Trochę trudno mi być obiektywną wobec pisarza, którego książki czytam od ponad 17 lat; na którego kolejne tłumaczenie każdej powieści rzucam się niczym wygłodniałe stworzenie na żywność i który stworzył mojego prywatnego bohatera wszechczasów - sir Samuela Vimesa. Ale szczerze muszę przyznać, że chwilę dłużej czytałam tę książkę, niż normalnie mi to zajmuje. Mimo, że uwielbiam każdą książkę poświęconą Vimesowi, tak jednak tutaj coś nie do końca zagrało. Co nie oznacza, że mogłabym porzucić książkę bez doczytania! Szczególnie, że jak zwykle końcówka u Pratchetta wywołuje uśmiech na twarzy, dlatego zawsze, zawsze warto, nawet gdy wyjątkowo nie do końca wciąga!
W tym odcinku przygód komendanta Straży Miejskiej Ankh Morkporok, diuka Ankh Samuela Vimesa mamy niecodzienną okazję zobaczyć jak komendant wybiera się na urlop i co podczas owego urlopu się wydarzyło. Oczywiście, to nie on jest pomysłodawcą idei urlopu, idei, która sama w sobie wywołuje autentyczny protest i zdziwienie, że tak w ogóle to po co? Ale zarówno on jak i Vetinari podlegają sile wyższej, która jak wiemy, przyjęła postać żony Vimesa, lady Sybil. A ta niewzruszenie uważa, że jej mąż, oraz syn, potrzebują trochę świeżego wiejskiego powietrza, oraz odpoczynku. Że Vimes odpoczywać nie potrafi to wie już każdy i nawet Sybil musiała w końcu przyjąć to do wiadomości, gdy już podczas pierwszych dni urlopu Vimes natyka się na zwłoki. Jak to mawiają, jest policjant, znajdzie się i przestępstwo. Tu zaś jest ich cała moc, której podwaliną jest nietolerancja i rasizm.
W świecie Dysku pojawia się wiele różnorodnych ras i gatunków. Czasem nie wiem do końca jak niektóre zaklasyfikować. Krasnoludy, trolle, wampiry, wilkołaki to przeciętna populacja Ankh Morporok (ludzie też oczywiście..). Są również gobliny, które uważa się raczej za gatunek zwierząt, mimo, że potrafią mówić i myśleć, a nawet wytworzyły własną kulturę i wierzenie Unggue Had (inna sprawa, że dość obrzydliwe..). A jednak zostały zepchnięte głęboko pod ziemię, gdzie mieszkają i próbują kultywować swoje tradycje. Jak wiemy jednak człowiekowi nie wystarczy zwykłe upodlenie jakiejś podrzędnej według niego istoty, więc wymyśla dodatkowe rozrywki, jak wykorzystywanie goblinów jako niewolników. Albo bardziej kreatywnie, zamordowanie goblinki, ot tak, bez powodu. Ale tu wkracza Vimes, który.. No dobra, jakby to był czasy dworskie, panny i rycerze to ja bym była tą omdlewającą panną na widok Vimesa. Serio, serio, poważna konkurencja dla mojego meża, tylko cii, nie wydajcie mnie :) Dobrze, że to postać fikcyjna :) W każdym razie Vimes jest swego rodzaju idealistą (trochę jak ja..) który uważa, że prawo jest po to żeby go przestrzegać. I nie, nie, żadnych odstępstw proszę państwa, tylko dlatego, że pochodzicie z jakiegoś wysokiego rodu, czy macie majątek wart całego Ankh Morporok. Vimes uważa, że sprawiedliwość być musi i po wielu przygodach, łącznie z uratowaniem Wielkie Pipki, przepraszam, Pięknej Pipki i przetrwaniem na wodach Zdradzieckiej Staruchy do tej sprawiedliwości w wielkim stylu doprowadzi.
W międzyczasie Fred Colon natknie się na urnę goblina, przez co będzie mieć kłopoty, lady Sybil wyda kilka towarzyskich przyjęć, podczas których Vimes..zabłyśnie ;) i poznamy panią od kupek, która nosi w sobie również sporo ideałów i dzięki temu pewna goblinka może olśnić publiczność piękną grą na harfie. Wszystko to razem przystrojone typowym dla Pratchetta ciętym humorem, przypisami i świetnymi dialogami. Innymi słowy kolejna udana historia. Tylko trochę mniej wciągająca niż zwykle :)
Ale co tam - Pratchetta czytać trzeba! ;)
Niuch, Terry Pratchett, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2012
Lubię Vimesa. Chociaż najważniejszym i ulubionym bohaterem (fakt, można pomyśleć, że drugiego planu, ale kto zna, ten wie, że to tylko wrażenie złudne) książek o Ankh jest dla mnie Vetinari. Ironiczny cwaniak, myślący na 118.3 ruchu naprzód ;) Trochę taki ja ;D
OdpowiedzUsuńA w ogóle z Pratchetta całego najbardziej lubię Nianię Ogg ;) No i ŚMIERĆ.
Tak się własnie zastanawiałam, kogo Ty mi przypominasz... Ale mam nadzieję, że nie masz na imię Havelok? ;)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze lubię Anguę, ŚMIERĆ obowiązkowo! :) Niania też jest super, szczególnie jej imponująca rodzina :) Ale wolę Babcię Watherwax, bo cierpka i mądra ;)Kurczę, tu jest tyle fajnych postaci, że nie sposób wybrać takiej naj, naj ;) No ale dla mnie Vimes jest..poza konkurencją ;)
Anguę przestałem lubić, jak uciekła od Marchewy ze swoim dawnym "przyjacielem" ;) Tak, wiem, nie uciekła na zawsze i w dodatku miała jakieś tam niby-powody, ale jednak ;)
OdpowiedzUsuńHavelok? Nieeee, nie mam tak na imię :)
A teraz... nie pozwól mi się zatrzymywać ;D ;D ;P
Ja wyparłam z pamięci ten epizod z ucieczką Anguy ;) ale faktycznie, dla mnie też stał się przysłowiową rysą na szkle.. Tyle, że jestem stała w uczuciach i tak łatwo ich nie zmieniam ;P
OdpowiedzUsuńUff ;)
;P :D