W dzieciństwie wydawało mi się, że mojej rodzinie nic nie grozi, a później mój ojciec stracił pieniądze i strzelił sobie w łeb. Matce wystarczyło jedno spojrzenie na krew rozlewającą się po wyfroterowanej podłodze, by wypuścić z rąk paczkę świeżo wyhaftowanej pościeli i niemal w jednej sekundzie oszaleć. Myślałam, że Cesarzowa Aleksandra jest bezpieczna. Przez jeden krótki moment naiwnie sądziłam, że mam wszystko, czego potrzebuję, a nawet więcej, lecz i to okazało się przyjemną ułudą. Zastanawiałam się, czy jedyne, na co może liczyć człowiek, to iluzja i ślepy traf. Zostałam bowiem zmuszona do konkluzji, że świat jest z gruntu niebezpieczny i przerażający. Tej lekcji nigdy nie zapomnę.*
Niegdyś zafascynowana tematem, który tak naprawdę nigdy nie ma końca i ostatecznego rozwiązania, nad ludzką skłonnością do zła i dobra zaczytywałam się w różnorodnych książkach próbujących rozwikłać ten problem. Czy zło jest w nas naturalne, czy rozwija się dzięki jakimś specyficznym okolicznościom? Czy to predyspozycje osobowościowe, czy może wychowanie lub genetyka? Oczywiście możemy wchodzić w dywagacje na temat tego kto określa co jest złe a co dobre, w sytuacjach gdy człowiekowi zagraża życie. Bo właśnie w takich okolicznościach wszystko co dotąd wydawało się oczywiste, dawno ustalone, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Grace Winter jest jedną z osób ocalałych po zatonięciu statku Cesarzowa Aleksandra. Na szalupie ratunkowej, która według oznaczeń powinna zmieścić 40 osób, a w praktyce może zmieścić ledwie 70% tej liczby, znajduje się 39 osób. W przeważającej większości są to kobiety, jest również kilku mężczyzn i jedno dziecko. Początkowo zszokowani nową sytuacją, chaosem, potwornymi wydarzeniami jakich byli świadkiem (i w jakich brali udział..), zaczynają skupiać się na tu i teraz i konieczności przetrwania. Mają sporo szczęścia, ponieważ wśród nich jest jeden z marynarzy John Hardie, doświadczony i jak się wydaje początkowo rozsądny i twardo stąpający po ziemi człowiek. Przejmuje niejako dowództwo nad garstką ocalałych korzystając ze swojej wiedzy oraz doświadczenia na morzu. Wydziela porcje wody i jedzenia tak, aby wystarczyło wszystkiego na jak najdłuższy czas. Steruje łodzią i kieruje nią w taki sposób by jak najmniej wody dostawało się na jej pokład.
Ale główny problem w postaci nadliczbowej ilości pasażerów, przez co łodzi, a więc i wszystkim pasażerom, grozi zatonięcie, cały czas jest palącą kwestią do rozwiązania.
I teraz pada pytanie.. Czy ktoś się zgodzi na ochotnika opuścić szalupę?
Po 21 dniach spędzonych na pełnym morzu Grace ma problemy, żeby poskładać całą historię w chronologiczną całość. Powoli jednak odtwarza kolejne wydarzenia, podkreślając przy tym, że nie ufa do końca ani własnej pamięci, ani przekazowi pozostałych ocalałych. Historie opowiadane na szalupie bowiem żyją swoim własnym życiem, wracając do głównego opowiadającego z całą serią nowych detali. Obserwacje rozmywają się, nie wiadomo na ile coś jest obiektywnie zasłyszanym bądź widzianym faktem, a na ile iluzją udręczonego ciała. Wszystko więc jest niczym potworny koszmar, do którego Grace musi wracać, żeby móc obronić się przed postawionymi jej zarzutami o zabójstwo pierwszego stopnia..
Trudno jednak jest jednoznacznie polubić Grace, bo wywołuje w czytelniku sporo ambiwalentnych odczuć. Jej postawa jest w dużej mierze bierna. Bardziej obserwuje niż działa, biorąc jedynie aktywny udział w usuwaniu zbierającej się na dnie szalupy wody.Szuka ratunku w spojrzeniach, gestach, upatruje siłę i moc najpierw w panu Hardiem, a potem w pani Grant. Może dlatego tak zaskakuje, gdy w końcu ruszy do ataku?..
Lifeboat to jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem i nie można się oderwać. Narracja budująca napięcie, odsłaniająca wydarzenia w sposób konsekwentnie obnażający bezlitośnie ludzką naturę i najważniejszy z instynktów - samozachowawczy.. Przypomina mi się z Zimbardo, który w Efekcie Lucyfera wracając do swojego eksperymentu więziennego i porównując go do wydarzeń w więzieniu Abu Ghraib stwierdza, że to określone sytuacje i role społeczne jakie są nam narzucane mogą sprawić, że ktoś kto na co dzień jest łagodną osobą, zmienia się w znęcającego się nad innymi strażnika więziennego. Że może jest tak, że jest w nas i zło i dobro i określone warunki mogą z nas wyzwolić jedno albo drugie.. Ale czy tak jest do końca? Pewności nie mam. Jakby nie patrzeć temat rzeka.. Autorka zaś interesująco sobie z nim poradziła.
*Zgubieni, Charlotte Rogan, Znak, Kraków 2012, str 87
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz, cenię sobie każdą uwagę odnośnie wpisu i jego zawartości.
Uprzejmie proszę o nieskładanie mi życzeń świątecznych, ponieważ ich nie obchodzę.