Odkąd poznałam Lema już jako studentka filologii polskiej, z miejsca zakochałam się w jego pisarstwie. I nie dlatego, żebym była jakąś wielką fanką literatury s-f, ani nie dlatego, żebym interesowała się podbojem kosmosu. Pastisz, sarkazm ironia oraz głęboka mądrość – to były cechy powieści Lema, które przyciągały mnie jak ćmę światło. Gdy znalazłam „Solaris” z kolekcji wyborczej, wyprzedawaną w kiosku ruchu w Jastarni, bez zastanowienia kupiłam i przeczytałam jednym tchem. I nie zawiodłam się, choć w niej Lem jest zdecydowanie poważniejszym, mniej ironiczno - sarkastycznym autorem, a niewątpliwie bardziej poważnym i refleksyjnym..
Kris Kelvin przybywa na planetę Solaris, na której znajduje się „Stacja”, statek badawczy. Badania nad niezwykłością planety trwają od wielu dziesięcioleci. Jej główną niezwykłością jest to, że w dużej mierze planeta składa się z oceanu. Albo tworu przypominającego ocean ziemski. Poszukiwania jakiejkolwiek cywilizacji oczywiście okazały się bezowocne, różnorodne badania wykazały, że sam ocean jest swego rodzaju cywilizacją, ale jak nawiązać kontakt z taką cywilizacją? Tym właśnie miała zajmować się ekipa Stacji, chociaż badania jakie prowadzono od lat dowodziły, że próby te są bezsensowne, ponieważ nie przyniosą efektu, jak to miało miejsce dotąd. W sumie do samego końca nie wiem jaki był dokładnie cel wizyty Krisa.. Jako psycholog mógł być pomocny dla ekipy, ponieważ wiadomo, że długotrwała izolacja źle wpływa na psychikę człowieka. Jako solarysta niewątpliwie też mógł mieć wiele do powiedzenia na temat planety. Jako podopieczny głównego badacza Solaris, Gibariana, mógł chcieć przyłączyć się do badań nad planetą… Ale to nie zostało powiedziane.
Solaris okazuje się być niezwykłą planetą w dwójnasób. Jej dodatkową cechą jest to, że ma zdolność tworzenia swego rodzaju fantomów, istot, nazywanych przez członków Stacji gośćmi. Na ile jest przyjemne spotkać kogoś bliskiego, o kim wiemy, że od lat nie żyje? Trudne pytanie. Z jednej strony zachwyt, ż drugiej przekleństwo. Z jednej strony chciałoby się zatrzymać wspólne chwile, z drugiej dociera do człowieka ulotność tych chwil, fałsz fantomu, nierealność marzeń, o drugiej szansie na wspólne życie..
Ale w zasadzie to nie o tym chciałam napisać. „Solaris” jest tak znaną powieścią, że pewnie każdy ją kiedyś tam przeczytał.. Ja dotąd uwielbiałam Ijona Tichego i głównie czytałam książki Lema, które opowiadały o jego przygodach. „Solaris” zawsze czekała na inną okazje..
Dlaczego Lem jest taki niezwykły? Może dlatego, że pod przykrywką powieści s-f zastanawia się nad kondycją ludzkiej natury? Rozważa jego skłonność do eksploracji innych planet, głośno przyznając, że człowiecze pojęcie bohaterstwa nie zawsze musi nim być? Bo w końcu czym jest bohaterstwo? To tylko słowo, które wymyślił człowiek i nadał mu definicję. A co jeśli to co na Ziemi traktujemy jako bohaterstwo, na innej planecie, w innej cywilizacji, nie jest niczym innym jak zawłaszczaniem, niszczeniem, ignorancją? Najlepiej Lem ujął to przez usta Snauta: Wyruszamy w kosmos, przygotowani na wszystko, to znaczy, na samotność, na walkę, męczeństwo i śmierć. Ze skromności nie wypowiadamy tego głośno, ale myślimy sobie czasem, że jesteśmy wspaniali. Tymczasem, tymczasem to nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy rozszerzyć Ziemię do jego granic. (Stanisław Lem, „Solaris”, Kolekcja Gazety Wyborczej, str. 66).
Skończyłam czytać z mocnym postanowieniem, że muszę uzupełnić moją biblioteczkę z prozą Lema :D
Solaris, Stanisław Lem, Kolekcja Gazety Wyborczej, Warszawa 2008
Wpis przeniesiony z http://dziewczynazalaski.blox.pl/html