Już od dawna sobie obiecywałam, że muszę przeczytać coś więcej autorstwa Marqueza niż tylko Sto lat samotności i Miłości w czasach zarazy, które to obie, w zamierzchłych czasach mojej młodości i jeszcze cielęcego zachwytu nad cudnie opisywaną miłością, znałam na pamięć. Dziś z perspektywy czasu zdecydowanie lepiej oceniam Sto lat samotności, podczas gdy Miłość.. wydaje mi się zdecydowanie za bardzo egzaltowana. Ale to też pewnie kwestia wieku i niezdolność do zachwytów na ckliwymi kawałkami. Chociaż kto wie, jakbym oceniła powtórną lekturę obu tych powieści właśnie teraz? W każdym razie, gdy Koczowniczka pisała o Opowieści rozbitka pomyślałam, że to może być dobry tytuł na kontynuację znajomości z Marquezem. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, jak krótka jest to pozycja! Ledwie 91 stron plus posłowie. Wystarczająco na podróż w tę i z powrotem pociągiem do i z pracy.
Koczowniczkę zafascynowała historia samego rozbitka, mnie zdecydowanie bardziej historia powstania samego utworu (chyba mogę spokojnie nazwać ten krótki tekst swego rodzaju reportażem), co ostatnio zdarza mi się coraz częściej. Falami wracają do mnie te chwile, gdy na studiach wyławiałam różnorodne źródła powstania poszczególnych utworów. Fascynujące jak głęboko można sięgnąć czytając zwykły wiersz, czy krótkie opowiadanie. I tak historia realnego rozbitka stała się dla Marqueza, dość przypadkowo, inspiracją do powstania szczegółowego reportażu z wszystkich dni, jakie spędził on na morzu, dzień po dniu, szczegółowo łącznie z wszystkimi odczuciami i zmianami pogody. Tych dni było dokładnie dziesięć, stąd reportaż siłą rzeczy nie mógł być długi.
Luis Alejandro Velasco dokonał rzeczy niebywałej - sam na tratwie, na pełnym morzu, bez wody i pożywienia przeżył dziesięć długich dni po tym jak fala zmyła go, wraz z siedmioma innymi marynarzami, z niszczyciela "Caldas", na którym pełnił służbę. Tylko Velasco udało się dostać na jedną z dwóch tratw, które wyrzuciło wraz z marynarzami i sprzętem. Dryfował przez dziesięć dni, by nareszcie zobaczyć linię brzegu, do którego dopłynął resztkami sił. Po tym wyczynie zainteresowanie opinii publicznej było ogromne. Robiono z nim wywiady, występował w reklamach, za które płacono mu znaczne sumy, tłumy nie odstępowały go na krok, przez co zaczął chodzić ubrany w cywilu. Z czasem jednak zainteresowanie historią osłabło, Velasco dostawał coraz mniej propozycji, ostatecznie stał się bohaterem zapomnianym. I właśnie wtedy pojawił się w redakcji bogotańskiego dziennika "El Espectador", gdzie też już nikt nie był zainteresowany jego, jakby nie patrzeć znaną przez prawie każdego mieszkańca Bogoty, historią. Zaważył łut szczęścia i zainteresowanie jednego redaktorów, który odesłał go właśnie do Marqueza. To, że właśnie Marquez zajął się tą historią spowodowało, że został odsłonięty niewygodny dla dyktatury generała Gustawa Rojana Pinilli fakt, że w dniu, gdy ośmiu marynarzy zmiotło z pokładu niszczyciela "Caldas" nie było żadnej burzy. Okręt przechylił się tak silnie, ponieważ był załadowany niezgodnie z regulaminem różnego rodzaju sprzętem gospodarstwa domowego, który był przewożony do kraju nielegalnie. Cała zatem historia miała dodatkowy wydźwięk polityczny i moralny.
Sama historia rozbitka, czytana niefortunnie po tym jak już parę lat temu poznałam Życie Pi, mimo całego bogactwa przeżyć i strachu samego rozbitka, nie jest może tak fascynująca, ale na pewno jest niesamowitym obrazem przejść psychiki ludzkiej wystawionej na samotność i nieustający strach o życie, przejść ludzkiego ciała poddawanego sile promieni słonecznych, głodu i odwodnienia. W sumie największym minusem tego utworu jest to, że jest taki krótki..
Opowieść rozbitka, Gabriel Garcia Marquez, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1980
Luis Alejandro Velasco to taki ichniejszy Berr Grylls ? :)Lubię taki historie o walce z żywiołem i o przetrwanie. Jeśli do tego przemyślenia dotyczące sensu istnienia są podne w dawce skromnej, takiej do strawienia, to jest to co lubię.
OdpowiedzUsuńNie, nie, to przypadkowy rozbitek, który musiał przetrwać. Przemyśleń odnośnie sensu istnienia też nie ma. Ale wola przetrwania, która jest najsilniejsza z tej relacji, robi też niezwykłe wrażenie :)
UsuńInteresują mnie takie historie. Szczególnie gdy ludzie w większej grupie znajdują się w sytuacji ekstremalnej i można śledzić jak z niektórych spada kulturowo uwarunkowana warstwa pokojowego i pomocnego człowieka i ujawnia się pierwotna i brutalna strona natury.
UsuńTo jeśli nie czytałaś jeszcze to polecam "Zgubionych" - tam właśnie jest dokładnie to o czym mówisz "ujawnia się pierwotna i brutalna strona natury" ;) więc może Cię zainteresuje ;)
UsuńWreszcie coś co ja też czytałam :P
OdpowiedzUsuńLubię Marqueza. Chociaż zawsze dosyć długo czytam jego książki.
Pozdrawiam!
uff :)
UsuńWierz mi, to się czyta bardzo szybko :)
Czytałam kilka książek Marqueza (tej nie), ale żadna nie dorównała według mnie "Sto lat samotności". Nawet "Miłość w czasach zarazy", która może rzeczywiście jest trochę egzaltowana, a ja poza tym jakoś nie wierzyłam w tę miłość.
OdpowiedzUsuńAle "Sto lat samotności" kocham :)
Mogę się tylko pod tym podpisać :D to jedzenie płatków róż, picie perfum i czekanie przez całe życie.. mimo że naprawdę fajnie napisane, z pięknym tłem przy okazji społeczno - obyczajowym, to jednak było przesadzone ;)
UsuńMnie szczególnie uderzyła część dotycząca reakcji odbiorców historii rozbitka - najpierw wielki zachwyt, potem wielki odwrót od zachwytu. W "Rozbitku" - czytanym jakiś czas temu, dwa albo trzy lata? - też mi się podobała warstwa "powstawania historii", choć historia samego Valesco również przyciągała uwagę - może dlatego, że była tak bez patosu podana?
OdpowiedzUsuńTo wprawdzie nie wnosi nic do treści, ale - mam to samo wydanie :)
Tak, ta część była uderzająca. Zachwyt, rozgłos, a potem cisza. I jeszcze to spotkanie po latach, kiedy było widać, jak życie dopiekło nieszczęsnemu rozbitkowi.. I po raz kolejny tak - historia rozbitka jest niezwykła. To, że się nie poddawał, mimo czasami oczywistej rezygnacji i oczekiwania na śmierć, jest niesamowite. Wola życia potrafi sprawiać cuda :)
UsuńMi się to wydanie trafiło dzięki Allegro i szczerze mówiąc bardziej mi przypadło do gustu niż jego nowsza wersja ;)
Mam ogromną sympatię do tej serii literatury iberoamerykańskiej Wydawnictwa Literackiego - odnoszę wrażenie, że okładki doskonale pasują do tej twórczości.
UsuńRozumiem to doskonale - w takim wydaniu właśnie czytałam pożyczone "Sto lat samotności". Gdy później kupiłam sobie swoje własne, ładnie wydane, w twardej oprawie.. to nie było już to ;)
UsuńPiękna recenzja :) Gdybym nie czytała tej książki, natychmiast pobiegłabym do biblioteki.
OdpowiedzUsuń"W sumie największym minusem tego utworu jest to, że jest taki krótki". Zgadzam się! Za krótki, za krótki... Kiedy zbliżałam się do ostatnich kartek, czułam żal, że zaraz trzeba będzie pożegnać się z Marquezem, a jednocześnie cieszyłam się, że męczarnie biednego rozbitka już się kończą. Ja nabrałam ogromnej chęci na tę książkę po przeczytaniu recenzji Viv z blogu Krakowskie czytanie :)
Poszukam książki "Życie Pi"!
Dziękuję! co za komplement.. aż się zarumieniłam :D
UsuńWiesz, tak mi przez myśl przeszło, żeby Ci ten tytuł podać, ale ponieważ swego czasu o książce było głośno (a teraz na pewno znowu zrobi się szum bo za chwilę do kin wchodzi ekranizacja) to jakoś tak pomyślałam, że pewnie znasz.. Lojalnie jednak uprzedzam, że "Życie Pi" to fikcja (choć wstęp podobnie jak u Marqueza sugeruje, że to historia prawdziwa), na dodatek z tygrysem bengalskim, zebrą i orangutanem na pokładzie szalupy.. Historia wstrząsająca!
Nie, nie słyszałam wcześniej o tej książce. Nie szkodzi, że to fikcja :)
UsuńTo mogę tylko gorąco polecać! :)
UsuńCzytam Twoją recenzję i próbuję rozstrzygnąć, czy "Opowieść rozbitka" kiedyś czytałam, czy nie. Mam wrażenie, że znam tę historię, ale nie przypominam sobie, żebym czytała tę książkę. No chyba, że to dawno było i stąd ta pomroczność ciemna;) Tak czy siak muszę wrócić do Marqueza, bo pomimo uwielbienia dla "Stu lat samotności" wielką jego znawczynią nie jestem. Dlatego w myśl zasady Bibliopatki: jedna-trzy-pięć, mam zamiar przeczytać przynajmniej 4 pozycje, żeby wiedzieć czy to mój pisarz, czy nie :)
OdpowiedzUsuńA ta walka o przetrwanie przypomina mi, czytaną niedawno książkę "Zgubieni" Charlotte Rogan. Tam była podobna historia, z tą różnicą że w szalupie ratunkowej znajdowało się więcej osób. Bardzo dobra książka, polecam :)
Dobrze, że "Opowieść rozbitka" jest krótka, to w razie czego sięgając po nią, szybko sobie przypomnisz :) I bardzo popieram takie podejście do autora :)
UsuńCzytałam "Zgubionych" (nawet też pisałam w zeszłym roku http://moja-pasieka.blogspot.com/2012/05/zgubieni.html) ale mi się ich sytuacja bardziej skojarzyła z walką dobrych i złych cech w człowieku. Bo mimo podobieństw (dryfowanie na szalupie i czekanie na ratunek) mieli oni jednak, nieduże to nieduże, ale zapasy pożywienia i wody, no i wspólne towarzystwo. A jednak rozgrywała się znacznie gorsza walka..
Ja nie zdążyłam napisać recenzji "Zgubionych", gdyż bardzo szybko musiałam oddać tę książkę, a bez tekstu ciężko byłoby mi coś napisać. Masz rację, że dużo było tam tej szeroko pojętej walki dobra ze złem, ale było to takie swoiste studium przypadku/ów - jak może zmienić się człowiek w obliczu ekstremalnych sytuacji i jak działa jego instynkt samozachowawczy. Jednym słowem bardzo ciekawa pozycja :)
UsuńO, co do tego to mogę tylko zgodnie potakiwać :D
UsuńMarquez jest dla mnie jednym z wiecznych wyrzutów sumienia. Próbowałam czytać własnie "Miłość w czasach zarazy" i nie przebrnęłam. I aż mi głupio, bo co innego nie lubić, a co innego nawet nie znać. Ale jakoś nie mogę się na razie zmusić do drugiego podejścia.
OdpowiedzUsuńMam proste rozwiązanie - zmień tytuł! :D Poza tym zawsze możesz spróbować poczytać opowiadania. Zapomniałam o nich wspomnieć, a też czytałam :) Krótka forma więc i łatwiejsza do odbioru :)
UsuńNo właśnie się zastanawiałam cały czas, po co sięgnąć, żeby się nie zrazić ostatecznie. Opowiadania... nie wiem. Może spróbuję "Sto lat samotności"... A może to będzie mój wyrzut sumienia, który zabiorę ze sobą do grobu :p
UsuńWiesza, nic na siłę :D Ja Marqueza, mimo "Miłości.." lubię i cenię. Ale kto wie, jak to się potoczy jak znajomość powiększę o kolejne utwory? :) Poza tym wychodzę z założenia, że życie jest krótkie i lepiej czytać to co się lubi i ceni niż się zastanawiać, że może coś się doceni ;)
UsuńAle dobrze też mieć własne zdanie na temat autorów, których zna każdy :) Chociaż prawda, czas na czytanie z przymusu na szczęście już minął.
UsuńPewnie, że dobrze, ale w tej sytuacji trzeba by było z wywieszonym językiem czytać 24h na dobę i życia by zabrakło :)
UsuńTo fakt. Przekonałaś mnie, odpuszczam sobie na razie Marqueza :D (choć chyba nie o to chodziło :p).
UsuńNo nie chciałam Cię zniechęcać, ale też na siłę zachęcać do pisarza, co do którego nie masz przekonania - też nie chciałam :) Akurat Marquezowi to nie zaszkodzi, to pisarz, który jest doceniany więc nie mam jakoś parcia by do niego przekonywać ;) Za to Krzysztoń to co innego ;)
UsuńDo Krzysztonia planuję wrócić jak mi tylko jakaś książka wpadnie w ręce, bo "Obłęd" bardzo mi się podobał.
Usuń