Dawno, dawno temu, gdy byłam młoda, piękna..wróć, nie ta bajka. A zatem gdy byłam młoda i trochę bardziej egzaltowana, zaczytywałam się w "Lisie Przecherze" Goethego z lubością i smakiem. Wtedy jeszcze wszelkie wstępy i posłowia mnie nużyły i na ogół szybko przechodziłam do meritum. Tym razem jednak wstęp mnie zainteresował, a szczególnie historia jakoby Goethe miał nazywać swoją epopeję nieświętą biblią świata. Szalenie mi się spodobało to określenie. Zawierało w sobie to magiczne "coś". Gdy przeczytałam książkę Murakamiego, jedyną jego książkę, która po prostu przeleżała na moich półkach ponad trzy lata, otóż, gdy nareszcie ją przeczytałam, pomyślałam o niej trochę w podobny sposób. Trochę taka nieświęta biblia początkującego biegacza. Bo to, co wywołała we mnie ta książka mogę określić jednym zdaniem: dodatkowo zmotywowała do biegania.A może, nie tyle zmotywowała, co potwierdziła, że ten rok, wybór tego momentu na bieganie to był naprawdę dobry moment. I że nie tylko ja tak wybrałam. Miałem wtedy trzydzieści trzy lata. Wciąż byłem młody, choć nie byłem już młodzieńcem. W tym wieku Jezus umarł na krzyżu. W tym wieku Scott Fitzgerald zaczął się staczać. Ten wiek to być może życiowe rozstaje. W tym wieku zacząłem moje życie biegacza i spóźnioną karierę pisarską.* Innymi słowy, nie pozostaje mi nic innego jak jeszcze usiąść i napisać bestseller (w razie wątpliwości, dodam, że pisząc to serwuję jednocześnie uśmiech kota z Cheshire - oczywiście do wszechświata, który, jak będę mocno o tym marzyć na pewno spełni moje marzenie. Czy jak to tam szło..).
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu nie jest poradnikiem dla biegaczy, nie jest to też do końca pamiętnik, jak sugeruje podtytuł, choć temu ostatniemu jest zdecydowanie najbliższe. Jest to zbiór wspomnień związanych z początkami biegania, pierwszym maratonem, przeplatanych z przygotowaniami do kolejnego, najbliższego w okresie pisania (listopad 2005 rok) maratonu, nowojorskiego. Murakami zaczął biegać w pewnym momencie swojego życia, zmieniając jednocześnie w tym życiu całkiem sporo (zamknął swój bar jazzowy i zaczął pisać) i biegał tak przez dwadzieścia trzy lata. Z podziwem i szacunkiem muszę powiedzieć, że tempo jakie sobie narzucił, czyli codzienny trening, oraz to z jakim uporem do tego podchodził mogą tylko wzbudzać.. ogromną chęć, by też mieć taki silny charakter. Co prawda wytrawny biegacz (a zatem nie ja - jeszcze) znajdzie tu pewnie jakieś mankamenty czy to techniczne (Murakami przyznaje się, że nie robi żadnego rozciągania czy rozgrzewek), czy innych treningowych wpadek, ale dla mnie, bardzo początkującej biegaczki, ta książka dodaje skrzydeł. Wszystkie rady od doświadczonych biegaczy biorę sobie do serca i słucham uważnie. Te spisane w tej książce również. (..) nie odstępuję od kardynalnej zasady treningu: nigdy nie mam więcej niż dwóch dni przerwy w bieganiu. Mięśnie są jak pojętne woły robocze. Jeśli ostrożnie, krok po kroku, zwiększa się obciążenie, uczą się je znosić. (..) Jeśli wszakże wstrzymamy na kilka dni załadunek obciążeń, mięśnie naturalną koleją rzeczy dojdą do wniosku, że nie muszą już tak ciężko pracować, i obniżą sobie wymagania.**Nie bez znaczenia jednak jest to, że to książka napisana przez Harukiego Murakamiego. Mam swoje słabości czytelnicze i Murakami do nich należy od lat. Zawsze najbardziej ceniłam w jego prozie introwertyczność jego bohaterów, skłonność do samotnictwa i upodobanie do muzyki klasycznej. I jak można się spodziewać, są to cechy również samego autora. Bieganie było jego świadomym wyborem właśnie dlatego, że może je uprawiać samotnie. Choć jak każdego biegacza cieszą go spotykani na drodze inni biegacze.
Temat biegania, choć zdecydowanie najważniejszy w tej krótkiej historii o bieganiu, nie jest tu jednak jedynym wątkiem. Oprócz niego Murakami porusza też ten, którym może zainteresować się każdy jego czytelnik, czyli o pisaniu. Ba, nawet w kontekście biegania. Bowiem pisanie, które postronnym wydaje się tak mało wymagającym zawodem jest jednak bardzo trudnym procesem myślowym. Wymaga skupienia, samodyscypliny i tego co najważniejsze w tym wszystkim - talentu. Rzecz jasna, pisze Murakami, są pisarze, którzy wytężoną pracą, ogromną samodyscypliną, potrafią wypracować sobie tak dobry styl pisarski, który nawet ma znamiona talentu. Ale takich ludzi jednak jest zdecydowanie dużo mniej. W każdym razie w przypadku Murakamiego i pisanie i bieganie mają ze sobą ścisły związek. Podejmując decyzję o zawodowym pisaniu Murakami musiał zrezygnować ze swojego dotychczasowego, wymagającego i aktywnego trybu życia, który narzucało prowadzenie baru. Zmiana codziennej aktywności wymusiła decyzję o uprawianiu sportu. Zatem obie aktywności, zarówno pisanie, jak i bieganie, pojawiły się w jego życiu niemalże równocześnie.
Dla mnie ta książka to czysta przyjemność. Choć nie wiem, czy mogę ją polecać komuś, kto z bieganiem nie ma nic wspólnego. Sama nie sięgałam po nią dopóki temat nie stał mi się w jakiś sposób bliski. Dla wielbicieli Murakamiego to może być całkiem interesująca pozycja, bo jest tu sporo jego osobistych przemyśleń, nie tylko o bieganiu, czy pisaniu. Tak sobie jednak myślę, że to pozycja bardziej dla pasjonatów, bo nie ma tu typowej dla Japończyka fabuły, choć, o niespodzianko, nawet tu można znaleźć jego stały motyw przejścia w jakiś inny wymiar/świat, Pojawia się on w opowieści o ultramaratonie (dystans 100km) i momencie przekroczenia siedemdziesiątego piątego kilometra. Od siedemdziesiątego piątego kilometra czułem się tak, jakbym przez coś przechodził. Jakby moje ciało przechodziło przez kamienny mur. Tak to odbierałem. "Przechodzenie przez coś" to jedyny sposób, w jaki umiałem to wyrazić. Dokładnie nie pamiętam chwili, w której zdałem sobie sprawę, że już przez ten mur przeszedłem, ale nagle zauważyłem, że jestem po drugiej stronie. Byłem absolutnie przekonany, że przeszedłem. Nie umiem wyjaśnić logiki, jaka się za tym kryła, ani procesu, ani metody, byłem po prostu przekonany o tym, że p r z e s z e d ł e m.***
Osobiście mogę tylko polecać, choć wiem, że nie każdego zainteresuje tematyka biegania. Swoją drogą ciekawa jestem jaką opinię tej książce mógłby wystawić taki zaprawiony biegacz, jak sam Murakami.. Hm..
O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Haruki Murakami, Muza SA, Warszawa 2010
* str. 54
** str. 79
*** str. 121
Do mnie zupełnie nie trafiła. Jest to jedna z nielicznych książek, które porzuciłam w połowie :)
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię. Dopóki nie zaczęłam biegać nawet jej nie otworzyłam ;)
UsuńNa razie mam w domu nareszcie jednego Murakamiego. I od tej książki zacznę. Właściwie ja nie przepadam za książkami akcji, podobnie jest z filmami więc książki Murakamiego powinny mnie zainteresować.
OdpowiedzUsuńI to jest dobry początek :) Książki Murakamiego są specyficzne, ale kto wie, może przypadną Co do gustu :) Najbardziej lubię "Kronikę ptaka nakręcacza" - rzekłabym, literacki majstersztyk (choć gdy czytałam pierwszy raz to byłam kompletnie zniechęcona!) i "Kafkę nad morzem" :)
UsuńMurakiego przeczytałam jedną tylko książkę i jak na gatunek, który nie jest mi bliski czytało mi się dość dobrze. Tej książki nie znam, ale czytając pomyślałam sobie, czy ta książka nie jest przypadkiem nie tyle o bieganiu, co o dojrzewaniu do zmian, o znajdowaniu sposobu na życie, o wytrwałości, o pasji. Biegaczem nie jestem, ale od jakiegoś czasu zaczęłam więcej czasu poświęcać na ruch i aktywność fizyczną i zaczęłam doceniać ich zalety nie tylko w postaci poprawy kondycji, ale także przewietrzenia szarych komórek. A zacytowany fragment dotyczący wytrwałości uświadomił mi, jaki błąd popełniam ćwicząc niesystematycznie :(. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO, fajnie, że dobrze Ci się go czytało :) Czy ta książka jest o dojrzewaniu do zmian, to nie powiedziałabym, a przynajmniej nie do końca. Raczej o dojrzewaniu do tego, że człowiek się zmienia z wiekiem, że ciało odmawia w pewnym momencie posłuszeństwa, że trzeba się pogodzić z upływem czasu (Murakamiemu było dość ciężko przejść nad tym do porządku dziennego, że ten sam maraton dwadzieścia lat później robi z dużo gorszym wynikiem).
UsuńA fakt, trzeba trenować systematycznie. Dlatego to tak ważny dla mnie fragment :)
Pozdrawiam :)
Ano tak, ciężko jest się pogodzić z tym, że kiedyś wszystko wykonywało się zdecydowanie sprawniej, a teraz szybko tylko czas biegnie :(, ale im szybciej się człowiek pogodzi, tym łatwiej mu będzie się żyło, tak przynajmniej mnie się wydaje. Chociaż co do powiedzenia, że jak się budzisz po czterdziestce i nic cię nie boli to znaczy, że nie żyjesz - wolałabym, aby nie było aż tak sprawdzalne. Pozdrawiam
UsuńTeż tak myślę. Że lepiej po prostu przyjmować życie z wszystkimi jego zmianami. Wiadomo to jest trudne, ale z drugiej strony zmartwienie Murakamiego że wyniki maratonu ma gorsze w wieku prawie 60 lat od tych sprzed lat dwudziestu zdają mi się odrobiną kokieterii. Jaki 60-latek ma na tyle dobrą kondycję by przebiec maraton (to jest trochę ponad 42 kilometry)?
UsuńOpisałaś interesująco, z pewnością będzie się dobrze czytało. Obiecuję, że gdy napiszesz już ten bestseller, ustawię się w kolejce do Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńHa, wiedziałam, że mam już gdzieś swoje czytelniczki ;) hi hi
UsuńDziękuję! :)
Muszę przeczytać bo kocham Murakamiego. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, to nie wiem czy przypadnie Ci mimo wszystko do gustu :) Moja miłość do Murakamiego spowodowała, że nawet przeczytałam jego nietłumaczoną książkę (po angielsku), a tej nie mogłam dopóki nie zaczęłam biegać. Ale ciekawa jestem jak ją odbierzesz z tej innej perspektywy :) Pozdrawiam
UsuńMurakami ceni bieganie, za to nie przepada za kolarstwem - a ja odwrotnie, lubię rower, a biegać nie dam rady. Na lekcjach wych.fiz. nigdy nie byłam w stanie przebiec całej wymaganej trasy, za to rowerem mogę jeździć bardzo długo, szybko i się nie męczę :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę, ale jeszcze jej nie czytałam w całości, tylko przeglądałam.
Nie lubi jeździć na rowerze, bo ogólnie uważa to za niebezpieczny sport :D Ja lubię jedno i drugie aktualnie, choć jeszcze jakiś czas temu powiedziałabym dokładnie to samo to co Ty :)
UsuńKsiążka jest też fajna do przeglądania ;) Szalenie podobają mi się zdjęcia biegającego autora :)
Zdjęcia biegającego autora istotnie robią wielkie wrażenie. I o wiele przyjemniej patrzy się na takiego wysportowanego pisarza niż na pisarza z ogromnym brzuchem i z papierosem w dłoni. Sport i pisanie książek raczej rzadko idą ze sobą w parze. Przesuwam tę książkę na początek mojego stosu :)
UsuńWłaśnie! A on słuchaj pisze, że ma skłonność do tycia :) Stąd to całe bieganie. I u mnie w zasadzie jest dokładnie z tego samego powodu.. Bo schudłam sporo (od kwietnia 12kg) i chcę nie tylko to utrzymać, ale też mieć lepszą kondycję :)
UsuńA tym przesunięciem książki w kolejce to mnie strasznie ucieszyłaś :D Ciekawa jestem jak Ci się będzie czytało :)
Jeszcze nie czytałam żadnej książki tego autora - ale najwidoczniej nadszedł czas aby to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :)
Usuń