Tęsknota za klasyką, za starym, dobrym, tradycyjnym teatrem spowodowała, że na chwilę opuściłam widownię Teatru Współczesnego na rzecz Teatru Narodowego. Zresztą, w Teatrze Współczesnym zostały mi już tylko dwa spektakle z repertuaru aktualnego plus ten planowany na listopad, toteż teraz muszę nieco wolniej dawkować jego przedstawienia. Zostawiam je zatem na później, bo wiem, że tęsknota mnie w końcu zaciągnie niemalże siłą do ulubionego miejsca.
Teatr Narodowy to klasa sama w sobie. Nie wymaga reklamy, długich opisów, nie ma potrzeby by zachwalać. Tam jest po prostu pięknie, a do tego repertuar zacny. Wybrałam spektakl "Tartuffe albo Szalbierz", czyli Molier i tradycyjna metoda inscenizacji, bo na "Tango" biletów już nie udało mi się zdobyć...
Jak to mawiają, co się odwlecze, to nie.. ucieknie, a w październiku będę próbować ponownie. Jednak wczorajsza przygoda z Molierem, z piękną Stenką, genialnym Malajkatem i cudownym Radziwiłowiczem była tak znakomita, że żal za utraconą okazją zobaczenia" Tanga" po prostu minął. Wczoraj poczułam, że właśnie tego mi brakowało. Budowania mrocznej atmosfery wokół dość tajemniczego, choć omawianego przez wszystkich Tartuffe, świetnej interpretacji zachowań Elmiry w wykonaniu Danuty Stenki, niezwykłej gry świateł na scenie, które samym zaciemnieniem, bądź delikatną odsłoną sugerowały dzień, lub noc, poranek lub zmierzch. Kostiumy. Epoka. Wrażenie cofnięcia się w czasie. To wszystko było zwyczajnie magicznie.
A przy tym jaka to ciągle aktualna fabuła! Utyskiwania teściowej na samym wstępie na pewno spowodowały uśmiech na twarzy niejednej z pań (ja co najwyżej mogłam się śmiać z samego monologu Pani Pernelle, bo sam w sobie był zabawny). Wychwalanie Tartuffe zaczyna się od wprowadzenia, choć pomiędzy wierszami pani Pernelle sprzedaje też własne poglądy na małżeństwo, jak to przekonanie, że żonie powinien wystarczyć już tylko mąż, więc po co te stroje, te ozdóbki, koronki i inne bezeceństwa. Łajanie towarzystwa widać, jest jej w smak, a Anna Chodakowska pięknie oddaje świętoszkowaty upór swojej postaci. Potem zaś wcale nie jest lepiej, gdy na scenie kolejne osoby próbują wypowiedzieć się jednak negatywnie o tym dziwnym nędzarzu, którego pan domu, Orgon, przyjął pod swój dach i uczynił z niego swego pupilka. W uwielbieniu do Tarttufe jest tak zaślepiony, że nie słucha rodziny, która próbuje mu powiedzieć prawdę o oszuście.
|
Orgon (Jerzy Radziwiłowidz) i Tortuffe (Wojciech Malajkat), fot. Stefan Okołowicz (źródło) |
Fabułę znanego już z liceum
Świętoszka nie ma potrzeby tutaj streszczać. Jednak jest to fabuła mocno interesująca. Na ogół w literaturze to kobiety mają skłonność do silnych emocji, które nie tylko są wyniszczające, ale i zaślepiające na wszelkie obiektywne osądy i opinie. U Moliera to jednak mężczyzna traci głowę i zdrowy rozsądek. W zasadzie jest w stanie upojenia, zakochania, ślepej wiary w tego nieboraka, jak często mówi o Tartuffe. W tym wszystkim jest jakaś ogromna dwuznaczność, bo uczucia Orgona nie do końca wydają się li i jedynie przyjacielskie, związane z podziwem rzekomej duchowości tytułowego świętoszka, a zakrawają na prawdziwe, żywe zakochanie w tym dla niego nadzwyczajnym mężczyźnie. Dopiero konfrontacja z prawdziwą naturą spowoduje, że Orgon zrozumie, że jego rodzina przez cały czas miała rację.
|
Tartuffe (Wojciech Malajkat) i Elmira (Danuta Stenka), for. Stefan Okołowicz, (źródło) |
Czy jednak Orgon tak do końca straci wszystkie uczucia dla Tartuffe? Jerzy Radziwiłowicz pięknie oddał wewnętrzne rozdarcie Orgona pomiędzy tym, jak powinien się zachować, a tym do czego pchało go serce, gdy Tartuffe w scenie końcowej jest nareszcie zdemaskowany i aresztowany. Jednak najsilniejsze wrażenie pozostawia po sobie Danuta Stenka, która wyraźnie oddaje wszystkie emocje kobiety, która pozwoliła, może nie do końca, ale jednak, zbrukać swoje ciało i której mąż nie zareagował na czas. Jest zawstydzona, zasmucona, zrezygnowana.
To miała być komedia i istotnie śmiałam się w wielu momentach. Ale to też sztuka wywołująca nadal masę refleksji. Bo pomiędzy tym co zabawne, a ostateczną szczęśliwą sceną końcową, dzieją się tu prawdziwe, ludzkie dramaty. Zbrukana godność, złamane serca, stracony majątek tylko dlatego, że ojciec rodziny nie chciał uwierzyć swoim bliskim i próbował usynowić obcego człowieka za wszelką cenę, oddając mu rodzoną córkę, majątek, wyrzucając z domu syna, gdy ten wyznał mu o przybłędzie prawdę.
I gdy wracałam do domu zajrzałam jeszcze raz do tekstu, który Teatr Narodowy umieścił również w programie spektaklu. I magia zadziałała ponownie..
Tartuffe albo szalbierz, Tetar Narodowy, reżyseria: Jacques Lassalle, współpraca reżyserska: Edward Wojtaszek, scenografia: Dorota Kołodyńska
muzyka: Jacek Ostaszewski
światło: Mirosław Poznański
Obsada (główni bohaterowie):
Pani Pernell, matka Orgona: Anna Chodakowska
Orgon, mąż Elmiry: Jerzy Radziwiłowicz
Elmira żona Orgona: Danuta Stenka
Damis, syn Orgona :Marcin Przybylski
Marianna, córka Orgona i ukochana Walerego: Milena Suszyńska
Walery, ukochany Marianny: Przemysław Stippa
Nie możesz zdobyć biletów na "Tango"? Czyżby wszystkie były wykupione? Dziwne, ja wchodzę zawsze na wejściówki, w piątek byłam na "Nosferatu". Co do "Tanga" może pocieszy Cię fakt, że słyszałam negatywną opinię o tej inscenizacji. :-)
OdpowiedzUsuńNie mogłam - na wrześniowy spektakl nie udało mi się. Niestety pracuję i nie mam tak szansy często jeździć do kasy teatru. A gdy dzwoniłam to na sobotę i niedzielę biletów już nie było. Polowanie zaś na wtorkowe się nie powiodło, bo nie mogłam się urwać z pracy. Ale będę teraz próbować na spektakl październikowy ;) Choć po zapoznaniu się z repertuarem to mam ochotę na parę innych, więc może znowu nie wyjdzie mi z "Tangiem" ;)
UsuńTartuffe, czyli Szalbierz? Rozumiem, że to nowy przekład? Czyjego autorstwa? I jak się sprawdził na scenie?
OdpowiedzUsuńJerzy Radziwiłowicz przekładał, że się tak po chamsku wtrącę.
UsuńA czemu po chamsku? Dzięki. No no, rodzą się niespodziewane talenty translatorskie:)
UsuńO widzisz, niedopatrzenie, że nie napisałam :D Zgadza się Radziwiłowicz, a na scenie według mnie sprawdził się dobrze, choć porównania ze starym przekładem nie mam, więc trudno mi ocenić, czy lepiej, czy gorzej
UsuńBo któż docenia tłumacza? Nikt :) Przekład Boya swoje lata ma, potem przekładał Moliera ktoś jeszcze, ale mnie niezbyt zachwycił.
UsuńOj, nie mów tak, aż tak źle to nie jest. Doceniam, doceniam. Tylko na scenie to jest za dużo bodźców, serio. Teraz jak zapytałeś o tłumaczenie to sobie dodatkowo uświadomiłam, że nie wspomniałam nic o Beacie Ścibakównie, a jej Doryna to była świetna rola! I z postaci kobiecych najbardziej charyzmatyczna, choć to Stenka przykuwa uwagę. Za dużo bodźców! Że się powtórzę ;)
UsuńO widzisz, jak to miło podyskutować, tyle rzeczy się przypomina:) Świetna Ścibakówna? Ona mi się dość mizernie kojarzy. A Stenka potrafi ukraść całe przedstawienie, w Poskromieniu złośnicy w Dramatycznym dawno temu była rewelacyjna, może tylko trochę zakończenie miała źle ustawione.
UsuńJak się nie przypomni, to Ty zawsze chętnie wypomnisz ;P jakby coś :D Wiesz, naprawdę była świetna! Pełna tupetu, taka jaką Dorynę sobie wyobrażałam. Z kolei Stenka.. no ona ma to coś, co przyciąga uwagę widza. Nie da się ukryć. Z tym zakończeniem to coś jest na rzeczy. Obserwowałam ją uważnie na zakończenie spektaklu. Miałam wrażenie, że trochę zaczynała popadać w Ofelię ze sceną z obłędem..;) Gdy tak chodziła oszołomiona po scenie zrozpaczona po zdemaskowaniu Tartuffe (czyli, gdy ją poobściskiwał..). Ale to też miało swój urok! Albo wychodzi na to, że za bardzo ją lubię i jestem nieobiektywna ;P
UsuńE, to wychodzi, że Stenka końcówki grywa podobnie, bo w finale Poskromienia wypisz wymaluj Ofelia, na skraju łez i histerii, z żartobliwego w sumie monologu zrobiła krwawy dramat. Strasznie mnie to raziło, bo w gruncie rzeczy Poskromienie to takie bardziej farsowe jest i dopisywanie do tego ideologii przeszkadza.
UsuńOooo to mnie zmartwiłeś; pierwszy raz widziałam ją na żywo, więc nie miałam żadnego porównania.. Ech, no i ideał sięgnął.. Ofelii ;) A może to jakiś jej kompleks? Może jej tej Ofelii zabrakło gdzieś w doświadczeniu zawodowym? ;) No nic, jak zobaczę w jakimś innym spektaklu podobną "sztuczkę" to chyba odpuszczę sobie.. no, przynajmniej tak wnikliwe obserwowanie jej podczas spektaklu ;)
UsuńJa też nie mam porównania. Natomiast nie podoba mi się robienie dramatów z komedii. A teraz masz pretekst, żeby chodzić na wszystkie spektakle ze Stenką:D
UsuńO, nie, nie, nie ;P Aż tak źle ze mną nie jest. Też nie lubię robienia dramatów z komedii, a "Tartuffe" jest bliższy dramatowi niż komedii ( i nie mówię wcale, że akurat przez Stenkę). Generalnie z repertuaru Narodowego zainteresowały mnie inscenizacje Czechowa i o nich myślę intensywnie, jako następnych ewentualnie (tak na marginesie, skrobie mi się tekst o uzależnieniach, bo jestem podatna i teatr jest kolejnym.. stąd ostatnio tak dużo, bo wpadłam w tzw. ciąg nałogowca ;D), a dokładnie o "Mewie" i "Iwanowie"
UsuńAle T jest bliższy dramatowi niż komedii w tej konkretnej inscenizacji czy w Twoim odbiorze? Też jestem podatny na uzależnienia, ale staram się hamować, więc jestem ciekaw, co napiszesz. Akurat uzależnienie od teatru nie jest szczególnie groźne:)
UsuńMam wrażenie, że w tej inscenizacji, ale przecież mój odbiór może rzutować, więc trudno mi to obiektywnie ocenić..
UsuńNo widzisz, starasz się chociaż hamować, a ja to niestety mam z tym problem ;)
Świętoszka bez trudu da się przerobić na dramat, kwestia rozłożenia akcentów, tyle że to wbrew zamiarowi Moliera i dlatego nie lubię takich manipulacji.
UsuńNie sądzę, żeby mogła Ci się stać krzywda od pójścia do teatru nawet trzy razy na tydzień, co najwyżej talerze będą niepozmywane i skarpetki niepocerowane:) A co skorzystasz, to Twoje.
Innymi słowy, wyszła mi niechcący antyreklama spektaklu..;)
UsuńWłaśnie też tak sobie samej próbuję usprawiedliwić to chodzenie do teatru.. ;)
Bez przesady, niektórzy lubią takie przeróbki i dorabianie trzeciego i czwartego dna :)) Biegaj do teatru, póki masz możliwość, nie stresuj się.
UsuńI Ofelię na koniec ;-) nie wiem czy tu nie za dużo tego wszystkiego na raz ;)
UsuńTo już się cieszę na niedzielę . Tym razem Powszechny i Witkacy. "Wariat i zakonnica".
Niezły rozrzut repertuarowy:)) W Witkacym Stenka nie gra?
UsuńRozrzut typowy dla nałogowca ;) Stenka w Powszechnym chyba nie gra..
UsuńNie "rozrzut typowy dla nałogowca", ale szerokie horyzonty i pogłębianie zainteresowań :P
UsuńTak, tak, właśnie to miałam na myśli! :P :D
UsuńOch, jak ja dawno temu już byłam w teatrze w Warszawie... Ostatnio odwiedziłam Teatr Muzyczny w Gliwicach, trochę mam daleko, ale warto było:)
OdpowiedzUsuńTaka wycieczka ma wtedy jeszcze lepszy smaczek ;)
Usuńdobra to ja czysto techniczne pytanie: gdzie bić się o miejsca - jaki rząd żeby mieć jak najlepszy widok na tą, która kradnie spektakle czyli Danutę S.?
OdpowiedzUsuńSiedziałam w rzędzie VII i miałam niezły widok na scenę, ale gdybym mogła powalczyć o rzędy jeszcze bliżej sceny to na pewno bym kupiła bilet w którymś z nich ;)
UsuńAha, dzięki :) Szczerze chciałabym być jak najblizej, w marcu byłam na Przebudzeniu ze Stenką. Miejsca w pierwszym rzędzie, lekko z boku,a w efekcie pół spektaklu byliśmy prawie oko w oko z nia, bo większość jej scen była realizowana z lewej strony (patrząc od widowni)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dzięki, fajny blog, cenne uwagi szczególnie w zachowaniu ludzi w teatrze...
Nie ma sprawy, polecam się :) Sama bardzo cenię miejsca tuż przy scenie (na ogół takie właśnie wybieram, ale na ten spektakl były już wykupione..;/), bo wtedy mniej odczuwam tych dziwnych widzów, którzy lubią przeszkadzać..
UsuńDziękuję za miłe słowa :)