Pojawia się w tej autobiografii parę pomyłek odnośnie dat, miejsc czy ludzi. Jest parę nieścisłości, jednakże w ogólnym rozrachunku, jest to niezwykle tytaniczna praca, jaką wykonał Sławomir Mrożek gdy doznał udaru, a w efekcie rozległości uszkodzeń, afazji. Ćwiczenia, trening pamięci, wreszcie, mowy i pisma, świadczące o jego niesamowitej determinacji, dyscyplinie wewnętrznej, ogromnej mobilizacji by pokonać straty, jakie spowodował udar dały ten efekt, jaki możemy odczytywać w Baltazarze. Ta mini autobiografia sięga do czasów sprzed emigracji, a więc dla wielbicieli autora jednego z bardzo ważnych okresów, bowiem aktualnie najtrudniejszych do odtworzenia jeśli chodzi o samego autora i jego przemyślenia i opis przebiegu wydarzeń bądź co bądź przełomowych w jego życiu. Dzienniki z tego okresu spalił toteż bezpośredni ślad wspomnieniowy został bezpowrotnie utracony. Czytanie jednocześnie jego Dziennika już z czasów emigracyjnych i Baltazara pozwala na połączenie tego w spójną całość. Szczerze mówiąc mogę tylko polecać taki właśnie sposób czytania tej niewielkiej książeczki.
![]() |
źródło zdjęcia |
Baltazar rozpoczyna się od końca niejako, bowiem od decyzji opuszczenia Meksyku, którą Mrożek podjął w 1996 roku i powrócił do Krakowa oraz pierwszych, wyraźnych chwil przeżywanych zaraz po owym powrocie. Fragment ten jest o tyle istotny, że omawia jedną z bardzo trudnych sytuacji w życiu Mrożka - pierwszy poważniejszy pobyt w szpitalu, który zakończył się wszczepieniem sztucznej aorty. Tamto doświadczenie jest tutaj przywołane jako w pewien sposób analogiczne do udaru. W obydwu tych sytuacjach Mrożek nie mógł zrozumieć do końca, jak poważny był jego stan. Później zaczynają się bardziej skomplikowane do rozwikłania dla zamglonej pamięci elementy- powroty świadomością do dzieciństwa, wczesnej młodości, pierwszych wyborów życiowych. I jak to z pamięcią bywa, a już szczególnie z pamięcią po udarze, są te fragmenty gdzieniegdzie obfite w niespotykane szczegóły, opisy domów, okolic, drzew, szczególnie krakowskich topoli, czy wreszcie ważnych dla tych momentów ludzi, by czasami bagatelizować niektóre okresy, traktując je niejako po macoszemu, przechodząc przez nie, jak przez mniej ważne. Nie należy jednak tego odbierać w ten sposób - to jest właśnie sygnał świadczący o walce z afazją. Mówią o nim też niektóre zdania, czasami zbudowane pięknie, zgrabnie, z pełną typową dla Mrożka oryginalną stylistyką, by przejść do zdań mniej zgrabnych, w których niektóre określenia są błędnie przyjmowane za inne. Tym cenniejsze jest czytanie tej książeczki.
Przechodząc od okresu dzieciństwa, w Borzęcinie, wojennej Porębki Uszewskiej, czasów zimy okrutnej a więc i straszliwego marznięcia, czytania na strychu wszystkiego jak popadnie, wyjazdów i powrotów do Krakowa, okupacji i strachu Mrożek krok po kroku dochodzi własnej prawdy o sobie i swoich wspomnieniach, próbuje zmierzyć się z samym sobą sprzed lat. Odgrzebuje w pamięci, która wyraźnie odmawia współpracy, wspomnienia o początkach kariery, o podjętych i przerywanych studiach, o pierwszym reportażu w duchu socjalistycznym, pracy dla "Dziennika Polskiego" i wstąpieniu, a później odejściu z partii. Wszystkie te dane ogólnie zgadzają się z jego biogramem, a samych pomyłek nie jest dużo i wcale nie muszą one świadczyć o nadal panującym spustoszeniu w jego umyśle po afazji, a zwykłych lukach, jakie ludzka pamięć samoistnie stwarza wraz z wiekiem i przeżytym bogactwem doświadczeń. I Baltazar może być świadectwem stoczonej walki i dowodem jej zwycięstwa. W ramach zaś odgrodzenia się od tego co było i tego co jest Mrożek wymyślił sobie nowe nazwisko na użytek tej historii. Baltazar. Czyż nie piękne? Tak oto powstał zamysł i został spełniony. Do którego lektury chciałabym zachęcać każdego choć wiem, że nie każdego zachwyci samo to, jak Mrożek bardzo się starał, ile włożył w tę pracę serca i wysiłku. Wiem jednak, że warto.
![]() |
Źródło zdjęcia |
Baltazar. Autobiografia, Sławomir Mrożek, Noir sur Blanc, Warszawa 2006