Wyobraźcie sobie taką historię - dwoje ludzi pobiera się i zaraz po ślubie wybierają się w podróż poślubną do miejscowości Niagara Falls, gdzie mają plan zwiedzania przez cały tydzień. Po nocy poślubnej (jeszcze) Pan Młody wstaje o świcie, jeszcze przed 6:00 rano, ubiera się w pośpiechu i ciszy, żeby nie zbudzić (jeszcze) Panny Młodej. Wychodzi nerwowym, pośpiesznym krokiem z hotelu, zmierza w kierunku wodospadu, przy tarasie widokowym przyspiesza, po czym rzuca się w odmęty spadającej z hukiem wody Niagary.. Wyobraźcie sobie poranek gdy (jeszcze) Panna Młoda budzi się i nie odnajduje obok siebie świeżo poślubionego małżonka. Gdy zaczyna niespokojnie zastanawiać się co mogło spowodować jego zniknięcie. Może wstał wcześniej, bo miał ochotę na kawę na werandzie, nie chciał jej budzić, a teraz czeka na nią? Może więc ubierze się i pójdzie do niego dołączyć? Tylko jego nie ma ani na werandzie, ani w żadnym innym miejscu w hotelu.. Strażnik zaś Parku Widokowego zgłasza, że rano skoczył kolejny samobójca..
W 1900 Niagara Falls, ku konsternacji tamtejszych mieszkańców i animatorów kwitnącego przemysłu turystycznego, zyskało powszechne miano "Raju samobójców" (str. 9 "Wodospad", Joyce Carol Oates, Rebis 2005)
Historia która wywołuje mnóstwo emocji, myśli, rozważań. Na chwilę powiedziałam sobie "stop", zanim przewinęłam stronę. Zaczęłam sobie wyobrażać- jak można rozwinąć tę historię? Przecież to raczej brzmi jak koniec historii, nie początek! A jednak Oates.. Och, ta pisarka ma moc i charyzmę i już wiem, że jej książki będą musiały stanąć na półkach naszej biblioteki (na razie są dwie ;D).
Ariah, owa Panna Młoda, która została dzień po ślubie wdową (bo czy można mnie nazywać żoną zastanawiała się Ariah.. ) przez 7 dni czekała, aż Niagara odda zwłoki jej męża. Chociaż nic nie było pewne do końca, nie było pewne, że to rzeczywiście jej małżonek skoczył tamtego dnia do wodospadu, jednak czekała w półśnie, pełna skrajnych emocji, przekonana, że jest przeklęta. Gdy w końcu ciało zostało wyłowione jej gehenna została zakończona. Mogła wracać do rodzinnej miejscowości i..żyć dalej.
Smutne, tragiczne, niczym antyczny dramat w wydaniu z lat 50-tych ubiegłego wieku. Wbrew pozorom ta historia jest początkiem wielkiej miłości, rodziny i dwupokoleniowej sagi.. Bowiem podczas 7 dni oczekiwania zainteresowanie Ariah rośnie. Pojawiają się dziennikarze, ciekawscy gapie. Wśród nich pojawia się Dirk Burnaby, który bezinteresownie postanawia chronić Ariah przed namolnymi reporterami. Potem jedzie za nią do Troy, skąd Ariah pochodzi i dokąd wróciła jako wdowa..Potem.. O, nie u Oates nie ma czegoś takiego jak "żyli długo i szczęśliwie", u Oates jest za to "żyli ciekawie" ;)
Lubię takie książki. Takie, od których muszę się oderwać, żeby nie przeczytać za szybko. Które nie mówią truizmami, choć mówią wszystko co prawdziwe i życiowe. W których nawet epizodyczna postać jest wykreowana tak wiarygodnie, że czasem zapominam, że jest fikcyjna. Które powodują, że odrywam się i myślę "wow, ależ moc! ależ książka" i pędzę po kolejny kubek kawy...
Wodospad, Joyce Carol Oates, Rebis, 2005
Wpis przeniesiony z http://dziewczynazalaski.blox.pl/html