Cóżeś mi uczynił Panie profesorze, tak nękając nas i biednego Hłaskę na zajęciach z Teorii Literatury! Przecież ja na Hłaski opowiadania patrzeć potem nie mogłam, bo mdłości miałam, toteż na egzamin, jak sam Pan pewnie zauważył, przywlokłam biednego Iwaszkiewicza. Też nic nikomu nie winien, ale jakoś tak chciałam dla odmiany zmierzyć się z Tatarakiem, zamiast ciągłego zabijania psa. Szczególnie, że mi to zabijanie potem po nocach się śniło. I w efekcie do Hłaski nie sięgałam od lat wielu.. Zbyt wielu.
Oczekiwanie na jutrzejszą premierę reedycji biografii Hłaski (autor obiecuje trochę świeżości w postaci nowych informacji jakie pozyskał) oraz ostatnia wizyta w bibliotece przywiodły mnie ponownie w cyniczny świat polskiego Jamesa Deana, jak go nazywali mu współcześni. Wzięłam z biblioteki tomik, zawierający powieść Nawrócony w Jaffie i opowiadanie Opowiem wam o Esther, jeszcze z 1974, jeszcze publikowanego w Londynie, jako że Hłasko długo był persona non grata dla polskich władz, które jak wiemy decydowały o tym kto i co jest w Polsce wydawane. Frustrujące, że wtedy Hłaski do kraju nie chcieli wpuścić, mimo starań jego i Agnieszki Osieckiej i innych osób, które poprosił o pomoc. Nie mogłam tego przeżyć, na studiach, gdy czytałam pierwszy raz biografię Hłaski (tę samą, którą jutro Prószyński wyda uzupełnioną), nie mogłam zrozumieć. Nadal ta historia mnie zadziwia.
Nie lubiłam długo Hłaski. Cynicznego, wrednego. Pełnego zatrutych dialogów. W liceum był moją pietą achillesową, za to na studiach zainteresował mnie swoim życiem. Zaczęło się od historii z chrztem, po której Hłasko stał się moim ulubieńcem i którą z upodobaniem lubię wspominać. Znana już historia mówi o tym, że gdy chrzczono 2-letniego Hłaskę, na pytanie czy wyrzekasz się szatana?, chłopiec miał odpowiedzieć nie. Dla mnie to było to coś, ta iskra, która powoduje, że nagle ktoś mnie zainteresuje. I tak zaczytywałam się w ówczesnej wersji Pięknego dwudziestoletniego, bodajże wydanej w 2000 roku. Ale ile było jej wersji, ile uzupełnień, to już niestety nie wiem. Wiem, że Czyżewski, brat cioteczny Hłaski, jako jeden z niewielu bliskich żyjących pisarza, miał największy dostęp do wspomnień, archiwalnych danych czy listów.
Nawrócony w Jaffie to kolejna cyniczna historia o dwóch żigolakach, którzy wykorzystując apetyty seksualne turystek, wikłają scenariusz dla każdego "romansu", bohaterem pobocznym czyniąc psa, psa, który musi zginąć. Wstrząsający banał, który pozwala jednak przetrwać w Izraelu, gdzie imając się różnorodnych prac w oczekiwaniu na kolejną "narzeczoną", jak chociażby wydeptywania "perskich" dywanów, nadal jednak przeżywają dni pełne głodu, bezdomności i nieustającej wędrówki. Ich rozmowy nie są przyjacielskie. Niby podróżują razem i wspólnie działają w kwestiach scenariuszy dla kolejnych randek, to jednocześnie działają wobec siebie jak dwaj wrogowie. Jakby pastwienie się jeden nad drugim, dodawało im sił. Nie ma tu morałów, nie ma żadnych odpowiedzi, choć pojawia się mnóstwo pytań. I kolejne oszustwo w postaci udawanego nawrócenia. Pada więc proste pytanie - co tu może się podobać? Sama nie wiem. Jest tu stały element pojawiający się w całej twórczości Hłaski - zagubienie człowieka. Zagubienie we własnym życiu, we własnej grze, we własnych scenariuszach.
Podstawową formą jaką posługuje się Hłasko jest dialog. Tu dialogi głównie Roberta i alter ego Hłaski, nazwanego zresztą po nazwisku (ale tylko raz) przez fabrykanta fałszywych dywanów perskich. Te dialogi są rozmowami pomiędzy reżyserem (Robertem), który aż kipi od pomysłów jaki romantyczny obraz może wytworzyć jego aktor (Hłasko), który ma za zadanie odegrać główną rolę. Są też statyści w tym "filmie" w postaci grubej kobiety, czy mężczyzny bez nóg. Jest historia, którą tworzą na "oczach" czytelnika. Jednocześnie dając upust całemu swojemu cynizmowi i zakłamaniu. Tyle, że ta historia istnieje tylko w tych dialogach, swoistych didaskaliach do znanej im już i często odtwarzanej sztuki. Jednakże nie ma sztuki. Są tylko ramy tej opowieści, które zaczynają je i kończą w autobusie, podczas kolejnych dialogów.
Opowiadania i powieści Hłaski zaczynają się często w taki sposób, że pozostaje wrażenie, że są kontynuacją jakiegoś poprzedniego wątku. Może z poprzedniego opowiadania? Może z poprzedniej myśli, jaka pojawiła się w powieści? Tu niewątpliwie mamy bohaterów, którzy pojawili się już w Drugim zabiciu psa. Wrażenie kontynuacji bądź niedopowiedzenia pozostaje przez całą lekturę. Tylko pozostaje pytanie, czy niedopowiedziane było Drugie zabicie psa, czy Nawrócony w Jaffie? Tego nie wiem, ale wiem, że chętnie wyciągnę z biblioteki wszystko co dostępne i doczytam, dopowiem, a potem utonę znowu w biografii Hłaski, robiąc tym samym długo odkładane drugie podejście do Hłaski. Panie profesorze, tak z myślą o Panu po trosze :)
Nawrócony w Jaffie. Opowiem wam o Esther. Marek Hłasko, Nakładem Polskiej Fundacji Kulturalnej, Londyn 1974
tytułowy cytat pochodzi z powieści Następny do raju
W liceum Hlasko i jego ksiazki byly zaczytywane przeze mnie na smierc:)
OdpowiedzUsuńPozniej mialam dluga przerwe. Teraz widzac jego biografie w zapowiedziach mam znowu powrocic do jego ksiazek i przekonac sie, czy bedzie mnie zachwycal jak kiedys...
Biografie oczywiscie kupie, nie moge przeoczyc takiej pozycji:)
Ja też tak miałam :) Byłam taką młodą gniewną więc wpasował mi się w klimat :)
UsuńJa chyba miałam zadatki na młodą gniewną, o czym może świadczyć przesłuchiwany w liceum album Świnie ;) ale Hłasko wtedy nie wpisał się w ten bunt ;) Za to teraz jakoś tak chętniej mi się go czyta. Wtórna młodość? ;)
OdpowiedzUsuńJa bylam bardzo gniewna jak bylam mloda.
UsuńPamietam to poczucie niezrozumienia i ostra faze buntu :D
To tak jak ja :)
UsuńWiesz, moja historia jest trochę bardziej skomplikowana :) Długo by opowiadać. Ale normalnego okresu dorastania nie miałam, to i i bunt miał inny wyraz.
UsuńNie czytałam jeszcze nic Hłaski, choć jego "Piękni dwudziestoletni" mnie prześladują i bardzo chciałabym od tej książki zacząć. Szczerze powiedziawszy ja do Hłaski dotarłam przez Komedę, z którym się przyjaźnił i którego śmierć nierozerwalnie związana jest z osobą Hłaski. Szukałam jakiś czas temu ciekawej biografii M.H. ale przyznaję, że na nic zwracającego uwagę nie trafiłam. Cieszę się, że jak mówisz wznawiają tą biografię. Przeczytam na pewno:)
OdpowiedzUsuńNie wiem jaki masz stosunek do tak ostrego cynizmu, więc nie wiem do końca czy Hłaskę polecać ;) Na pewno warte uwagi są jego dialogi. Poza tym też istnieje spory rozłam między pisarstwem jeszcze w Polsce, gdzie Hłasko jest najbardziej młody gniewny i bierze rozbrat z polską rzeczywistością, a między pisarstwem na emigracji. Szczerze mówiąc mi najbardziej podobają się opowiadania nazywane izraelskimi, choć napisanymi już po wyjeździe z Izraela. Biografię Czyżewskiego zaś polecam bez dwóch zdań :) choć z drugiej strony nie wiem jaka będzie moja jej percepcja po tylu latach ;)
UsuńW fazie licealnej Hłaski nie strawiłem, chociaż był absolutnie modny:) Kilka opowiadań weszło, ale bez szału. Tylko Pięknych dwudziestoletnich wspominam lepiej, ale to też chyba mniej typowa książka Hłaski. A jego utwory emigracyjne już w ogóle mi nie podchodziły. Pięć tomów dzieł leży gdzieś w pudle do dziś...
OdpowiedzUsuńTo ja dokładnie tak samo - w liceum był dla mnie niestrawny zupełnie :) "Piękni dwudziestoletni' to w zasadzie forma autobiografii, dlatego jest nieco inna od jego opowiadań/powieści. No mi utwory emigracyjne wchodzą jakoś lepiej :)
UsuńJa taki słaby młody gniewny byłem, może dlatego się nie polubiliśmy:) Do Stachury też mnie nie ciągnęło:P
UsuńMożliwe, kto wie ;) Ale z tego by wynikało, że ze mnie też słaba młoda gniewna była ;) Paradoksalnie jednak w Stachurze byłam wtedy (jestem zresztą nadal) zakochana. Literacko jednak nie widzę między nimi jakiegoś powinowactwa.. A powinnam? :)
UsuńPojęcia nie mam, bo Stachurę znam tylko z relacji koleżanek, które były młode i gniewne:P I najwyraźniej dostrzegały jakieś powinowactwo duchowe :D
Usuńpowinowactwo duchowe..no coś w tym jest, przyznaję :D ale swoją drogą między romantycznym Stachurą a cynicznym Hłaską jest taki rozstrzał, że.. aż muszę to sobie przemyśleć :D
UsuńPewnie bardziej chodziło o nimb "autora przeklętego" niż powinowactwa literackie:P
UsuńJa też należę do osób, które zaczytywały się utworami Hłaski w liceum - miałam takie 5-tomowe dzieła wybrane, w czarno-białych okładkach i szybko zaczęły mi się ich grzbiety rozklejać. Ale po biografię jakoś nie sięgnęłam nigdy - do nadrobienia ;-)
OdpowiedzUsuńJa gdyby nie biografia to pewnie nadal bym podchodziła do Hłaski jak do jeża :) Dopiero gdy poznałam ciekawą postać chciałam też poznać jego twórczość. I jakoś mam wrażenie, że przez pryzmat jego życia czyta się to wszystko zupełnie inaczej :)
Usuń