Trudno jest przejść bez przeszkód przez lekturę Cyberiady, bez połamania sobie języka mentalnego, bez karkołomnej logopedii, jakby człowiek na nowo musiał się uczyć wymowy. Ćwiczenia z czytania ze zrozumieniem, z powtarzania akapitów, z wyciągania wniosków. A potem, jak już czytelnik się przyzwyczai do tej dziwnej, karkołomnej nomenklatury, przekroczy granice lemowskiej ontologii, to już tylko ćwiczenia z cierpliwości. Bo trzeba naprawdę się nabiedzić, żeby znaleźć się z Lemem sam na sam, bez żadnych przeszkód, bez mówiących głośno ludzi, bez ludzi dookoła w ogólności, a przecież tego tylko właśnie się pragnie! Uciec przed dystraktorami i zagłębić się w głębię, próżnię kosmosu, w radosne słowotwórstwo, w filozofię najlepszego ze znanych mi (czytelniczo) ludzi pióra.
Cyberiada to w zasadzie zbiór opowiadań, bajek, historyjek, dykteryjek, na poły poważnych, na poły komicznych, wszelako za każdym razem refleksyjnych, które łączy dwóch głównych bohaterów, dwóch wielkich konstruktorów, przyjaciół i wrogów zarazem: Trurla i Klapaucjusza. I tak oto w baśniowej nieco atmosferze, w wielkim Kosmosie..
Kiedy Kosmos nie był jeszcze tak rozregulowany jak dziś, a wszystkie gwiazdy stały porządnie poustawiane, tak że łatwo dało się je policzyć od lewej ku prawej albo z góry na dół, przy czym osobno grupowały się większe i bardziej niebieskie, a mniejsze i żółknące jako ciała drugiej kategorii poupychane były po katach, gdy w czasoprzestrzeni ani śladu nikt nie znalazł wszelakiego kurzu, pyłu i śmiecia mgławicowego, w owych dobrych, dawnych czasach panował zwyczaj, że konstruktorzy posiadający Dyplom Omnipotencji Perpetualnej z wyróżnieniem wyprawiali się kiedy niekiedy w podróże, aby dalekim ludziom nieść dobrą radę i pomoc.*
Zatem Trurl i Klapaucjusz podróżują i w miarę swoich możliwości starają się pomagać potrzebujących ich pomocy królestwom. Nie zawsze podróżują razem, czasami osobno, czasami zgodnie sobie pomagają, czasami kłócą się na całego (albo sprawiają sobie Wielkie lanie). Na prośby królów stwarzają wszelkiego typu machiny, kreują światy i całe społeczeństwa, wydawałoby się posiadają ogromną moc oraz wiedzę, by każdorazowo spełniać dziwactwa kolejnych władców, łącznie z tworzeniem maszyn, które opowiadają bajki, czy udają smoki (których jak powszechnie wiadomo nie ma, ale nie chodzi o to, co istnieje, bo to już wszak zbadane), czy wreszcie mają być dowodem naturalnie odczuwanej szczęśliwości, co oczywiście w praktyce jest absolutne niemożliwe. Tematyka opowiadań jednak na ogół oscyluje wokół konstrukcji świata jako takiego, która jest ułomna i na próbach skonstruowania świata dużo lepszego, wokół stylów rządów, jakie prezentują poszczególne królestwa, które nierzadko celują w dyktaturę, oraz wokół głupoty, którą Lem z lubością obnaża ukazując jej chciwość, błędy i upartość (cztery, a cztery jest siedem!). Bo w sumie głupota nie dotyczy li i jedynie inteligencji, a jest pewną sumą woli, która w swoim stanie zapartym będzie przeczyła wszelkiej logice. Bywa.
Baśniowość historyjek Lema podkreśla zarówno język, jak i formuła stwarzanych historii - rzecz się dzieje gdzieś w niezmierzonej przestrzeni kosmicznej, zawsze ma związek z problemem jakiegoś królestwa, które nierzadko potrzebuje wsparcia niezwykłych konstruktorów, a oni dwaj, choć pełni wzajemnej rywalizacji zawodowej i złośliwości, starają się jednak zawsze działać w zgodzie z najważniejszymi, można by rzec, moralnymi zasadami, choć oczywiście do rycerskich bohaterów jest im daleko. Niemniej jednak warto pamiętać, że wszyscy bohaterowie Cyberiady to roboty, antynomie białkowców, choć prawdopodobnie w swoim mniemaniu dużo lepsi od ludzi, są istotami zatem na wyższym poziomie rozwoju, z genialnymi pomysłami i ich realizacją, a ponadto ich maszyny zawsze cechuje "podskórna" lojalność wobec konstruktora, nawet gdy oficjalnie lojalność winna jest tylko królowi danego królestwa. Ostatecznie zatem, gdy król po wykorzystaniu konstruktora chce się go pozbyć, może się to skończyć tylko na obiciu i porzuceniu gdzieś w kosmosie, ale jednak ujściu cało z każdej historii. A cóż, władcy na ogół bywają mocno dwulicowi.
Język Cyberiady to osobny temat, godzien przynajmniej osobnego artykułu, analiz, z cytowaniem całej masy fragmentów, bo co drugi to lepszy, to zgrabniejszy, to trudniejszy... Przeplatając język naukowy z potocznym, staropolskie sformułowania z baśniową konwencją, masę neologizmów z archaizmami, stworzył Lem dzieło niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju, niesamowicie oryginalne i niezaprzeczalnie niepowtarzalne! Ale przecież..
- To wszystko sofizmata! - wykrzyknął Trurl, tym bardziej gwałtownie, że słowami przyjaciela poruszony. - Elektrony skaczą nie tylko wewnątrz głów naszych, ale i wewnątrz płyt gramofonowych i z tej powszechności nic takiego nie wynika, co by uprawniało do analogii tak hipostatycznych! **
Możecie to sami sprawdzić. Do czego gorąco namawiam.
Cyberiada, Stanisław Lem, Agora SA, Warszawa 2009
* str. 33
** str. 155
Czytaj więcej
Cyberiada to w zasadzie zbiór opowiadań, bajek, historyjek, dykteryjek, na poły poważnych, na poły komicznych, wszelako za każdym razem refleksyjnych, które łączy dwóch głównych bohaterów, dwóch wielkich konstruktorów, przyjaciół i wrogów zarazem: Trurla i Klapaucjusza. I tak oto w baśniowej nieco atmosferze, w wielkim Kosmosie..
Kiedy Kosmos nie był jeszcze tak rozregulowany jak dziś, a wszystkie gwiazdy stały porządnie poustawiane, tak że łatwo dało się je policzyć od lewej ku prawej albo z góry na dół, przy czym osobno grupowały się większe i bardziej niebieskie, a mniejsze i żółknące jako ciała drugiej kategorii poupychane były po katach, gdy w czasoprzestrzeni ani śladu nikt nie znalazł wszelakiego kurzu, pyłu i śmiecia mgławicowego, w owych dobrych, dawnych czasach panował zwyczaj, że konstruktorzy posiadający Dyplom Omnipotencji Perpetualnej z wyróżnieniem wyprawiali się kiedy niekiedy w podróże, aby dalekim ludziom nieść dobrą radę i pomoc.*
Zatem Trurl i Klapaucjusz podróżują i w miarę swoich możliwości starają się pomagać potrzebujących ich pomocy królestwom. Nie zawsze podróżują razem, czasami osobno, czasami zgodnie sobie pomagają, czasami kłócą się na całego (albo sprawiają sobie Wielkie lanie). Na prośby królów stwarzają wszelkiego typu machiny, kreują światy i całe społeczeństwa, wydawałoby się posiadają ogromną moc oraz wiedzę, by każdorazowo spełniać dziwactwa kolejnych władców, łącznie z tworzeniem maszyn, które opowiadają bajki, czy udają smoki (których jak powszechnie wiadomo nie ma, ale nie chodzi o to, co istnieje, bo to już wszak zbadane), czy wreszcie mają być dowodem naturalnie odczuwanej szczęśliwości, co oczywiście w praktyce jest absolutne niemożliwe. Tematyka opowiadań jednak na ogół oscyluje wokół konstrukcji świata jako takiego, która jest ułomna i na próbach skonstruowania świata dużo lepszego, wokół stylów rządów, jakie prezentują poszczególne królestwa, które nierzadko celują w dyktaturę, oraz wokół głupoty, którą Lem z lubością obnaża ukazując jej chciwość, błędy i upartość (cztery, a cztery jest siedem!). Bo w sumie głupota nie dotyczy li i jedynie inteligencji, a jest pewną sumą woli, która w swoim stanie zapartym będzie przeczyła wszelkiej logice. Bywa.
Baśniowość historyjek Lema podkreśla zarówno język, jak i formuła stwarzanych historii - rzecz się dzieje gdzieś w niezmierzonej przestrzeni kosmicznej, zawsze ma związek z problemem jakiegoś królestwa, które nierzadko potrzebuje wsparcia niezwykłych konstruktorów, a oni dwaj, choć pełni wzajemnej rywalizacji zawodowej i złośliwości, starają się jednak zawsze działać w zgodzie z najważniejszymi, można by rzec, moralnymi zasadami, choć oczywiście do rycerskich bohaterów jest im daleko. Niemniej jednak warto pamiętać, że wszyscy bohaterowie Cyberiady to roboty, antynomie białkowców, choć prawdopodobnie w swoim mniemaniu dużo lepsi od ludzi, są istotami zatem na wyższym poziomie rozwoju, z genialnymi pomysłami i ich realizacją, a ponadto ich maszyny zawsze cechuje "podskórna" lojalność wobec konstruktora, nawet gdy oficjalnie lojalność winna jest tylko królowi danego królestwa. Ostatecznie zatem, gdy król po wykorzystaniu konstruktora chce się go pozbyć, może się to skończyć tylko na obiciu i porzuceniu gdzieś w kosmosie, ale jednak ujściu cało z każdej historii. A cóż, władcy na ogół bywają mocno dwulicowi.
Język Cyberiady to osobny temat, godzien przynajmniej osobnego artykułu, analiz, z cytowaniem całej masy fragmentów, bo co drugi to lepszy, to zgrabniejszy, to trudniejszy... Przeplatając język naukowy z potocznym, staropolskie sformułowania z baśniową konwencją, masę neologizmów z archaizmami, stworzył Lem dzieło niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju, niesamowicie oryginalne i niezaprzeczalnie niepowtarzalne! Ale przecież..
- To wszystko sofizmata! - wykrzyknął Trurl, tym bardziej gwałtownie, że słowami przyjaciela poruszony. - Elektrony skaczą nie tylko wewnątrz głów naszych, ale i wewnątrz płyt gramofonowych i z tej powszechności nic takiego nie wynika, co by uprawniało do analogii tak hipostatycznych! **
Możecie to sami sprawdzić. Do czego gorąco namawiam.
Cyberiada, Stanisław Lem, Agora SA, Warszawa 2009
* str. 33
** str. 155