Jeśli jeszcze tego nie wiecie, nie zauważyliście, nie zostało to dosadne powiedziane to chciałabym powiedzieć, że kocham teatr. Moje zainteresowanie nim zaczyna graniczyć ze swoistą obsesją. Interesuje mnie wszystko, co jest z nim związane, czytam sztuki, nawiązania, oglądam Teatr Telewizji, na co czasami naprowadza mnie lektura Dialogu, ale też poprzez teatr docieram do książek, o których wcześniej nie słyszałam. A przez Marcina Hycnara chodzę na spektakle, o których pewnie bym nawet nie pomyślała. Zatem teatr i Marcin Hycnar to ostatnio ważne połączenie. Właśnie przez niego wybrałam spektakl oparty na powieści Stanisława Dygata Pożegnania. Pomimo nazwiska Agnieszki Glińskiej, której reżyserii opartej na wrzucaniu do spektaklu udziwnień w postaci somnambulicznego tańca, czy odruchów paralityka raczej nie lubię. Nie wiem, co ma być przesłaniem tych dodatków w niektórych spektaklach, na szczęście tym razem dostrzegłam w tym pewien, dziwaczny to dziwaczny, ale jednak sens.
Pożegnania to powieść mająca być swego rodzaju pożegnaniem z przedwojenną rzeczywistością. Jest w niej wyraźny podział na to co przed wojną - głównie zabawa i beztroska, i to co po - głównie trauma, zmartwienie i konieczność przetrwania. Podobnie jest podzielony spektakl na dwie przeciwstawne sobie części. Ciężar narracji przejmuje główna postać męska, Paweł (w tej roli oczywiście niezrównany Marcin Hycnar), który najpierw wprowadza nas w świat swojej koszmarnej w jego odczuciach codzienności. Zamknięty w jej schematach, rutynie, swoistej teatralności związanej z koniecznością stosowania odpowiednich formułek, ale również zakłamaniu, ucieka do lokalu, gdzie spotyka ją, Lidkę (Patrycja Soliman), fordanserkę. Mezalians murowany, ale Paweł nie ma zamiaru wiązać się z Lidką. Traktuje tę znajomość podobnie jak późniejsze w Paryżu, przelotnie, swobodnie, bez zobowiązań. I tak samo właśnie bawi się w stolicy Francji. Tu owe, charakterystyczne już mam wrażenie dla Agnieszki Glińskiej, dodatki spełniają w moim odczuciu dodatkowo rolę uwypuklenia tej beztroski i wyluzowania. Alkohol, taniec, spanie na trawie. Jest pięknie i beztrosko, a problemy mają tylko ludzie ubodzy. Paweł jednak ubogi nie jest, pieniądze ma jego ojciec, a więc ma je i Paweł i tak oto może nawet nie wiedzieć, jak wygląda budynek jego uczelni, bo to studiowanie w końcu było głównym celem jego wyjazdu do Paryża.
Przemiana zachodzi już po wojnie. Znika beztroska, jest czas szukania nowego miejsca dla siebie na świecie, czas przemian społecznych. Inteligencja zamienia się rolami ze swoimi dotychczasowymi służącymi, wcześniejszy jaśnie panicz zostaje kelnerem w restauracji swojego wcześniejszego lokaja. Sentymentu więc za przeszłością jako widz nie odczuwam. Wprost przeciwnie, ta część z teraźniejszością pochłania mnie najbardziej. Jednakże sama odmiana sytuacji nie zmienia rzeczy podstawowych. Nadal obowiązują sztywne formy, schematy, nadal zakłamanie jest obowiązującą formą relacji. Nie mówi się zbyt wiele wprost, wiele się udaje. Zmieniają się warunki życia, ale nie zmienia się sam człowiek, choć zapewne nie taki obraz miał się wyłonić z samej powieści, której jeszcze nie zdążyłam przeczytać.
Lubię patrzeć na Marcina Hycnara i słuchać jego głosu. Pod tym względem wybór tego spektaklu był strzałem w dziesiątkę. Scena przy Wierzbowej jest nieduża, miejsce przy samej scenie oznacza względną bliskość aktorów, więc mogłam cieszyć się w pełni każdym epizodem Pożegnań. Niektóre sceny miały swój niepowtarzalny smak, niektóre zniechęcały, niektóre wywoływały masę skojarzeń i nawrotów do sielskich, swojskich klimatów. W każdym razie Pożegnania nie pozostawiają żadnego widza obojętnym. Są momenty zabawne i trudno się powstrzymać przed wybuchami głośnego śmiechu, są momenty refleksyjne i trudno się powstrzymać przed pewnymi obrazami. Jednak Dygat podobnie jak w Jeziorze Bodeńskim bardzo symbolicznie mówi o traumatycznych zdarzeniach wojennych. Jest to ledwie dotykanie powierzchni tematu, jakby samo stwierdzenie, że bohater przeżył Oświęcim było wystarczającym opisem przeżyć wojennego koszmaru. Istotniejsza jest zamiana ról, degradacja ze społecznej drabiny, niż to, że wojna tak silnie wpłynęła na psychikę człowieka, który ją przetrwał. Sam ten przekaz spektaklu niespecjalnie przypadł mi do gustu. Jednak wykonanie, aktorzy, scenografia pozostawiły we mnie bardzo pozytywne wrażenia. Zabrakło mi Dominiki Kluźniak, którą uwielbiam oglądać na deskach teatru. Jej rolę przejęła gościnnie Anna Smołowik, która zagrała ją świetnie, ale i tak wiem, nie ujmując nic Annie Smołowik, że to Dominika Kluźniak byłaby najlepszą Dodo. Pozostaje mi cierpliwie czekać na jej powrót na scenę.
Spektakl mogę polecać w zasadzie w ciemno, bo jest świetnie przygotowany, a przy tym miejscami naprawdę zabawny. Niedostatki fabularne świetnie uzupełnia gra aktorska, gra świateł, muzyka i klimat przedwojennej epoki. Jest to jeden z tych spektakli, które po prostu można, a ja dodam, warto obejrzeć.
Pożegnania, Stanisław Dygat, Teatr Narodowy, reżyseria Agnieszka Glińska, scenografia Magdalena Maciejewska
Obsada:
Paweł: Marcin Hycnar
Ojciec: Piotr Grabowski (gościnnie)
Lola: Ewa Konstancja Bułhak
Lidka: Patrycja Soliman
Barman / Kelner/ Lokaj: Grzegorz Kwiecień
Gospodyni: Dorota Landowska (gościnnie)
Dodo: Anna Smołowik (gościnnie)
Cachard: Karol Pocheć
![]() |
Marcin Hycnar jako Paweł i Patrycja Soliman jako Lidka, fot. Krzysztof Bieliński, źródło |
Lubię patrzeć na Marcina Hycnara i słuchać jego głosu. Pod tym względem wybór tego spektaklu był strzałem w dziesiątkę. Scena przy Wierzbowej jest nieduża, miejsce przy samej scenie oznacza względną bliskość aktorów, więc mogłam cieszyć się w pełni każdym epizodem Pożegnań. Niektóre sceny miały swój niepowtarzalny smak, niektóre zniechęcały, niektóre wywoływały masę skojarzeń i nawrotów do sielskich, swojskich klimatów. W każdym razie Pożegnania nie pozostawiają żadnego widza obojętnym. Są momenty zabawne i trudno się powstrzymać przed wybuchami głośnego śmiechu, są momenty refleksyjne i trudno się powstrzymać przed pewnymi obrazami. Jednak Dygat podobnie jak w Jeziorze Bodeńskim bardzo symbolicznie mówi o traumatycznych zdarzeniach wojennych. Jest to ledwie dotykanie powierzchni tematu, jakby samo stwierdzenie, że bohater przeżył Oświęcim było wystarczającym opisem przeżyć wojennego koszmaru. Istotniejsza jest zamiana ról, degradacja ze społecznej drabiny, niż to, że wojna tak silnie wpłynęła na psychikę człowieka, który ją przetrwał. Sam ten przekaz spektaklu niespecjalnie przypadł mi do gustu. Jednak wykonanie, aktorzy, scenografia pozostawiły we mnie bardzo pozytywne wrażenia. Zabrakło mi Dominiki Kluźniak, którą uwielbiam oglądać na deskach teatru. Jej rolę przejęła gościnnie Anna Smołowik, która zagrała ją świetnie, ale i tak wiem, nie ujmując nic Annie Smołowik, że to Dominika Kluźniak byłaby najlepszą Dodo. Pozostaje mi cierpliwie czekać na jej powrót na scenę.
![]() |
scena zbiorowa, fot. Krzysztof Bieliński, źródło |
Pożegnania, Stanisław Dygat, Teatr Narodowy, reżyseria Agnieszka Glińska, scenografia Magdalena Maciejewska
Obsada:
Paweł: Marcin Hycnar
Ojciec: Piotr Grabowski (gościnnie)
Lola: Ewa Konstancja Bułhak
Lidka: Patrycja Soliman
Barman / Kelner/ Lokaj: Grzegorz Kwiecień
Gospodyni: Dorota Landowska (gościnnie)
Dodo: Anna Smołowik (gościnnie)
Cachard: Karol Pocheć