Zwłaszcza moja spostrzegawczość, którą długie lata ćwiczyłem, służyła mi wiernie w godzinie potrzeby, chwilach zagrożenia... Moja zimna krew, choć niebezpieczeństwo czai się tuż, tuż. Ano, proszę bardzo, panie i panowie! Proszę bardzo. Dziś mordercza próba nerwów, zgoda! Nikt nie może się domyślić, nikt z was, że ja wiem, co w trawie piszczy, panowie. Spokojny mój gest, pokerowe oblicze. Mam zamiar wynieść z tej gry skórę całą... I nie ośmieszyć się na waszych oczach, w tym przedziale nadzianym elitą tajniaków. Panie Buraczany Nos! o co udawać tę drzemkę? Z każdym słowem liczyć się muszę, zupełnie jak na publicznym wystąpieniu! Stronić od śliskich tematów (Słowacja!). Nie dać się wciągnąć w trefną dysputę polityczną. Dowcipów dwuznacznych nie opowiadać. Natomiast dozwolone rozmowy o pięknie życia etc. No, spróbujmy!
Nachyliłem się do siwego emisariusza Stolicy Piotrowej i rzekłem na wskroś bezpośrednio, zazierając mu w oczy pod gęstymi brwiami: - "Bóg, który stworzył człowieka, aby ten Go znalazł... Bóg, którego szukamy po omacku w ciągu naszego życia - ten Bóg jest tak rozprzestrzeniony i dotykalny jak atmosfera, tak samo jak świat! Czegóż wam zatem brak, byście mogli Go ogarnąć? Tylko tego, by Go widzieć..." - tu urwałem cytat, cichutko włączając magnetofon wiszący na haku pod płaszczem.
- Pytanie za sto tysięcy drachm. No?
- Wygląda mi na świętego Pawła... - odrzekł po chwili namysłu.
- Bravissimo! W rzeczy samej, to święty Paweł!
Uśmiechnął się delikatnie. I zatarł ręce całkiem jak chłopiec, który zbyt długo się nudził.
- A teraz niech pan zgadnie. Zgoda?
- Trudno. Zgoda.
- Ale to będzie trochę dłuższe. Bo współczesne...
- E, księże! Proszę mi nie podpowiadać!
- No dobrze! Więc tak... - i z dziwnym smutkiem zacierając mi w oczy mówił: - "Świat w ciągu całego mego życia..." Zaraz, tak? Hm, tak... "przez całe moje życie... powoli rozpalał się, rozpłomieniał w moich oczach, aż stał się wokół mnie całkowicie świetlisty od wewnątrz... Diafania Boża..." Pan wie? Tak? No dobrze. "Dziafania Boża w sercu wszechświata, ta, której doświadczyłem w kontakcie z Ziemią, rozjarzyła się... Chrystus, Serce wszechświata, Ogień zdolny wszystko przeniknąć, który powoli rozprzestrzeniał się wszędzie..." - On to mówił, a we mnie raptem serce skurczyło się, struchlało, ściśnięte jak drżąca piąstka! Uśmiechnął się złowróżbnie czy promiennie, nie wiem. - I to już wszystko... No, czyje to słowa?
- Nie wiem... - szepnąłem zaschniętymi wargami.
- Teilharda de Chardin.
- Ale panowie obkuci, kurcze! - zawołał wielkolud. Jakby sam chciał przystąpić do gry. Niechby i on się popisał... Już miałem go zachęcić, lecz siwy emisariusz łagodnym przymknięciem powiek poskromił moje zapały. Chrząknięciem zbył wielkoluda i natychmiast zwrócił się do mnie:
- A którego z mistyków ceni pan najmocniej, proszę pana?
- Tomasza !!a Kempis - odparłem. I rzeczywiście tak było.
- Tomasza !!a Kempis!... Ho, to niespodzianka... - i spojrzał na mnie jakby z powątpiewaniem. - A zna pan świętego Jana od Krzyża? - i wbił we mnie gorejące oczy. - Czytał pan? Nie?... No, to serdecznie go panu polecam...
W milczeniu skinąłem głową, właściwie gotów na ścięcie. Ten Juan, święty Jan od Krzyża, hiszpański zakonnik i poeta, późniejszy święty, prześladowany był i przez przełożonych, i przez Inkwizycję! Zatem Watykan ustami swojego emisariusza daje mi dyskretnie do zrozumienia, z czym to powinienem się liczyć... Wokół mnie tężeje atmosfera! Błyskawicznie wypiłem łyk koniaku. A oni wszyscy przyglądali się, jak odkręcałem flaszkę i z lekka drżącą ręką napełniam kusztyczek. Musieli obserwować mnie tak nachalnie? I śledzić każdy mój ruch? Jakże w takich okolicznościach zachować swobodę! Czekają, sępy, aż zacznę kruszeć...
Obłęd, Jerzy Krzysztoń, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980, str. 19-21
Jerzy Krzysztoń |
--------------
Jerzy Krzysztoń to z pewnością jedna z najbardziej tragicznych postaci naszej powojennej literatury.
Powieściopisarz, dramatopisarz, tłumacz. Po wybuchu II wojny wraz z
matką i bratem został wywieziony do Kazachstanu. W 1942 r. udało mu się
dotrzeć wraz z rodziną do polskiego wojska, z którym został ewakuowany
do Persji, a potem do Indii i Ugandy. Pod koniec lat 40. wrócił do
kraju.– Był jednym z najbardziej niedocenianych pisarzy polskich – mówi „Magazynowi TV” Joanna Siedlecka. – Jako jeden z pierwszych wydał oficjalnie powieść o gehennie Polaków na Wschodzie „Wielbłąd na stepie”. Książka przeleżała w PIW całe pięć lat. Pogrążyła ją recenzja wewnętrzna pułkownika Zbigniewa Załuskiego. Oddano ją do Czytelnika, a tam prezes Stanisław Bębenek jakoś przepchał.
Jej pojawienie się na rynku wywołało „burzę z piorunami”. Protestowała ambasada radziecka. Bębenek wzywany był na dywanik i nakazano wycofanie z księgarń 10-tysięcznego nakładu. To było niemożliwe, bo natychmiast się rozszedł. Żona pisarza Halina mówiła mi, że kiedy chodziła po księgarniach i pytała, czy jest „Wielbłąd na stepie”, jeden z pracowników odpowiedział: „Na stepie to może on jest, ale w księgarniach to z pewnością nie”.
W najwybitniejszych dziełach Krzysztoń nawiązywał do swojej biografii, zwłaszcza w powieści „Krzyż Południa” i wspomnianym „Wielbłądzie na stepie”. W ostatnich latach życia leczył się w szpitalach psychiatrycznych.
– Wystarczy wziąć do ręki „Wielbłąda na stepie” czy „Krzyż Południa”, by uzyskać klucz do zrozumienia jego rany. Fizycznej, jak utrata ręki, i psychicznego okaleczenia, które właściwie nigdy go nie opuściło – mówi Siedlecka. – Po amputacji ręki Krzysztoń porównywał siebie do Łazarza, który wstaje z martwych. Z niechęcią, ale jednak próbuje wrócić do życia. Zawładnęła nim ciężka choroba psychiczna, która trwała latami. Z okresami gorszymi i lepszymi. Próbował się leczyć, trafił do szpitala. Zaczął pisać „Obłęd”, mając nadzieję, że ta powieść stanie się lekiem, terapią. Niestety, ta terapia nie okazała się skuteczna.
Jan Bończa-Szabłowski 23-09-2010
Jerzy Krzysztoń sylwetka tragicznej postaci literatury PRL | rp.pl
Pod wpływem twoich wspomnień kupiłam już "Obłęd". Pyszni się na półce i czeka ze mną na wakacje. Czuję, że autor stanie mi się bliski:)
OdpowiedzUsuńKsiążkowcu, dziękuję za ten piękny komentarz! :) Nawet nie wiesz, jak mnie ucieszyłaś! :) :-)
UsuńKasiu, ja myślę, że dobre słowa to dopiero napiszę po przeczytaniu;) Lektura czeka ze względów czasowych (trzy tomy!), ale swoim zwyczajem podczytuję i widzę, że będzie dobrze. Tak sobie równolegle myślę o Tymoteuszu Karpowiczu. Co ich łączy? Nadwrażliwość wobec świata. No i ten brak ręki, który nie pozostał bez wpływu na codzienny ogląd świata, ale też musieli sobie i innym wciąż coś udowadniać. Uwielbiam taką osobistą twórczość! Serdeczności na niedzielę:)
UsuńWiesz, cieszy mnie bardzo, że pojawia się zainteresowanie Krzysztoniem, jakbym co najmniej cieszyła się zainteresowaniem kimś mi bliskim ;) Dlatego tak się ucieszyłam samym tym, że czeka u Ciebie na półce :) Zaintrygowałaś mnie Tymoteuszem Karpowiczem, muszę poczytać więcej.
UsuńWzajemnie, serdeczności :)
Ja bardzo przepraszam za takie bezceremonialne pytanie, ale jakiej dokładnie natury był 'obłęd' Krzysztonia? Depresja, czy coś innego? Intryguje mnie to 'psychiczne okaleczenie'...
OdpowiedzUsuńWedług samego "Obłędu" zespół lękowo - urojeniowy, nie wiem jaka klasyfikacja byłaby dzisiaj, biorąc pod uwagę zmiany w IDC 10..
Usuńps. Okaleczenie psychiczne miało również związek z utratą ręki. Był zaledwie chłopcem, gdy miał wypadek, ręka była do uratowania, ale zawinił lekarz konował.. Więc utrata była znacząca i dla psychiki. A dziś znając skłonność polskich psychiatrów do orzekania o schizofrenii z byle powodu to pewnie by się okazało, że właśnie na to cierpiał Krzysztoń.
UsuńDzięki bardzo. Mnie takie rzeczy pomagają w lekturze.
UsuńA wiesz, tutaj ta wiedza.. nie wiem czy jest potrzebna. Ale to ocenisz po lekturze, jeśli już się zdecydujesz :)
UsuńCzytałam już o tej książce, ale jak czytam to i wspomnienia są interesujace więc warto ich poszukać.)
OdpowiedzUsuńWspomnień jest niewiele, przynajmniej w sieci, ale polecam film o Krzysztoniu, niedługi, 25 minut, właśnie o charakterze wspomnieniowym:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=f1wNafFSQZU&feature=player_embedded
Widzę, że na youtubie już zablokowany, dostępny jest tutaj:
Usuńhttp://chomikuj.pl/teoria-literatury/filmy+dokumentalne/Errata+do+biografii+-+Krzyszto*c5*84+Jerzy,1903095114.avi%28video%29
Niestety filmy były niepoprawne polityczne najwyraźniej, gdyż już i są puste.)
UsuńJest na chomiku, drugi link :)
UsuńObydwa są już puste.)
UsuńO, a to dziwne, bo właśnie go sobie ściągam.. Zapisuję na dysku, co by już więcej nie zaginął.
UsuńWidzę, że kusisz Krzysztoniem, ile się da :) Ja się czuję wstępnie skuszona, będę pamiętać, żeby się z nim zapoznać.
OdpowiedzUsuńStaram się kusić ;) i się uśmiecham czytając tak miłe komentarze :)
UsuńJerzy Krzysztoń kojarzy mi się z Twoim blogiem tak silnie, że śmiało można Cię uznać za ambasadorkę jego twórczości :)). No i obiecałam sobie, że przy kolejnej wizycie w bibliotece wypożyczę jedną z jego książek. Tylko od czego zacząć??
OdpowiedzUsuńNieśmiało powiem, że takie było moje małe zamierzenie..;) Fajnie, że jest tak właśnie odbierane.
UsuńA zacząć najlepiej od "Wielbłąda na stepie" :) Nie jest długa, jest dość optymistyczna w wydźwięku (mimo trudów emigracji) i przy tym naprawdę pięknie napisana :) Jak spodoba Ci się "Wielbłąd.." to już pewnie sama poszukasz co dalej czytać ;)
Dzięki :)) W takim razie rozpoczynam poszukiwania "Wielbłąda na stepie" :)
UsuńJakby nie było w bibliotece to na Allegro jest dostępny za dosłownie parę złotych..;)
Usuń