To nie było spokojne życie. Nie było zawsze wspaniałe i poukładane. Dużo musiałam znosić i to nie tylko dlatego, że to był sławny Tyrmand, polski pisarz. Stary lowelas zdradzał taką młodą siksę jak ja. Wiem, że to robił. Miał gdzieś specjalny notes, jeszcze z Polski, w którym zapisywał swoje podboje. Kolekcjonował też ich fotografie. Pamiętam zdjęcie Niemki z dopiskiem - "zhańbienie rasy". (..) O moim życiu intymnym sprzed swojej ery nie chciał tak naprawdę słuchać, choć czasem zadawał pytania. Kiedy próbowałam odpowiadać, wściekał się. Potrafił być prawdziwym Otellem.*
Skąpiec. Zazdrośnik. Domowy tyran i dyktator w każdej dziedzinie - mody, wydatków, makijażu. Jeśli nie chciał kupić drogiej benzyny jeździł od stacji benzynowej do stacji, żeby kupić tę najtańszą. Nawet jeśli przez to w efekcie wydawał na tę benzynę więcej, bo przecież musiał ją mieć także na to poszukiwanie. Do tego człowiek głęboko przesądny. Taki obraz Leopolda Tyrmanda wyłania się z książki wspomnieniowej, w której udział brała Agata Tuszyńska. Trudno go nazwać do końca autorskim, bowiem książka składa się z listów Tyrmanda i jego trzeciej i ostatniej żony Mary Ellen, oraz wspomnień samej Mary Ellen. Dlatego zaznaczam zgodnie z kartą tytułową - rozmawiała i skomponowała.
Leopold Tyrmand zanim osiedlił się w Stanach Zjednoczonych był dwukrotnie żonaty. Nigdy nie stronił od towarzystwa kobiet, choć z kolei na kobiece zachowania miał mocno ugruntowane, bardzo staroświeckie poglądy. To znaczy, on, mężczyzna, owszem, może mieć ile zechce partnerek, ona, kobieta, nie ma do tego absolutnie prawa. To źle o niej świadczy. Kobieta ma określoną rolę w społeczeństwie i w życiu mężczyzny. A Mary Ellen Fox pięknie się w to wpisała, ślepo podążając za swoim mentorem.
Gdy się poznali ona miała 23 lata, on 50 lat. Pomijam jaki niesmak we mnie wzbudza sama myśl o związku z mężczyzną starszym od siebie o 27 lat, bo to są kwestie indywidualne, choć mój ciasny światopogląd dostrzega w tym jakąś formę zaburzenia. Romantyk powie - miłość nie wybiera i na tym poprzestanę, W każdym razie młoda Mary Ellen okazała się podatnym egzemplarzem do kształtowania jej na modłę i podobieństwo Tyrmanda. Gdy na początku wydaje się, że ma jeszcze jako takie własne zdanie, szybko zostaje ono przemianowane na "ich" zdanie. Z psychologicznego punktu widzenia, można by rzec, że po toksycznej relacji z matką tyranką, Mary Ellen po prostu musiała znaleźć sobie takiego męża jak Tyrmand (Nikt nie miał na mnie takiego wpływu, nikt inny - może poza matką.. w tak wyraźny sposób mnie nie kształtował**)
Mary Ellen sama zabiegała o znajomość z Tyrmandem, który nie narzekał na brak zainteresowania ze strony kobiet. Jak sama wspomina, dość szybko wskoczyła mu do łóżka, by potem zabiegać o to, by stać się dla niego osobą najważniejszą. Długo Tyrmand traktował ją jak korespondencyjną dziewczynę, dopiero tak naprawdę rozmowa z matką, którą odwiedził w Izraelu, sporo odmieniła. Pierwsza część listów z roku 1970 dotyczy rozstania niemalże zaraz na początku znajomości, gdy Tyrmand wyjechał do MacDowell Colony, miejsca dla artystów, gdzie pracował nad kolejnymi tekstami. Kolejne listy, pocztówki, wynikały z następnych rozstań, jak wyjazd do Izraela, czy do Rockford, dokąd się mieli za decyzją Tyrmanda i dużymi obawami Mary Ellen, przeprowadzić. Gdzie spędzili kolejne dziewięć lat i gdzie wychowywali dzieci (bliźnięta, urodzone w 1981r.). Bliźnięta urodziły się zimą, a już latem wyjechał na kilka tygodni do Kalifornii. A jakiś czas potem do Chin. Zwykle na ten czas przenosiłam się z dziećmi do matki. Zawsze mówił, że robi to dla swojej kariery, czyli dla nas. To na pewno będzie dobre dla nas. "Jeśli mnie będzie się dobrze powodziło, nam wszystkim będzie lepiej".***
Przeżyli razem piętnaście lat. Mary Ellen została wdową w wieku 38. lat, z dwójką czteroletnich dzieci. Czy to był szczęśliwy związek? Trudno mi ocenić. To wie tylko Mary Ellen. Choć w moim odczuciu ona po prostu była ślepo zapatrzona w Tyrmanda i co by on nie zarządził ona ze spokojem niewolnicy by wykonała. Dyplom doktorski Mary Ellen wisiał w toalecie, bo tam jest jego najlepsze miejsce, prawda?
Krótko mówiąc nie podobała mi się.. książka, ani treść. Żałuję, że przeczytałam, cieszę się, że coś mnie podkusiło, żeby nie kupować. Bo oprócz tego, co mi się treści nie podobało, nie rozumiem też logiki rozkładu zdjęć zawartych w tym tomie - np. w sekcji z roku 1970 zdjęcia Tyrmanda z lat 30-tych, czy w roku 1975 aktualne zdjęcie Mary Ellen. Czemu akurat tam? Czemu bez związku z treścią, czy zakresem dat? Ale to tylko zdjęcia, to drobiazg. Nie podobał mi się związek tyrana z młodą dziewczyną, którą zmieniał jak chciał. Oczywiście, to jej sprawa na co się zgadzała, ale moja ocena zawartości książki. Żałuję tylko, że Tyrmand po prostu stracił tak bardzo w moich oczach.. Paradoksalnie, dla Mary Ellen ta książka ma na celu zachowanie Tyrmanda w pamięci. Faktem jest, że w mojej pozostanie, ale nie jako świetny pisarz, a fatalny mąż. Żałuję.
Tyrmandowie. Romans amerykański., rozmawiała i skomponowała Agata Tuszyńska, Wydawnictwo mg, Kraków 2012
*str. 152
** str. 230
*** str. 205
Słowem - omijamy szerokim łukiem, stawiając raczej na "Złego" i inne świetne książki...;)
OdpowiedzUsuńCóż.. tak nieśmiało powiem, że to chyba jest najlepsze rozwiązanie :D
UsuńWystarczyło te kilka cytatów i Twoich opisów, bym nabrała chęci na uduszenie Tyrmanda własnymi rękami. Właściwie z tych rozmów wyłania się obraz kobiety urobionej - straszne. Doktorat w toalecie... brak mi słów. Niesamowite (niesamowicie przerażające), że tak szowinistyczni mężczyźni potrafią przyciągać do siebie kobiety (nie wszystkie, na szczęście - mam nadzieję, że nie wszystkie) jak magnes.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zaryzykowałabym czytanie tej książki - podejrzewam, że przy każdej stronie warczałabym jak wściekła lwica.
Zupełnie nie na temat: czemu na widok zdjęcia Tyrmanda pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to: o, Woody Allen? ;)
(W ogóle to zdjęcie nasunęło mi skojarzenie Alvy'ego Singera i Annie Hall z "Annie Hall" Allena. Chyba za długo nie oglądałam tego filmu i się stęskniłam).
Z ciekawości przeczytałam inne opinie na LC - tam są osoby, które zachwycają się, widzą w tym niesamowicie romantyczną historię :D Na usprawiedliwienie Tyrmanda powiem, że Mary Ellen sama się w ten związek pchała. Są kobiety, które chcą służyć mężczyźnie, jak to ona sama zacytowała z "Raju utraconego" Miltona. Najwyraźniej jej to odpowiadało.
UsuńA wiesz, że coś w tym skojarzeniu jest.. I to nawet podwójnie, w końcu Allen też się związał z dużo młodszą kobietą.. Filmu nie znam, czas nadrobić :D
Są, rzeczywiście są; skoro jej to odpowiadało - jej prawo. Mnie zaś ciarki przechodzą - moje prawo ;)
UsuńI do tego Alvy też w pewien sposób "wychowywał" Annie, przynajmniej ona tak to odbierała; tyle że Annie przeszła wielką ewolucję - i to przynajmniej po części dzięki Alvy'emu. Film polecam, jest Allenowski w takim stylu, w jakim uwielbiam - niby to komedia, ale jest i powaga, i psychologia, i coś gorzkiego, i coś melancholijnego. A Diane Keaton - boska.
Oczywiście, że Twoje prawo! :) Powiem więcej, ja zgrzytałam zębami w niektórych momentach..ten jego mentorski ton w listach.. Wrr.
UsuńNo to muszę koniecznie obejrzeć! Szczególnie, ze bardzo lubię Diane Keaton! :D
Ja też :) Ciekawa jestem, jak Ci się spodoba "Annie Hall".
UsuńTo dam znać o wrażeniach, jak tylko uda mi się obejrzeć :) Co może nastąpić dość szybko, już się rozglądam za tym filmem w sieci ;)
UsuńSzkoda, że dzieli nas trochę kilometrów. Kocham Allena miłością ślepą, "Annie Hall" stoi wśród innych jego filmów na półce i gdyby nie ta odległość, to lada chwila mogłabyś wpadać na seans :)
UsuńNo szkoda.. ;/ Ale nic to, zawsze możemy się kiedyś umówić na seanse innych filmów Allena, bo tego pewnie obejrzę zanim się spotkamy :)
UsuńNic jeszcze Tyrmanda nie czytałam, więc może zabiorę się za "Złego", a tę książkę będę omijać. :)
OdpowiedzUsuńProponuję na pewno najpierw poczytać samego Tyrmanda :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńKsiazki Tyrmanda jeszcze przede mna, a ta analize jego prywatnego zycia zostawie sobie ewentualnie na deser. Nie chcialabym czytac jego ksiazek przez przymat jego zycia prywatnego, a dosyc trudno byloby mi o tym zapomniec.
OdpowiedzUsuńNo własnie sama żałuję, że zdążyłam poznać zaledwie "Złego"..no nic, może z czasem uda mi się odizolować teksty od wiedzy o autorze :)
UsuńTwoja recenzja mnie zaskoczyła...Po tych wszystkich peanach! Oczywiście jestem zdania, że warto wysłuchać głosu zdrowego rozsądku, mam zamiar nadal poznawać książki Tyrmanda, a biografię jego żony zostawię sobie na koniec.
OdpowiedzUsuńTo wyobraź sobie jak mnie zaskoczyła lektura.. Spodziewałam się przyjemnej historii o miłości w końcu. Owszem, niektóre listy czytało się całkiem przyjemnie, szczególnie te początkowe, ale im dalej w las tym bardziej wychodzą sprawy, które na miejscu Mary Ellen wolałabym zachować w swojej pamięci..No ale ona była i wygląda na to, że jest, bardzo oddana, mimo, że czasami sama przyznaje, że życie z nim nie było usłane różami, wiernie go zachwala jako mentora, pisarza i niezwykłego człowieka.. Czasami odnosiłam wrażenie, że dziewczynie trochę pomyliły się role jakie ma pełnić mąż w rodzinie z rolą pana, nauczyciela i władcy.. W mojej ocenie to nic romantycznego ani fajnego, ale są osoby, dla których to historia mega romantyczna. Wszystko zależy od punktu widzenia ;) Sama książki nie polecam, ale wiem, że zawsze warto przekonać się samodzielnie, żeby wyrobić sobie własny osąd.
UsuńJa także miałam ochotę na tę książkę. Nie kupię, lecz pożyczę ;) Jak na razie książki Tuszyńskiej bardzo mi się podobały (szczególnie o Singerze), mam też ochotę na "Oskarżoną Wierę Gran". Do "Tyrmandów" też się przymierzałam. Ale trzeba przyznać, że facet choć prywatnie kawał drania, to książki pisał genialne. "Złego" uważam za jedną z najlepszych polskich powieści.
OdpowiedzUsuńMoc serdeczności :)
Zawsze twierdzę, że lepiej samodzielnie ocenić :) Dlatego jak będzie okazja to zachęcam (i będę bardzo ciekawa Twojej opinii :D), "Oskarżonej.. " również jestem ciekawa, a książkę o Singerze mam na liście do przeczytania :) Wiesz, dla mnie rola Tuszyńskiej w tej książce jest trochę zagadkowa, Żałuję, że nie zwróciłam uwagi, kto tłumaczył te listy, być może ona. Dlatego ja bym nie traktowała tak do końca tej pozycji jako jej autorstwa :) jakby nie patrzeć listy są Tyrmandów, wspomnienia Mary Ellen, Tuszyńska to poukładała w całość, ot co.
UsuńJa właśnie potrzebuję odczekać, aż wrażenia mi przejdą, a potem wrócę do jego prozy. W końcu ocenianie twórczości przez pryzmat biografii jest błędem.
Wzajemnie! :)