Tymczasem wybuchła wojna i dostałem się do niewoli. Była to dziwna niewola, zupełnie różna od owej niewoli męskiej, pełnej powagi, gdzie wojenne trudy otrzymują w zagrodzonym drutem kolczastym terenie od nieprzyjaciela pełną satysfakcję za cnoty męstwa, a palmę męczeństwa od rodaków.* Tak rozpoczyna swoją historię narrator Jeziora Badeńskiego i w ten mniej więcej sposób ją zakończy. Powtarzające się nieustannie zdanie o wybuchu wojny i dostaniu się do niewoli po pierwszym, irytującym wrażeniu, zaczyna stawać się jak niema kropla drążąca skałę. To drążenie doprowadza do wniosków zgoła odmiennych niż to sugeruje pierwsza warstwa fabularna powieści.
A w tej wierzchniej warstwie jest opisany obóz internowanych z Polski Anglików, Francuzów i Polaków. Obóz, który przypomina jakieś dziwaczne kolonie dla dorosłych, umiejscowiony w szkole gimnazjalnej w małej miejscowości, o której Dygat pisze "Konstancja", gdzie zniewolenie polega głównie na przetrzymywaniu internowanych w jednym miejscu. Tak poza tym nie mogą jednak narzekać. Są regularnie karmieni, mają względną swobodę osobistą, mogąc rozmawiać ze sobą bez żadnych przeszkód, spotykać się, spacerować, a nawet romansować. Czas płynie tu wolno, pogawędki są mniej lub bardziej burzliwe, chwilami powstają dyskusje o charakterze międzynarodowym, w których przedstawiciele różnych narodów sypią sobie nawzajem docinkami. Są to jednak kulturalne rozmowy, z wzajemnym szacunkiem, przypominające stylem salonowe rozgrywki. Jedyną codzienną rozrywką są posiłki i plotkowanie o sobie nawzajem. Wróg jest tutaj jakąś postacią abstrakcyjną, działania wojenne co najwyżej można sobie wyobrazić. Całe wojenne plugastwo jest odległe i bliższe mitowi niż rzeczywistości.
Kolejną odsłoną powieściowej fikcji są rozmyślania bohatera o jego dotychczasowym, dość leniwym i raczej mało oryginalnym, codziennym życiu. Wspomnienia związane z rodziną i jej francuskimi korzeniami, z rożnymi zdarzeniami z życia codziennego, a wreszcie z dziwnego związku z Ludką, dziewczyną w wielodzietnej rodziny, która trzyma się starych, dawnych zwyczajów. Co jednak jest bardzo pozorne, bowiem w zwyczajach tych jest również ignorowanie niepełnosprawnego dziadka, czy docinanie sobie nawzajem. Jednak rodzina Ludki wyróżnia się tym, że jej członkowie skupiają się wokół wspólnego, rodzinnego stołu i spędzają ze sobą czas, wbrew modzie, która wyciąga ludzi na ulice. Związek z Ludką jest pełen sprzeczności i teatralności we wzajemnych relacjach, brakuje w nim szczerości i zrozumienia. Zakończenie związku, równie teatralne, zamyka ten epizod w życiu naszego bohatera. Ciąg myślowy prowadzi więc coraz częściej do tematu polskości, narodowości, pytania o tę narodowość i zobowiązania wobec kraju. Trwa w tych myślach nieustanna walka z wpojoną tradycją, że Polak, niezależnie od oceny sytuacji, powinien walczyć i bronić swojego kraju, a własnymi przekonaniami, że walka i wojna to ogromne barbarzyństwo. Walka z wpojonym mesjanizmem własnego narodu, a niechęcią do uczestniczenia w nim. I gdy nareszcie pojawia się możliwość ucieczki z obozu, niespodziewanie zwycięża chęć, by z niej skorzystać. Ba, uniesiony na fali zwycięskiej ucieczki i patriotycznych odczuć główny bohater planuje nawet założyć legion polsko - francuski, by uwolnić oba zniewolone przez okupanta kraje. Jednak niewola, do której trafił narrator była o wiele potężniejsza, bo była to niewola własnego, wygodnego umysłu, który mimo wpajanych od lat dziecięcych tradycyjnych postaw narodowych, okazała się silniejsza. Można to podsumować jako nietypowa walka jednostki z przekonaniami ogółu. Jednak chwila, gdy narrator odkrywa, że tak naprawdę nie ma drogi ucieczki innej jak przepłynięcie wpław przez jezioro Bodeńskie i odczuwa ogromną ulgę i usprawiedliwienie dla swojego powrotu do obozu, sprawia, że wszystkie jego przemyślenia tracą impet i nośność, jako zwykłe przeintelektualizowane gadanie człowieka, skupionego tylko na swoim tu i teraz. Jakkolwiek zgadzam się że wojna i zabijanie to ogromne barbarzyństwo, tak postawa głównego bohatera była mi momentami obrzydliwa.
Dygat pisze niezwykle interesującym językiem, tworząc zdania o ciekawym, nieco przestawnym szyku. Intrygująco i chwilami poetycko, jakby ukazując w ten sposób odrywanie się myśli od codziennej nudy obozu do ciekawszego świata, ot chociażby drogi, przyrody, swobody w spotkaniach z ludźmi. Chwilami pisze bardzo interesująco że trudno się oderwać, momentami przemyślenia bohatera nużą. Choć nie da się ukryć, że często są celne odnośnie oceny polskiego narodu. Polecam jako lekturę ciekawostkę, jako inne spojrzenie na internowanie, obóz, jeńców wojennych, a także oryginalny sposób pisania.
Jezioro Bodeńskie, Stanisław Dygat, Świat Książki, Warszawa 2008
* str. 5
Bardzo chcę przeczytać tę książkę. Pomijam fakt, żę internowanie bohaterów odbywa się przepięknym miejscu.
OdpowiedzUsuńI pięknie opisanym :)
UsuńPamiętam, że podobała mi się ta powieść, jak również film. Chyba wrócę, bo czytałam ten post z nostalgią. Tylko, czy w tym zagonieniu lekturowym jest czas na wracanie do lektur raz przeczytanych? Tęsknię do czasu, kiedy robiłam to często, to było wtedy, kiedy czas darowany mi, wydawał mi się jeszcze nieskończony
OdpowiedzUsuńTen czas na powtórne czytanie jest bardzo potrzebny. Bo to jednak starzy, dobrzy przyjaciele, do których warto wracać.
UsuńChoć z drugiej strony jest też obawa, że po latach, po nabytych doświadczeniach zarówno życiowych, jak i lekturowych, posmak takiego powrotu może być z lekka zwietrzały.. Ale cóż, czasami trzeba zaryzykować :) Mam nadzieję, że znajdziesz trochę takiego czasu na powroty :)
Mam Te książkę Dygata, a także inne jego książki. Przeczytałam tylko Disneyland. Być może zbyt wcześnie, jak na posiadany wiek chciałam je czytać,a później oglądałam filmy nakręcone na podstawie jego książek i tak jakoś zeszło, że książki nadal czekają na czytanie.)
OdpowiedzUsuń"Disneyland" mam w planach :) Też kiedyś chciałam czytać Dygata, ale dziadek mnie od tego odwiódł, a teraz czekała na półce całe 3 lata na swoją kolej.. ;/ Ale ważne, że się doczekała :) A filmów.. nie znam..
UsuńA filmy dobrze zrobione uważam i warte oglądnięcia, Pożegnania z piosenką śpiewaną przez Sławę Przybylską,czy Jowita oparta na Disneylandzie.)
UsuńWierzę, że są nie najgorsze, ale mam jakiś taki dziwny zwyczaj, żeby nie oglądać ekranizacji. Choć nie powiem, gdy znalazłam wczoraj na youtubie całe "Kamienne niebo" na podstawie książki Krzysztonia to trochę mnie kusiło.. Ale nie poddałam się temu i filmu jednak nie obejrzałam. A wynika to z tego, że boję się, że wizja reżyserska odbierze mi moją wyobrażoną, czego naprawdę bardzo bym nie chciała, szczególnie,gdy książkę wiem, będę czytać pewnie jeszcze nie raz :)
UsuńPo części się z Tobą zgadzam. Ja teraz mało filmów oglądam, ale wolę wpierw przeczytać książkę, a później obejrzeć film. Gdy jest inaczej mam problem z sięgnięciem po książkę.)
UsuńWłaśnie :) A czasami człowiek nieświadomy, że film jest na podstawie książki, obejrzy najpierw i później z czytaniem jest jednak problem, bo widzi się twarze aktorów zamiast własnego wyobrażenia..
UsuńWłaśnie, chwilami przemyślenia głównego bohatera nużą, a chwilami książka wydaje się bardzo interesująca. Narrator nie budzi sympatii, mnie najbardziej irytował swoją postawą wobec kobiet i gadaniem. I tym, że wciąż chodził z ksiażką pod pachą, ale nie czytał za wiele :)
OdpowiedzUsuńA Twoim zdaniem ucieczka odbyła się rzeczywiście czy była tylko snem?
Traktowanie kobiet było fatalne, nie da się ukryć. Ale bardziej mnie irytował jednak tymi przemyśleniami o polskości, jakąś taką tanią błazenadą którą zwieńczył swoim odczytem.
UsuńCo do ucieczki to miałam wątpliwości, czy była naprawdę, czy tylko w jego śnie - pora nocna i dziwny zbieg okoliczności jeśli chodzi o spotkanych ludzi może sugerować to drugie. Ale rejterada jest dla mnie wyrazem jego autentycznych zachowań, to znaczy, myślę, że gdyby to się działo naprawdę, to zachowałby się dokładnie w ten sam sposób. I tym mnie już mocniej zniechęcił.
Stchórzyłby na pewno :)
UsuńTeż sądzę, że to był opis sny, ale sporo się nad tym zastanawiałam, bo Dygat opisał ucieczkę w taki sposób, że można różnie interpretować. W opisie tej sceny widać kunszt autora.
Też o tym myślałam! Nawet wracałam do początku opisu, żeby mieć pewność, że to rzeczywistość nie sen. Ale pewności jednak nie zyskałam do końca i myślę, że o to autorowi chodziło :)
UsuńO tak, widać kunszt, nie da się ukryć :)
Mnie ta powieść zmęczyła. Może czytałam w niewłaściwym momencie, może potrzebowałam innego typu emocji - bo choć czasu na delektowanie sie językiem i stylem pisarza miałam sporo, to jednak w przedstawionym klimacie się nie odnalazłam :-(
OdpowiedzUsuńA może po prostu to lektura, która Ciebie męczyła i już :) Każdy odbiera książki na swój sposób, więc nie ma co się przejmować. Podejrzewam, że parę lat temu ta powieść mnie też by zmęczyła. Miałam okres gdy nie podchodziła mi tego typu literatura. A teraz czytam z uporem maniaka ;) więc kto wie jak to się jeszcze odmieni i u Ciebie? ;)
Usuń