Była sobie wojenna Warszawa. I były zgliszcza i huk wystrzałów i gruzy po domach poranionych od bomb. I było zdenerwowanie ogromne i strach i świat pełen najdziwniejszych i najstraszniejszych wydarzeń. I już nie było potrzeby czytania dzieciom bajek, bo to co się działo na co dzień, bardziej przerażało niż najstraszniejsze bajkowe stwory. I trzeba było odwagi większej od tej, którą posiadali dorośli, żeby rozsądnie zadziałać w momencie próby, żeby zrozumieć powagę chwili i żeby nie stchórzyć. Dlatego bajki trzeba było napisać jeszcze raz. Pozwolić Czerwonemu Kapturkowi na zmianę trasy i z koszyka wyjąć jedzenie, by je zamienić na granaty, Jasiowi i Małgosi piec suchary do paczek dla więźniów, a Kotu w Butach roznosić tajne gazetki po domach. I tak powstały Bajki Walczącej Warszawy. Bo Warszawa to jest takie dziwne miasto, w którym mogą się dziać rzeczy na pozór niemożliwe.**
źródło zdjęcia |
Najbardziej utkwiły mi w sercu, choć każda z opowieści jest na swój sposób wyjątkowa, cztery z nich. Wspomniane wyżej Brzydkie Kaczątko, Głupi Jaś, Dziewczynka z zapałkami i Żółty Pies Dingo. W tych bajkach dzieci udowadniają jakie są mądre, rozważne, jak potrafią podjąć się działań godnych bohatera, jak uratowanie uciekiniera przed zemstą gestapo, uratowanie rodziny przed nalotem niemieckich żołnierzy, odważne ukrywanie żydowskiej dziewczynki, czy mimo odniesionych ran, dzielne, we wsparciu psiego przewodnika, przeniesienie rannej siostrzyczki z niebezpiecznego miejsca. Wzruszają, ściskają za gardło, powodują że w oczach stają łzy.
Motywy z bajek są rekwizytami, formą ucieczki wyobraźni małego dziecka przed rzeczywistością. Ponieważ łatwiej trochę się żyje, gdy można udawać, że czołg jest tak naprawdę krwiożerczym smokiem, polującym na ładne dziewczęta, że czary chronią żydowską dziewczynkę przed śmiercią, że zabity gestapowiec nie jest człowiekiem, a potworem, bestią, dlatego nie ma co go żałować. Instynktownie, niczym w odruchu samoobrony przed potwornością wojny, bajki te pokazują, że żeby przetrwać wojnę, sieroctwo, czy brak czegoś stałego, czego można się uchwycić i co pozwala dalej żyć, dzieci te przetwarzały nieco rzeczywistość, na potworną, to potworną, ale bajkę, której sami byli małymi bohaterami.
Zastosowanie formuły bajkowej opowieści służy też swego rodzaju zamortyzowaniu jej okropności, dzięki czemu całość pomimo bolesnej tematyki, czyta się mimo wszystko całkiem przyjemnie. Przeczytałam raz, a potem po raz drugi. To piękna książka. Polecam z całego serca.
-----------------------------
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Zacofanemu w lekturze ;)
Mali bohaterowie, Zofia Lorentz, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1971
*str.5
**str. 114
Dziękuję Ci za potwierdzenie, że moje odczucia po Małych bohaterach to nie były tylko wspomnienia z dzieciństwa, kiedy czytałem tę książeczkę kilka razy, ale że to naprawdę wartościowa i poruszająca rzecz. Czytałem ją, gdy miałem 8-9 lat, a teraz się zastanawiam, czy podsuwać ją mojej córce; my z wojną byliśmy jakoś bardziej oswojeni.
OdpowiedzUsuńA, to ja dziękuję, że zainspirowałeś :) i jeszcze na dodatek "podsunąłeś" ;)
UsuńWiesz, ja się nawet zastanawiałam, skąd się nam dzieciakom podwórkowym, brały w głowach pomysły zabaw w wojnę, czy w powstanie (tak, bawiłam się w to..) i tak sobie myślę, że to było w jakiś sposób przekazywane z pokolenia na pokolenie, może nie do końca świadomie, ale jednak..
Ja bym na Twoim miejscu podsunęła. Jeśli Twoja córka choć trochę wdała się w Ciebie ;) to doceni tę książkę.
ps. Podczas lektury "Brzydkiego kaczątka" prześladowało mnie wrażenie, że ten tekst już kiedyś czytałam. Zastanawiałam się czy nie był w jakimś podręczniku/wypisach? W dzieciństwie maniakalnie czytałam tego typu rzeczy ;)
Mieliśmy wspomnienia dziadków, Czterech pancernych i programy o wojnie w telewizji, masę lektur, chociaż raczej dla starszych dzieci. O propagandowym wykorzystywaniu wojny nie wspominając. Mam wrażenie, że nasiąkaliśmy tym wszystkim w sposób naturalny. Córka się wdała, ale jest na etapie samodzielnego wybierania lektury i rady ojca ma za nic. Ale książeczka sobie poczeka spokojnie. Ja sobie nie przypominam, żeby któreś opowiadanie było przedrukowywane, może czytałaś coś podobnego albo w ogóle właśnie Lorentz? Po latach pamiętałem jedynie wierszyk o Surce.
UsuńAleż mi przejaśniłeś obraz. Faktycznie! Oprócz tego wspomnienia własne dziadka, który wojnę przeżył właśnie w Warszawie, właśnie jako dziecko.
UsuńA jak Twoja córka samodzielnie wybiera lekturę, to może poczekaj po prostu, aż samodzielnie dotrze na półkach i do tej :) Myśle, ze prędzej czy później ją zainteresuje.
Niestety nie pamiętam.. To był etap naprawdę wczesnego dzieciństwa, sama najwyżej chodziłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej i czytałam co tylko znalazłam. I czytałam takie coś jak podręczniki (znalezione wśród makulatury), sama nie wiem co to do końca było, zebrane w jeden tom fragmenty jakichś utworów. Dla starszych klas (przeżyłam rozczarowanie gdy później sama byłam w owych starszych klasach, a tych tekstów już nie było, były zwykłe podręczniki zarówno z fragmentami tekstów, jak i z ćwiczeniami i całą resztą). Bardzo możliwe że wśród nich było coś Lorentz.
Książki na półkach czekają na samodzielne odkrywanie przez młode pokolenie:) Co do wypisów, to mogę się wypowiadać o latach 80., a wtedy raczej Lorentz w nich nie było. Autorka napisała jeszcze parę innych książek, ale nic więcej nie czytałem, a mam wielką ochotę.
UsuńTo mogły być wypisy z jakiegokolwiek okresu tak naprawdę.. W naszym domu były książki z makulatury, znoszone przez moją mamę, pracującą dla Ruchu, plus przez dziadka, mola książkowego (jedynego w rodzinie oprócz mnie) i stąd to równie dobrze mogło być coś z lat 60-tych czy 70-tych..
UsuńCo do innych książek Lorentz -podpisuję się pod tym - też mam ochotę. I pewnie zacznę ich szukać z racji wolnego czasu aktualnie..;)
Szukaj i informuj, ja się nie przyłączę, bo chwilowo odstawiłem zakupy, a w bibliotece nie ma.
UsuńDam znać i jak się uda to może się odwzajemnię z pożyczką :)
UsuńPolecam się łaskawej pamięci w takim razie:)
UsuńChętnie bym przeczytała, tylko w bibliotece u mnie brak :(
OdpowiedzUsuńWiesz, może uda mi się kupić własny egzemplarz, to wtedy Ci podrzucę :)
UsuńNie znam tej książki, a podejrzewam, że gdybym ją czytała w dzieciństwie, mocno utkwiłaby mi w pamięci. Jeżeli tylko namierzę ją gdzieś w bibliotece, wypożyczę - rzeczywiście wygląda interesująco, wydaje się, że może mocno poruszyć. Podoba mi się pomysł opowiedzenia dziecięcego świata okresu wojennego w taki sposób.
OdpowiedzUsuńTeż jej nie znałam! I też sądzę, że raczej bym pamiętała, jednak jej wydźwięk jest silny. Jak się uda - wypożycz, czyta się naprawdę ciekawie.
UsuńPrzejmujące. Jestem pod wrażeniem...
OdpowiedzUsuń