Pamiętam dawne swoje czytelnicze
czasy, gdy albo szczęście do tytułów, albo zachłanność
czytelnicza, powodowały, że wszystko mnie wciągało maksymalnie
swoją fabułą. Potrafiłam prowadzić wózek z najmłodszą siostrą
i czytać, iść przez ulice i czytać, wchodzić do wanny i czytać
nie zwracając uwagi na coraz zimniejszą wodę.
Czytaj więcej
To
są naprawdę odległe czasy. Nie wiem na ile to coś we mnie się
zepsuło, na ile zaczęłam bardziej wyczuwać sztampę czy
schematyczność, a na ile teraz jest trudniej o dobrą (ha, rzecz
jasna, subiektywnie!) lekturę. Być może, że to wszystko po trosze
spowodowało, że dużo rzadziej zdarzają mi się sytuacje, gdy
książka mnie zaczaruje. Dlatego aż mnie nosi, gdy jednak coś
takiego zadzieje się ponownie! Nawet gdy w zasadzie mogę powiedzieć
szczerze i od serca, że książki o młodzieńczym zakochaniu
naprawdę średnio mnie już interesują. Spójrzmy jednak prawdzie w
oczy: jestem bardzo łatwa, gdy w grę wchodzi Szekspir.
Harmonia wizja świata
„Niespodziewanie
jasna
noc” Renaty Frydrych jest niespodziewanie wyśmienitą historią, w
której można znaleźć wszystko, oprócz schematu. No
dobrze, żeby nie było że jestem zupełnie nieobiektywna:
oczywiście, że schemat, że dwoje ludzi się poznaje jest. Problem
w tym, że oni się poznają.. i nie poznają. I niestety, nie mogę
powiedzieć więcej, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Ad rem jednak!
W
mojej zupełnie dziwacznej ocenie całości mamy dwóch ważnych
bohaterów: Harmonia i Szekspira. Harmoń to żartobliwa ksywka dla
nowego pracownika ochrony metra, który parę lat wcześniej
przeszedł zapalenie mózgu. Choroba była na tyle rzutująca na jego
życie, że doznał amnezji. Nie pamiętał siebie sprzed okresu
nieprzytomności, wiedział kim był i co robił, ale nie, nie
pamiętał tego i już nie potrafił być właśnie taki. Natomiast
stał się osobą, która ma znaczący wpływ na cudze poczucie
spokoju i harmonii wewnętrznej. Dla
świata zewnętrznego zidiociał kompletnie. Dla mnie stał się
najwspanialszą postacią literacką od czasów dziecięcych
zachwytów nad Kubusiem Puchatkiem i Włóczykijem. Przez Harmonia
przemawia najpiękniejsza wizja świata, o jakiej słyszeliście.
Szekspir
zaś zupełnie namieszał w życiu niejakiego Kuby Sokołowskiego. Zawrócił w głowie „Burzą” obejrzaną w Teatrze Narodowym i wywrócił do góry nogami ambitne prawnicze plany na przyszłość.
Romeo i Julia?
Rzecz
jasna, ani Harmoń ani Szekspir nie są głównymi postaciami w tej
opowieści. Obok Kuby poznacie oryginalną dziewczynę, Alice Green.
Alice mieszka w Londynie, od 13-ego roku życia boryka się z
ogromnymi problemami z nerkami, które po prostu przestały pracować.
Przez lata dializ, częstych pobytów w szpitalu, wypracowała w
swojej wyobraźni własną wersję miłości, o której marzy i do
której tęskni.
Kuba w Warszawie, do tego z dziewczyną taką na dobre i złe, z
paczką przyjaciół i całym życiem zaplanowanym przez ambitnego
ojca, oraz Alice, bez mała wiecznie przykuta do łóżka londyńskiego
szpitala. Jak na siebie trafili? Oczywiście przez internet. On
zobaczył jej rysunek, wywiązała się rozmowa, wreszcie odwaga by
porozmawiać przez Skype’a. I nagle wszystko się zmieniło..Co ma
z nimi wspólnego Harmoń? Bardzo wiele! Nie będę jednak więcej
pisać, powiem wprost: to jest książka, którą się nosi długo w
głowie i nie można przestać się uśmiechać. Nie można!
Jak radzić sobie ze szczęściem?
Nie wiem, co najbardziej mi się podobało w tej powieści. To, że już od pierwszego zdania poczułam się jak w tej właściwej dla mnie bajce? To, że pokochałam Harmonia z całego serca i każde jego zdanie? Czy może to, że życie jest jak najbardziej? Pozostaje jeszcze w obwodzie niezwykły kurs na okoliczność bycia ofiarą napadu niespodziewanego szczęścia. Niewykluczone, że to on zawinił, chociaż pewności nie mam. Jest jeszcze parę wskazówek, ale może ponowna lektura odpowie mi na to pytanie. A może nie będę wiedziała tego na pewno, pewne rzeczy się w końcu tylko czuje. Jeśli książka jest lustrem, która odbija to co we mnie już jest, to jestem przeszczęśliwa że mogłam zobaczyć to właśnie odbicie.
W „Niespodziewanie jasnej nocy” znajdziecie sporo ciekawych
wątków. Fragmenty świetnych scenek filmowych, dużo pięknych i
celnych zdań, wreszcie oryginalną opowieść o miłości. A także niebanalną konstrukcję całości. Właściwie
to jest takie cudowne remedium na kiepski nastrój, książka do
wielokrotnego czytania (cierpię na tę przypadłość, że dzielę
książki i filmy na takie, które są jednorazowe i takie, które są
do wielokrotnego powtarzania). Zostawiam powieść Renaty Frydrych
na półkach, z przyjemnością przeczytam poprzednią i będę
czekać na kolejne. I musiałam wam o tym opowiedzieć, podzielić
się, bo uwierzcie, to naprawdę rzadkie, gdy książka mnie aż tak
zachwyci.
A i ważne jeszcze: dobra opowieść o miłości to nie zawsze
prawdziwy happy end i „żyli długo i szczęśliwie”. W zasadzie
dobra powieść o miłości to powinna się zaczynać od pierwszych
chwil małżeńskiego życia, a nie kończyć ślubem. Ale to już
nie dotyczy „Niespodziewanie jasnej nocy”... bo ona kończy się dużo, dużo lepiej.
premiera: 13 lutego - nie przegapcie!
Renata Frydrych, "Niespodziewanie jasna noc", Wydawnictwo Literackie 2019