co czuć od pierwszych jego chwil w stolicy. Powrót zatem do miejsca, skąd wyjechał jest czymś co prędzej czy później musi się zdarzyć. Ewa i Dawid, niczym ojciec Goriot, zaharowujący się dla brata i szwagra popadają w oczywiste kłopoty i muszą zmagać się z nędzą i zadłużeniami Lucjana. Finał? To już trzeba przeczytać. Jednak nie jest to książka w stylu czytałam ją bez tchu, która powoduje bezsenne noce, zmagania ze sobą, by nie przeczytać za szybko. Jest to powieść do powolnego smakowania, zdecydowanie dla zwolenników gatunku.
Stracone złudzenia, Honore de Balzac, Biblioteka Gazety Wyborczej, Warszawa 2005
Podziwiam, podziwiam :-) mnie ta dygresyjność, ślepe uliczki narracji Balzaka, owszem przydatne do budowy scenografii i rysowania drzewa genealogicznego czasami po prostu obezwładniają i odbierają chęć do dalszej lektury i choć miałem ambitny zamiar przeczytania całej "Komedii" to przez to utknąłem w miejscu po dwóch tomach :-).
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję :-) na ogół to ja podziwiam Ciebie :-) miła odmiana :) Ale poczekaj, zobaczymy czy i ja nie utknę, bo zamysł mam dokładnie taki sam :)
UsuńCzytałam tylko "Dwóch poetów", ale niezbyt dobrze pamiętam. Rozwlekłe opisy drukarni mnie nudziły i dopiero gdy na scenie pojawiła się Nais, książka zaczęła mnie ciekawić. Nais była kobietą dosyć nowoczesną jak na czasy Balzaka - lekceważyła instytucję małżeństwa, wygłaszała śmiałe poglądy, była wykształcona, bystra. Wydała mi się o wiele ciekawszą postacią niż skłonna do egzaltacji, naiwna Ewa. Podobał mi się opis przyjęcia. Goście zostali sportretowani w bardzo dowcipny sposób :)
OdpowiedzUsuńNais i Koralia (z części drugiej) obie są dość nowoczesne, powiedziałabym, że nawet jak na nasze czasy. Bo w sumie która kobieta publicznie miałaby odwagę przyjmować potencjalnego kochanka na oczach męża? ;) A portrety w każdej części są ciekawe. Polecam Ci drugą część, bo jest dość barwna na tle dwóch pozostałych ;)
UsuńChyba, że byłaby to Francja.
UsuńBalzac jest niestety mi mało znany. Chyba poprzestałam na lekturach. Pewno mnie nie wciągnął, gdyż byłam za młoda. A dzisiaj sama nie wiem czy podołałabym jego pisarstwu.)
Też myślałam że mnie nie wciągnie, a tu niespodzianka. W sumie nigdy nie wiadomo jak podziała na nas konkretna lektura. Dlatego zawsze można sprawdzić, spróbować ;)
UsuńMuszę wreszcie nadrobić moje Balzakowe postanowienia. Zacznę od książek, które kupiłam już jakiś czas temu. ;)
OdpowiedzUsuńJak ja to znam :) też ciągle postanawiam sobie coś nadrobić, ale wiadomo, różnie się to kończy. Trzymam kciuki za Twoje postanowienia! :)
UsuńTylko kto będzie czytał recenzje Balzaka. Już widzę ten dziki tłum na W24 i na blogu ;)
UsuńKtoś się na pewno znajdzie :) Może ten wpis nie bije rekordów popularności,ale jednak ktoś tu zagląda :)
UsuńAle u Ciebie jest inny odbiór. Moi czytelnicy czytają głównie kryminały i powieści obyczajowe. Jak daję coś poważniejszego, to mam mało komentarzy ;)
UsuńWiesz, może zajrzą do Ciebie też inni czytelnicy :)
Usuń