Ale był taki wieczór, zdaje się ze nasz przedostatni już w Afryce, który spędzaliśmy w rezerwacie Sanbona. Nasi strażnicy (których ulubiony kolega uparł się nazywać randżersami ;D) tego wieczora w drodze powrotnej z safari zatrzymali się i kazali nam wysiąść. Światła samochodów zostały zgaszone, a my mielismy spojrzeć w niebo. I ten zapierający dech w piersi widok chyba zrekompensował wszystko co czułam przed wyjazdem. Diamenty usiane na aksamicie nieba. Mleczna Droga. Krzyż Południa. Pas Oriona. Mars i Wenus. I opowiadana kobiecym głosem piękna legenda o tym jak powstałą Mleczna Droga. Coś niezapomnianego.
Dlatego gdy przeglądając ofertę wydawniczą Świata Książki zobaczyłam Gwiazdy nad Afryką wiedziałam, że muszę to przeczytać :)
Jest rok 1906. Kobiety nie mają prawa do głosowania, ich jedyną rolą w społeczeństwie jest być czyjąś matką i żoną. I nikim więcej. Możliwości zawodowe są mocno ograniczone, kobietom niezamężnym pozostaje do wyboru bycie guwernantką czy służącą. Wiele kobiet przyjmuje tak ustanowione przez mężczyzn zasady jako coś naturalnego i cieszy się z bycia np. panią doktorową. Ale są też takie, którym taka rola nie wystarcza. Chcą się kształcić, zdobywać doświadczenie zawodowe. Taką kobietą jest właśnie Amelia von Freyer, która postanawia zostać lekarką. Trzeba naprawdę sporej odwagi i determinacji, by w świecie zdominowanym przez mężczyzn robić karierę lekarki. Niestety mimo tych imponujących cech charakteru Amelia nie może wpłynąć na mentalność mężczyzn, którzy traktują kobiety jako osoby nadto uczuciowe, by mogły kierować się rozsądkiem, którym brakuje logiki w sposobie myślenia i które częściej kierują się emocjami niż wiedzą czy doświadczeniem. Dlatego gdy zostaje wyśmiana podczas przedstawiania wyników swojej pracy podczas konferencji w Berlinie, gdy jej propozycja by uczestniczyć w wyprawie profosora Kocha została przyjęta z pobłazliwością, Amelia postanawia wrócić tam, gdzie się wychowywała - do Niemieckiej Afryki Wschodniej.
W długiej podrózy na statku Amelia poznaje kilka nowych osób z otoczenia kapitana, prowadzi towarzyskie konwersacje, opowiada historię z dzieciństwa, gdy zupełnym przypadkiem udało jej się poskromić lamparta i uratować małego chłopca, Davida. Podczas właśnie takiej rozmowy pojawia się mała dziewczynka, Marie, która zaprowadzi panią doktor do umierającej matki i w ten oto sposób w zyciu Amelii pojawi się jej siostra krwi, Hermina, która jak się okaże odegra w zyciu lekarki ciekawą rolę..
Pierwotny plan podróży, by zostać w Salamie, zbudować razem z bratem szpital, zmienia oszałamiająca dla kobiety lekarki propozycja poznanego na statku kupca by wzięła udział w naukowej ekspedycji, której zadaniem będzie badanie działania leku o nazwie atoksyl na chorobę zwaną śpiączką afrykańską...
Długie safari przez busz, sawannę, niespodziewane wydarzenia, oraz charakter pani doktor, sprawiły, że na chwilę ponownie znalazłam się w Afryce i ponownie zobaczyłam te wszystkie gwiazdy. Ale też przeżyłam przygodę, zobaczyłam Afrykę nowym spojrzeniem. Czas kolonizacji nie był dla niej najlepszym okresem. Autochtonów traktowano jako podgatunek, nie liczono się z ich wierzeniami, ani z ich życiem. Pacjenci byli dla niektórych lekarzy raczej przedmiotami do eksperymentowania z nowym lekiem i jego właściwościami. Ludzie słabego charakteru zaczęli upatrywać przyjemność w zabijaniu. Ci którzy chcieli naprawdę pomagać i leczyć musieli walczyć ze swoimi rodakami, uczestnikami ekspedycji, o możliwość leczenia.
Podoba mi się jak pisarka wprowadza w tło historyczno-społeczne, podoba mi się też postać Amelii, choć czasami wydawało mi się, że jest zbyt bierna w swoich zachowaniach, bo jednak ciężko było mi się oswoić z jej sytuacją - ze to mężczyźni decydowali o jej zawodowym być albo nie być. Ale gdy weźmie się na to poprawkę, trzeba jej przyznać, że zachowała dużo zimnej krwi. Jest tez parę romantycznych wątków, ale podoba mi się, że ksiązka nie została nimi przytłoczona, ani, że nie okazały się watkiem najważniejszym.
Polecam goraco!
:)
Gwiazdy nad Afryką, Ilona Maria Hilliges, Świat Książki, Warszawa 2011
Mała aktualizacja dla niewtajemniczonych - wyjazd do Afryki był niestety wyjazdem służbowym z klientami.
wyobraziłam sobie drogę mleczną...fajnie że tu jesteś :*
OdpowiedzUsuńi jak zwykle moja lista "koniecznie przeczytać" się poszerzyła ;)
OdpowiedzUsuńO jeżu (jak byk)... wyjazd służbowy z klientami do Afryki...
OdpowiedzUsuńCzy miejsce, gdzie pracujesz, nie potrzebuje nowych pracowników? ;)
Myślę, że coś mogłoby się znaleźć, ale wątpię, żebyś był zadowolony ;)
UsuńOjtam zaraz niezadowolony. Załatwiaj :-)
UsuńAle wiesz, że wtedy spanie w biurze w środku dnia odpada? ;)
UsuńNo cóż, nawet to jakoś przetrwam ;)
Usuń