Czasami głęboko zakorzeniona we mnie feministka ma dosyć. Pomijania kobiet, ignorowania kobiet, albo traktowania jedynie instrumentalnie. Stanisław Lem nie wykreował żadnej rozsądnej kobiecej postaci. Piloci, inżynierowie, badacze eksplorujący różnorodne planety to zawsze mężczyźni. Kobiety pojawiają się w rolach rzekłabym służebnych, znikomych, albo wcale.
Trudniej się gniewać na Lema, gdy pisze naprawdę mądre
zdania perełki, trudniej się gniewać, gdy znam już jego biografię i wiem, jak mimo
miłości do żony potrafił jej po prostu nie zauważać, a jeszcze trudniej, gdy
większość (z naciskiem: większość, a nie wszystkie) polskich pisarek
współczesnych kreuje kobiece bohaterki, po których oceniając kobiety generalnie
można by dojść do wniosku, że wszystkie to idiotki z fazą hormonalną
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Doprawdy, biorąc to wszystko pod uwagę,
oraz epokę, w której się wychował i funkcjonował, trudno się złościć.
Model człowieka
„Opowieści o pilocie Pirxie” to czas szkoły podstawowej i mojego
pierwszego publicznego czytania na głos. Nic z tego nie pamiętam oprócz napięcia, że muszę
być w centrum uwagi i że niewiele rozumiem z tego co czytam. Koszmar! To było
trudne doświadczenie, bo już wtedy uwielbiałam „Bajki robotów”, toteż sądziłam,
że to będzie mój kolejny ulubiony pisarz. Nie zagrało.
Teraz po latach, gdy mam fazy na Lema, a mam je cyklicznie,
czytam co popadnie. „Opowieści o pilocie Pirxie” trafiło to do mnie w trakcie czytania,
to książka bodaj najbardziej znana, a jednocześnie dość rzadko omawiana. Efekt
lektury szkolnej? Być może. A jednak to Pirx stanowi w pewien sposób wyjściowy
model lemowskiego człowieka, pełnego ciekawości, niesztampowości w postępowaniu
i czysto ludzkiego poznawania samego siebie w kontekście doświadczania nowego.
Opowieści o Pirxie
Zbiór opowiadań, którego głównym bohaterem jest pilot Pirx
to historia jednego człowieka w zderzeniu z jego zawodowym doświadczeniem, choć
opowiedziana niechronologicznie, częstokroć tylko z uwzględnieniem kolejnych
nietypowych doświadczeń bohatera. Nie poznamy tutaj za bardzo prywatnego życia
Pirxa, nie ma jego dzieciństwa, ani rodzinnej przeszłości. W zamian otrzymujemy
zestawienie intrygujących historii.
Niektóre z nich mogłyby nadawać się na scenariusze nieźle
skrojonych seriali. Znikający piloci z patroli, robot wystukujący alfabetem
Morse’a ostatnie rozmowy załogi sprzed katastrofy, nietypowa katastrofa podczas
standardowego lądowania, która nie miała prawa się zdarzyć, czy robot wiedziony
ciekawością granic własnych możliwości, to zaledwie garstka tematów, które Lem
umieścił w swojej książce. Każda kolejna opowieść działa, niczym czarna dziura,
na zasadzie całkowitego zasysania czytelnika.
Czytelnicze
do-opowiadanie
Wielu czytelników krzywi się na otwarte zakończenia i ma
autorom za złe taki styl zamykania całości. Oczywiście są granice takiej
otwartości, a Lem na szczęście ich nie przekracza. Daje czytelnikowi szansę na odkurzenie
swojej wyobraźni, rozwinięcie dalszych wydarzeń, posunięcie się w domysłach
dalej niż tylko oczywistości.
I nie tylko. Lem otwiera przed czytelnikiem nieskończone
przestrzenie kosmiczne. Opowiada o samotności, ale i o wewnętrznej sile swojego
bohatera. Poddaje go próbom i testom, by wykazać, że ma prawo do błędów i
uczenia się z doświadczenia. Wreszcie, umieszczając w pilocie Pirxie czysto
ludzkie odruchy oddaje czytelnikom postać, której nie da się nie polubić od
pierwszych wersów.
Pomimo, to muszę dodać.
"Opowieści o pilocie Pirxie", Stanisław Lem, Agora S.A., Warszawa 2008