Robienie zdjęć podczas spektaklu nie świadczy o zachwycie grą aktorską.
Sprawdzanie smsów nie należy do spektrum typowych zachowań.
Chrapanie również.
Wyciąganie napojów energetycznych o charakterystycznym smrodzie, nie jest przejawem entuzjazmu spektaklem.
Szczerze mówiąc drodzy Państwo przyszliście do teatru.. Czy to w ogóle miało dla Was jakieś znaczenie?
Nie rozumiem. Drogie, szanowne polskie społeczeństwo. Co się z Wami dzieje? Skąd się wzięło to, za przeproszeniem, podłe, niewychowane towarzystwo w Teatrze Narodowym?
Czuję się zdruzgotana, załamana i zawiedziona.
Próbuję się z tego otrząsnąć i zachować w pamięci jedynie wrażenia z pięknego spektaklu.
Powtarzam to sobie niczym mantrę.
Ale mogę jedynie jak Danuta Stenka smutno zwiesić głowę i już nie powiedzieć więcej nic.
Źródło |
A wiesz, że to jest chyba zachowanie atawistyczne? Tak jak wyciąganie jajek na twardo zaraz po wejściu do pociągu. Cudnie pisała o tym Grodzieńska we Wspomnieniach chałturzystki, powinnaś zażyć jako odtrutkę:)
OdpowiedzUsuńOdtrutka jest mi w tej chwili niezbędna. Serio. Grodzieńską więc muszę znaleźć jak najszybciej :) Już dawno nic mi tak nie zepsuło nastroju i radości z pobytu w teatrze..
UsuńZnajdź znajdź. Ech, pamiętam z podstawówki szkolenie z zachowania przed każdą wizytą w teatrze, widać nasza wychowawczyni była wyjątkiem:(
UsuńKoniecznie, wiem! :)
UsuńCo ciekawe, młodzież, która zdaje się przyszła całą klasą, wraz z wychowawczynią, zachowywała się o niebo lepiej.. Może dzięki przeszkoleniu wychowawczyni. Efekt świeżości :) Panowie starsi ode mnie na oko 10 lat już tego szkolenia nie pamiętali. Największy zawód - młoda param chłopak i dziewczyna. Pstrykali zdjęcia, wyciągali napój energetyczny.. Nawet moje skromne, bo ja nie umiem robić szumu podczas przedstawienia, upomnienia wzrokiem ignorowali zupełnie. No, za pierwszym razem schowali komórkę. Potem już w ogóle olewali.
Potwornie dawno nie byłem w porządnym teatrze, dziecięcych nie licząc, ale drzewiej chyba bywało lepiej:)
UsuńJa chodzę często ostatnio i to co obserwuję.. ech.. szkoda słów. Ale wczoraj to już było za dużo nawet dla mojej wyrozumiałości.
UsuńWiesz, może drzewiej bywało i lepiej, ale część widowni była ode mnie starsza i też jakoś się nie popisała. Więc albo wychowanie z wiekiem ulatuje, albo wcale drzewiej nie bywało lepiej ;P
Narzekania na zachowanie widzów teatralnych pamiętam od zawsze, więc może faktycznie już wyparłem:P
UsuńMam nadzieję zatem, że i mi się uda wyprzeć ;D
UsuńTAK. Nareszcie ktoś się ze mną zgadza! Napisałam już kilka postów zrzędzących na teatr. Najfajniejsze były panie w Operze Narodowej (!), które bardzo głośno się śmiały i dyskutowały o rozmiarze pewnej części ciała tajemniczego pana Krzysztofa...
OdpowiedzUsuńTak, tak! Zgadzam się :D z Tobą. Nie rozumiem czasami po co ludzie w ogóle się wybierają w takim razie do teatru czy opery. Nie interesuje ich? Nie ma sprawy, niech pójdą z koleżanką, kolegą na plotki do baru. Tam jest i odpowiednie miejsce i lepsza atmosfera. A i ostatecznie może wyjść taniej ;)
UsuńOd takich ludzi często słyszy się zdanie "trzeba się odchamić", w operze pewna grupka bardzo głośno rozmawiała na temat odchamiania. ;-)
UsuńPrzyznam, że nawet nie wiem co powiedzieć.. Cóż, szkoda, że nie udało się jednak "odchamić"..
UsuńŻenada. Ja na szczęście nie spotkałam się z takimi zachowaniami, choć kilka razy w miesiącu zdarza mi się być w teatrze. Oczywiście czasem ktoś się spóźni, ale pozostałe karygodne zachowania są mi obce. Może dlatego, że nie chodzę do Teatru Narodowego ;)
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że mieliście iść do Powszechnego, czy może źle usłyszałam :P
To masz szczęście. Mnie w niedzielę w Teatrze Komedia zdenerwowali spóźnialscy, w Teatrze Współczesnym z kolei komórkowcy (nieumiejętność wyłączania dźwięków jest chroniczna)..
UsuńDo Powszechnego to w niedzielę :D Średnio 3 razy w tygodniu jesteśmy w teatrze :)
W temacie telefonow pamietam, ze w jednym z programow aktor (niestety nie pamietam nazwiska, a nie chce zle powiedziec) mowil o najgorszym momencie na scenie - gra i nagle z widowni slyszy dzwiek dzwoniacego telefonu, widz odebral i mowi (nawet nie szepcze): "Jestem w teatrze, oddzwonie..." chwila ciszy i dalej "No taka sobie" ;)
UsuńOoo to znaczy, że można jeszcze "lepiej".. Słów mi zabrakło..
UsuńZ moich obserwacji wynika, że w Narodowym i w operze jest stosunkowo najlepiej, w takich teatrach jak Kamienica przychodzą ludzie w dresach. Chociaż z drugiej strony do mniej prestiżowych teatrów chyba przychodzą jednak po to, żeby zobaczyć sztukę, z tym że te sztuki są zwykle na niższym poziomie...
UsuńWiesz, ostatnio zwiedziłam parę warszawskich teatrów i jeśli chodzi o poziom to nie mogę powiedzieć, by na przykład Współczesny czy 6 Piętro jakoś bardzo odbiegał od Narodowego.. poziom wykonania jest wysoki w moim odczuciu. A że dobór repertuaru bardziej współczesny.. to nie oznacza jeszcze, że na niższym poziomie.
UsuńTo pewnie zależy od sztuki.
UsuńI od aktorów :)
UsuńRęce opadają, najprostsze przejawy kultury w miejscach kultury niestety zanikają.
OdpowiedzUsuńDokładnie, ręce opadają.. ;/
UsuńAle są jeszcze cerbery dobrego wychowania. Podczas pewnego spektaklu taneczno - muzycznego musieliśmy z Kitkiem ewakuować się o konkretnej godzinie, żeby dojechać na czas i odebrać pozostawione u dziadków dzieci. Niestety, wykonawców fetowano oklaskami na stojąco co skutkowało bisami, czyli sporym przedłużeniem imprezy. Podczas jednej z owacji zaczęliśmy się ewakuować, na co drogę zastąpiła nam pani z parasolką i mierząc nas strasznym spojrzeniem, ryknęła: "Gdzie?! Kultury trochę!!!".
OdpowiedzUsuńA o kinowym towarzystwie, to się nawet nie zająknę :P
To wczoraj zabrakło takiego cerbera ;) ewidentnie! Ha, następnym razem chyba sama się przeistoczę w takiego cerbera :D tylko ciut ciszej...
UsuńA już kinowe towarzystwo.. ach, uderzenia po głowie popcornem i m&msami.. ach..też już więcej nie powiem ;P
Dodać jednak należy, żem widzem kin popularnych i takich samych filmów, a może przy bardziej ambitnym repertuarze i bez maszyny do kukurydzy w przedsionku jest jednak lepiej :D
UsuńW temacie kina - "uwielbiam" popcornowych przezuwaczy. Mlaskaja, chrupia, glosno pija. Oj marzy mi sie kameralne kino, gdzie przekaski beda zakazane.
UsuńPamietam jak poszlismy z Mezem do kina, na film "Samotny mezczyzna". Zawsze wiem, czego sie spodziewac, na jaki przekaz nastawic. Film mnie urzekl i gleboko poruszyl. Kilka miejsc obok Nas zasiadla urocza blondzia z chlopakiem. Wyjeli chipsy, jakies tam napoje. Kiedy juz zjedli dziewczyna przytulila sie do goscia i pyta - "Misiuuu, dlugo jeszcze?". Nie wiem po co przychodzila na tego typy film. Chyba tylko po to, zeby moc powiedziec psiapsiolom- krejzolkom z solarium, ze liznela filmu ciut glebszego intelekualnie, niz Amercian Pie.
Niestety, mój mąż dokładnie taki sam widz, a że z uporem maniaka ciąga mnie ze sobą, to ja chcąc nie chcąc tak samo.. Ale kiedyś pamiętam wizytę w kinie studyjnym i wrażenia mam do tej pory znacznie pozytywniejsze. Może dlatego, że to była mała sala kinowa, stary rosyjski film i wrażenie, że człowiek jest w kulturalnym miejscu nareszcie było silne :)
UsuńNatalia - rozbawiłaś mnie! :) Mam to szczęście, że w kinie nie trafiam aż tak źle, albo inaczej, w kinie mniej mnie to razi, bo sama w myślach odliczam czas do końca i generalnie mniej jakoś mi otoczenie przeszkadza (choć przyznaję, że takich dziwnych sytuacji nie miałam dotąd). No ale robię to w myślach, a do kina chodzę dla Marcina ;) On się poświęca z teatrem ;)
UsuńNa szczescie nawet w Multipleksach zdarzaja sie kameralne sale i seanse podczas ktorych nie chce sie przezuwac cokolwiek.
UsuńA bliskosci do stolicy i jej oferty kultralnej pozytywnie zazdroszcze :)
Nam się kiedyś zdarzyło coś niezwykłego, bodaj w Multikinie, ale nie mam pewności - mogliśmy obejrzeć sami w wielkiej sali film. Nie było nikogo! To był bodajże ostatni seans "Pojutrze" i już chyba wszyscy, którzy byli zainteresowani, po prostu obejrzeli :D W każdym razie przy takiej fabule, oglądanie w pustej sali dodatkowo potęgowało wrażenia :)
UsuńStolicę dopiero teraz zaczynam doceniać :)
Z kina pamiętam jedną sytuację, która mnie zdenerwowała. Mianowicie byłam z rodzicami na "Pianiście". Gdy leciała scena, w której główny bohater znajduje w ruinach szpitala starego, nadgnitego ziemniaka i potem go gotuje by zjeść, facet obok (coś koło 30, ja wetdy miałam niecałe 17 lat) śmiał się w głos i podobno komentował, że dobra komedia!!! Tata mój był oburzony i zwrócił mu uwagę, ale nic nie pomogło... Jedzenie w kinie mnie osobiście akurat nie rusza, ale w teatrze jeść??? Nam w szkole też przed wyjściami do teatru robiono pogadankę jak należy się zachować i zawsze był wymóg stroju eleganckiego.
UsuńCóż.. jakby to powiedzieć.. Albo już nic nie powiem, bo co tu można dodać.
UsuńAmen:)
OdpowiedzUsuńDorzucę garść swoich doświadczeń:
OdpowiedzUsuń1. kiedyś pani (ok. 45+) w T. Starym nie zrozumiała, dlaczego przeszkadza mi jej picie kawy w trakcie spektaklu
2. inny pan (ok. 30+) nie rozumiał, dlaczego w teatrze nie należy przechodzić do miejsca w drugim rzędzie dając krok nad siedzeniami w rzędzie pierwszym
3. dawno temu spotkałam się z piłowaniem paznokci, o dziwo - przez osobę dorosłą (sztuka nie była nudna;))
4. tydzień temu zwracałam uwagę gimnazjalistce, że nie jest w klubie i nie należy opierać stóp (w butach) na oparciu osoby, która siedzi przed nią - na szczęście natychmiast się zmitygowała i później upomniała nawet swoją koleżankę, która podobnie siedziała
5. rozmowy to już niestety prawie norma.
Niedawno byłam też świadkiem niecodziennej sytuacji: starsza pani podczas antraktu zwróciła uwagę jakiejś znacznie młodszej pannie, że stanowczo za głośno się śmieje.;) Miała rację, bo dziewczę ryczało ze śmiechu, do tego w dziwnych momentach.
I jeszcze sytuacja sprzed lat kilku: w toalecie jedna pani z kolejki werbalnie napadła na panią wychodzącą z kabiny: "A to pani tak hałasuje torebką podczas spektaklu!" Zrobiło się komediowo, ale kobitka pewnie miała rację.
Widzę, że Twoje doświadczenia można by już zaliczyć do serii tych traumatycznych.. ;) Zastanawia mnie tylko dlaczego ludzie tak rzadko biorą sobie do serca, że, kolokwialnie rzecz ujmując, nie są w chlewie..
UsuńMyślę, że to może być po części brak taktu i spostrzegawczości, a po części upowszechnienie sztuki wysokiej. To widać także po stroju, chociaż tu akurat podoba mi się odejście od garniturów i sukienek.
UsuńPamiętam do dziś krótką pogadankę w 6. klasie przed wyjazdem do teatru. Nie rozmawiamy głośno, między rzędami przechodzimy TYŁEM do widowni itp. To ważne, bo może zaszczepić dobre nawyki. Jestem za lekcjami dobrych manier w szkole (w ramach godziny wychowawczej), na rodziców nie zawsze można liczyć.
A jednak potwierdza się to działanie efektu świeżości. We wtorek na spektaklu była grupa młodzieży najwyraźniej z wychowawcą/opiekunem. Strój i zachowanie potwierdzały, że pogadanka była. Gorzej było z osobami już w wieku po-szkolnym (nieważne, czy to dwudziestoparolatki czy czterdziestolatki), które już tego nie pamiętały i właśnie cóż, brak taktu, spostrzegawczości.. Wiesz o strój już się nie czepiam. Z racji tego, że dojeżdżam do/z Warszawy byłam w teatrze w długich spodniach (padało, zimno, a powroty pociągami podmiejskimi to czasami całe przygody), dlatego uznaję zasadność zrezygnowana z kreacji balowych ;) na rzecz czegoś nieco praktyczniejszego (co nie oznacza jednak zaraz bluzy dresowej i wytartych dżinsów..), ale tak poza strojem, to jest tak dużo "ale" wobec widzów teatralnych, że czasami naprawdę zachodzę w głowę, po co chodzą w ogóle do teatru. Bo wypada? Bo współmałżonek/ka namówił/a? Bo jest moda? Nie wiem.. Dla mnie co najmniej bez sensu. Jeśli tak się męczą, że muszą jeść/popijać coś śmierdzącego/przesypiać pół spektaklu/tracić fajne momenty na szukanie aparatu w plecaku bądź wymianę plotek to w moim odczuciu powinni sobie to darować. I dla siebie i dla współwidza...Sami się nie zmęczą i innych nie zirytują.
UsuńNa pewno czasem chodzi się tylko dla towarzystwa, to widać. Zdarza się, że sztuka okazuje się pomyłką i nijak nie da się ewakuować (znam to z autopsji). Co naturalnie nie wyklucza prostej zasady: nie przeszkadzajmy innym.
UsuńJeśli idzie o strój, pamiętam tylko dwa kurioza: gościa w luźnych gaciach (bo nie spodenkach) do kolan oraz parkę w misiowatych dresach, z czego jeden był pomarańczowy (teletubisie po prostu;)).
Na marginesie: ja też dojeżdżam i dlatego rozumiem doskonale tych, którzy muszą wcześniej wyjść ze spektaklu, żeby zdążyć na podmiejski pociąg.;)
O właśnie, właśnie, taka zwykła, prosta zasada, by nie przeszkadzać.. A jakoś zbyt trudna do realizacji..;)
UsuńO proszę, widzę, że jest nas dojeżdżających całkiem sporo :) Mi się na pociąg powrotny raczej nie spieszy, ale ponieważ nie raz i nie dwa się nastałam i naczekałam na dworcach wolę mieć na sobie coś przynajmniej wygodniejszego i ciepłego (szczególnie teraz, gdy wieczory już są chłodne) :) stąd wybór stroju praktycznego nad elegancki. Choć zawsze staram się bodaj o dyskretną elegancję, ale jednak elegancję :)
Może ta piłująca paznokcie pani to była aktorka występująca w spektaklu, dyskretnie wpleciona w publiczność. :)
OdpowiedzUsuńA tak serio to przywołane przez Was przykłady mnie po prostu poraziły. :(
Chciałabym czasami wierzyć, że takie zachowania wśród publiczności to swego rodzaju forma aktorskiej prowokacji..
UsuńPrzyznam, że gdyby ww. sytuacje nie przydarzyły mi się, trudno byłoby mi w nie uwierzyć.;(
UsuńTeż pewnie byłoby mi trudno uwierzyć, to prawda..
Usuń