Nie znam Francji. W Paryżu byłam tylko raz, na koncercie Emilie Simon. Przez trzy dni obejrzałyśmy z moją przyjaciółką ile się tylko udało na naszych krótkich nóżkach, a z koncertu wyszłam zakochana jeszcze bardziej w muzyce pięknej Francuzki.
I to by było na tyle jeśli chodzi o koneksje z Francją. A powinno być więcej biorąc pod uwagę skromny fakt, że dla Francji pracuję od ponad pięciu lat. Jednak nie, samo to nie miało dla mnie nigdy znaczenia. Dopóki ponownie (przestałam już liczyć który to raz) nie zmieniłam szefa. Który dużo mówi o Albercie Camus i cóż zrobić, bibliofil przecież nie może odmówić sobie przyjemności poznania nowego. Tym bardziej, gdy autora poznało się pobieżnie za pomocą jednej lektury obowiązkowej, a później pechowo, nigdy się do niego nie wracało. To trochę jak zapomnienie o czymś ważnym. Jak notatka mnemotechniczna o Obłędzie, która wróciła do mnie po latach. Wiedziałam, że chcę poznać bliżej Camus, ale zwyczajnie - zapomniałam o tym. W natłoku spraw codziennych, lektur jakie wpadają co chwila do głowy, coś umknęło i stało się stratą. Dobrze, że takie straty można zawsze nadrobić. I co odkryłam? Otóż nie pamiętałam zbyt wiele z Dżumy, choć pamiętam, oceniłam ją wysoko w latach młodzieńczych. Teraz zatem wróciłam do lektury niemalże łakomie, choć pierwsze sceny przywróciły pamięci większość wątków, co absolutnie nie umniejszyło przyjemności z lektury. Ale też przypomniało mi to co z uporem maniaka miałam w głowie już na zawsze, po tej pierwszej lekturze i nieświadomie, parafrazowałam przez całe życie, co znalazło również swój wydźwięk na blogu.
Zło na świecie płynie niemal zawsze z niewiedzy, dobra zaś wola może wyrządzić tyleż szkód co niegodziwość jeśli nie jest oświecona. Ludzie są raczej dobrzy niż źli, i w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Ale nie wiedzą w mniejszym lub w większym stopniu; jeśli zaś mowa o tym, co nazywa się cnotą lub występkiem, najbardziej rozpaczliwym występkiem jest niewiedza, która mniema, że wie wszystko, i czuje się wówczas upoważniona do zabijania.*
I wygląda na to, że dzięki Camus na moment oderwałam się od reportaży, choć przyznaję, że Dżuma pozostaje w tematyce tego, co dotąd czytałam, różniąc się tylko tym, że to fikcja, a nie opowieść o realnych przeżyciach danej społeczności. Inaczej ma się rzecz z Obcym, którego pochłonęłam w kilkadziesiąt minut, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę długość tej pozycji. Lektura tej krótkiej opowieści wprowadziła mnie w konsternację. Jak się doczytałam Camus uważa, że całość streszcza zdanie mówiące o tym, że człowiek, który nie płacze nad grobem matki jest z założenia obcym, którego społeczeństwo w końcu ukarze za brak trzymania się stosownych reguł jakie regulują życie wśród ludzi. Prawdopodobnie zgodziłabym się bez zastrzeżeń z tym stwierdzeniem, gdyby nie istotny fakt z tej powieści - morderstwo, jakiego dokonał ów tytułowy obcy, czyli Marsault. Morderstwo nie wynikające z obrony własnej, z nagłego zachwiania psychiki, ze wzburzenia, czy z innego rodzaju emocji, które choć trochę mogłyby uzasadnić taki czyn. A jednak jest to morderstwo zupełnie bez powodu. Zastrzelenie człowieka, za to, że być może, prawdopodobnie groził innemu człowiekowi, sąsiadowi naszego bohatera, człowiekowi raczej spod ciemniej gwiazdy, którego stwierdzenia o byciu kumplami w ogóle nie przeszkadzają Marsault. Wydaje się jakby główny bohater nie posiadał jednej ważnej ludzkiej cechy - emocji. I nie chodzi o ten brak żalu z powodu śmierci matki, a właśnie o to morderstwo, którego nie sposób zrozumieć. I co się dzieje ze mną, czytelnikiem? Chcę poznać więcej. Wiedzieć więcej. Jak Marsault nie osądzam. Odpowiedziałem, że nic nie sądzę, ale że to jest ciekawa historia.** Bo to jest ciekawa historia, nawet gdy główny bohater sprawia, że ma się ochotę rzucić książką o ścianę. A ja chcę więcej przeczytać. I muszę przyznać, że lubię, gdy ktoś mnie naprowadza na interesujące tytuły. Teraz szukam Esejów Camus przerażona ich ceną w antykwariatach. Ale kto wie, może znajdę jakąś perełkę za rozsądną cenę.
* str. 84 z Dżuma, Albert Camus, Państwowy Instytyu Wydawniczy, Warszawa 2010
** str. 20 z Obcy, Albert Camus, Zielona Sowa, Warszawa 2003
Czytaj więcej
I to by było na tyle jeśli chodzi o koneksje z Francją. A powinno być więcej biorąc pod uwagę skromny fakt, że dla Francji pracuję od ponad pięciu lat. Jednak nie, samo to nie miało dla mnie nigdy znaczenia. Dopóki ponownie (przestałam już liczyć który to raz) nie zmieniłam szefa. Który dużo mówi o Albercie Camus i cóż zrobić, bibliofil przecież nie może odmówić sobie przyjemności poznania nowego. Tym bardziej, gdy autora poznało się pobieżnie za pomocą jednej lektury obowiązkowej, a później pechowo, nigdy się do niego nie wracało. To trochę jak zapomnienie o czymś ważnym. Jak notatka mnemotechniczna o Obłędzie, która wróciła do mnie po latach. Wiedziałam, że chcę poznać bliżej Camus, ale zwyczajnie - zapomniałam o tym. W natłoku spraw codziennych, lektur jakie wpadają co chwila do głowy, coś umknęło i stało się stratą. Dobrze, że takie straty można zawsze nadrobić. I co odkryłam? Otóż nie pamiętałam zbyt wiele z Dżumy, choć pamiętam, oceniłam ją wysoko w latach młodzieńczych. Teraz zatem wróciłam do lektury niemalże łakomie, choć pierwsze sceny przywróciły pamięci większość wątków, co absolutnie nie umniejszyło przyjemności z lektury. Ale też przypomniało mi to co z uporem maniaka miałam w głowie już na zawsze, po tej pierwszej lekturze i nieświadomie, parafrazowałam przez całe życie, co znalazło również swój wydźwięk na blogu.
Zło na świecie płynie niemal zawsze z niewiedzy, dobra zaś wola może wyrządzić tyleż szkód co niegodziwość jeśli nie jest oświecona. Ludzie są raczej dobrzy niż źli, i w gruncie rzeczy nie o to chodzi. Ale nie wiedzą w mniejszym lub w większym stopniu; jeśli zaś mowa o tym, co nazywa się cnotą lub występkiem, najbardziej rozpaczliwym występkiem jest niewiedza, która mniema, że wie wszystko, i czuje się wówczas upoważniona do zabijania.*
I wygląda na to, że dzięki Camus na moment oderwałam się od reportaży, choć przyznaję, że Dżuma pozostaje w tematyce tego, co dotąd czytałam, różniąc się tylko tym, że to fikcja, a nie opowieść o realnych przeżyciach danej społeczności. Inaczej ma się rzecz z Obcym, którego pochłonęłam w kilkadziesiąt minut, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę długość tej pozycji. Lektura tej krótkiej opowieści wprowadziła mnie w konsternację. Jak się doczytałam Camus uważa, że całość streszcza zdanie mówiące o tym, że człowiek, który nie płacze nad grobem matki jest z założenia obcym, którego społeczeństwo w końcu ukarze za brak trzymania się stosownych reguł jakie regulują życie wśród ludzi. Prawdopodobnie zgodziłabym się bez zastrzeżeń z tym stwierdzeniem, gdyby nie istotny fakt z tej powieści - morderstwo, jakiego dokonał ów tytułowy obcy, czyli Marsault. Morderstwo nie wynikające z obrony własnej, z nagłego zachwiania psychiki, ze wzburzenia, czy z innego rodzaju emocji, które choć trochę mogłyby uzasadnić taki czyn. A jednak jest to morderstwo zupełnie bez powodu. Zastrzelenie człowieka, za to, że być może, prawdopodobnie groził innemu człowiekowi, sąsiadowi naszego bohatera, człowiekowi raczej spod ciemniej gwiazdy, którego stwierdzenia o byciu kumplami w ogóle nie przeszkadzają Marsault. Wydaje się jakby główny bohater nie posiadał jednej ważnej ludzkiej cechy - emocji. I nie chodzi o ten brak żalu z powodu śmierci matki, a właśnie o to morderstwo, którego nie sposób zrozumieć. I co się dzieje ze mną, czytelnikiem? Chcę poznać więcej. Wiedzieć więcej. Jak Marsault nie osądzam. Odpowiedziałem, że nic nie sądzę, ale że to jest ciekawa historia.** Bo to jest ciekawa historia, nawet gdy główny bohater sprawia, że ma się ochotę rzucić książką o ścianę. A ja chcę więcej przeczytać. I muszę przyznać, że lubię, gdy ktoś mnie naprowadza na interesujące tytuły. Teraz szukam Esejów Camus przerażona ich ceną w antykwariatach. Ale kto wie, może znajdę jakąś perełkę za rozsądną cenę.
* str. 84 z Dżuma, Albert Camus, Państwowy Instytyu Wydawniczy, Warszawa 2010
** str. 20 z Obcy, Albert Camus, Zielona Sowa, Warszawa 2003